W ciągu kilku ostatnich miesięcy obserwujemy w Polsce intensywne zakupy uzbrojenia. Wojna w Ukrainie sprawiła, że także w wielu innych państwach NATO postanowiono zwiększyć inwestycje w obronność. Jak poinformował podczas madryckiego szczytu sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, do 2024 roku 2% PKB na cele obronne przeznaczać będzie 19 z 28 europejskich członków Sojuszu.
Już od kilku lat polskie wojsko ma do dyspozycji samobieżne moździerze Rak.
Sytuacja geopolityczna na świecie w ostatnich latach się pogorszyła. W Europie cezurą była agresja Rosji przeciwko Ukrainie w pierwszych miesiącach 2014 roku. Wiele państw zachodnich nie potraktowało jednak tego wydarzenia jako impulsu do obudzenia się z letargu, w który popadło w czasach pozornego spokoju po zakończeniu zimnej wojny. Przez lata zresztą poszczególne państwa nie reagowały na kolejne wezwania NATO do zwiększenia wydatków na obronność, których minimalny poziom – co najmniej 2% produktu krajowego brutto – zasugerowano już w 2006 roku, a potem potwierdzano podczas kolejnych szczytów NATO, chociażby warszawskiego w 2016 roku.
Co prawda formalnie wszyscy członkowie Sojuszu zgadzali się, że należy zwiększyć wydatki obronne, ale nawet po rozpoczęciu się konfliktu we wschodniej Ukrainie tylko część państw natowskich podjęła działania, by faktycznie osiągnąć ów zalecany poziom. Dlatego w 2022 roku zaledwie dziewięciu z 30 członków NATO przeznaczy na obronność co najmniej 2% PKB.
Nie tylko Rosja
Wpływ na takie podejście do kwestii wydatków na obronność w dużej mierze miało poczucie bezpieczeństwa w poszczególnych krajach. Dlatego we wspomnianej dziewiątce jest aż sześciu członków NATO, którzy wstąpili do paktu obronnego po zakończeniu zimnej wojny. Pięciu z nich znajduje się na zagrożonej agresywną polityką Rosji wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego. Największy poziom wydatków obronnych w tym roku – 2,42% PKB – osiągnie Polska. Co najmniej 2% PKB przeznaczą też Estonia, Litwa, Łotwa i Słowacja. Szóstym z nowych członków wydających dużo na obronność jest Chorwacja, która znajduje się na nadal nie do końca stabilnych zachodnich Bałkanach i stara się zachować parytet pod względem zdolności militarnych z Serbią.
Tradycyjnie bardzo dużo na obronność wydają Stany Zjednoczone. Muszą, jeśli chcą zachować status globalnego mocarstwa wobec wyzwania rzuconego im przez Chiny i Rosję. W Europie Zachodniej natomiast jedynym dużym państwem należącym do NATO, które regularnie wydaje na obronność ponad 2% PKB, jest Wielka Brytania. Ten kraj uważa, że potrzebuje silnej armii nie tylko do obrony swych terytoriów, lecz także po to, by zachować wpływy w różnych regionach świata, gdzie ma interesy polityczne, militarne i ekonomiczne. Co więcej, po wystąpieniu z Unii Europejskiej Wielka Brytania – zachowując swe zobowiązania sojusznicze w ramach NATO – postanowiła zwiększyć aktywność wojskową m.in. na obszarze indopacyficznym, czego przejawem jest porozumienie AUKUS, które przyniosło zacieśnienie współpracy polityczno-wojskowej tego kraju z USA i Australią.
Niemniej jednak absolutnym liderem w NATO, jeśli chodzi o nakłady na obronność, jest Grecja, która w tym roku przeznaczy na ten cel aż 3,76% PKB. Starała się nie oszczędzać na tej sferze nawet w czasach kryzysu finansowego, a wydatki obronne gwałtownie wzrosły w tym kraju po 2019 roku z powodu kolejnych napięć w stosunkach z historycznym rywalem, a zarazem także członkiem NATO – Turcją. Ta natomiast jest przykładem odwrotnej tendencji. Problemy ekonomiczne sprawiły, że w ostatnich latach nakłady obronne w tym kraju znacznie spadły.
Dodatkowe miliardy
Agresja Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku spowodowała, że tym razem również inne państwa zaczęły zwiększać nakłady na obronność. W Niemczech przez lata wydatki na wojsko były przedmiotem ostrych sporów politycznych. Niemal każdy większy zakup uzbrojenia lub sprzętu wojskowego część polityków kontestowała. Tak było chociażby z wyborem następcy myśliwsko-bombowych samolotów Tornado, które mają zostać wycofane ze służby w latach 2025–2030.
Teraz ta sytuacja uległa zmianie. Politycy niemieccy raczej zgodnie uznali, że Bundeswehra wymaga dużych inwestycji, by odzyskała zdolności bojowe. Już 27 lutego 2022 roku, trzy dni po wybuchu wojny na wschodzie Europy, kanclerz Olaf Scholz ogłosił utworzenie specjalnego funduszu w kwocie 100 mld euro, umożliwiającego zakupy uzbrojenia, które były od lat odkładane na później.
Luftwaffe wzbogaci się o 15 odrzutowców Eurofighter Typhoon w wersji walki elektronicznej i rozpoznawczej.
Największym beneficjentem funduszu specjalnego będzie, jak to określono w dokumencie „Projekty aktywów specjalnych Bundeswehry 2022”, „wymiar powietrzny”, obejmujący zarówno statki powietrzne we wszystkich rodzajach sił zbrojnych, jak i naziemne systemy obrony przeciwlotniczej, przeciwrakietowej oraz antydronowej. Na inwestycje w tym obszarze przewidziano kwotę 40,9 mld euro. Jednym z pierwszych posunięć niemieckiego rządu było wystąpienie do Stanów Zjednoczonych o sprzedaż 35 maszyn F-35 Lightning. Rozstrzygnięty został też przetarg na 60 nowych ciężkich śmigłowców transportowych. Niemcy wybrali CH-47F Chinook oferowane przez Boeinga, u którego zamówią też kolejne morskie samoloty patrolowo-uderzeniowe P-8 Poseidon. Równocześnie, aby uspokoić rodzimy przemysł lotniczy, zapowiedziano wyasygnowanie środków z funduszu na kontynuację programu „Eurofighter Typhoon”, czyli na opracowanie i zakup 15 odrzutowców w wersji walki elektronicznej i rozpoznawczej. Zarezerwowano również pieniądze na myśliwiec nowej generacji, nad którym Niemcy pracują w kooperacji z Francją i Hiszpanią.
Niemcy chcą także inwestować we wzmocnienie obrony przeciwrakietowej. Tuż po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej pojawiły się informacje, że Berlin jest zainteresowany izraelskim systemem Arrow 3. Niemniej jednak w grę wchodzą też opcje amerykańskie – THAAD lub Aegis. Niezwykle wysoko na liście priorytetów modernizacyjnych Bundeswehry znalazły się również systemy łączności oraz dowodzenia i kontroli, na które przewidziano 20,7 mld euro. Niewiele mniej, bo 19,3 mld euro, ulokowane zostanie w programach morskich. Przy czym tu postawiono głównie na zwiększanie liczby już budowanych okrętów. Na unowocześnienie wojsk lądowych Niemcy przeznaczą natomiast 16,6 mld euro. Część tej kwoty zostanie wyasygnowana na projekty następców bojowego wozu piechoty Marder i kołowego transportera Fuchs. Przewidziano również pieniądze na dokończenie modernizacji BWP Puma oraz na projekt nowej generacji czołgu podstawowego, który już powstaje we współpracy z Francją.
Tryb gospodarki wojennej
Pieniądze ze specjalnego funduszu będą inwestowane w programy modernizacyjne Bundeswehry w latach 2023–2027. Co prawda kanclerz Olaf Scholz zapowiedział, że Niemcy zwiększą wydatki obronne do 2% PKB, ale w czasach funkcjonowania funduszu budżet resortu obrony nie będzie znacząco rósł i pozostanie na poziomie około 50 mld euro rocznie. Nie padły też konkretne deklaracje co do jego wielkości po 2027 roku.
Francuski pojazd opancerzony Serval.
Większa jasność panuje w tej kwestii u najbliższego europejskiego sojusznika Niemiec – Francji, której udało się osiągnąć pułap wydatków obronnych na poziomie 2% PKB w 2020 roku, ale potem nastąpił spadek. Rząd w Paryżu nie zdecydował się na wyasygnowanie dodatkowych środków na obronność w 2022 roku (w tegorocznym budżecie zaplanowano na ten cel 40,9 mld euro). Niemniej jednak 7 lipca minister do spraw sił zbrojnych Sébastien Lecornu zapowiedział, że przyszłoroczny budżet ma zwiększyć się o 3 mld euro, obecny powiększono zaś o 1,7 mld euro w porównaniu z rokiem 2021. Minister stwierdził, że dodatkowe fundusze są potrzebne m.in. na uzupełnienie amunicji i sprzętu przekazanego Ukrainie.
Konieczne jest też kupienie dodatkowych myśliwców Rafale, by utrzymać potencjał lotnictwa bojowego, ponieważ pewna liczba maszyn starszej wersji, należących do francuskich sił powietrznych, została w ostatnich latach odsprzedana Grecji i Chorwacji. W wojskach lądowych priorytetowy pozostanie program „Scorpion”, obejmujący dostawy pojazdów opancerzonych Griffon, Serval i Jaguar oraz modernizację czołgów Leclerc. Jako inne priorytetowe obszary inwestycji minister Lecornu wymienił technologię kosmiczną, obronę cybernetyczną oraz systemy bezzałogowe, na co miały wpływ pierwsze doświadczenia z wojny w Ukrainie.
Dlatego prezydent Francji Emmanuel Macron polecił ministerstwu do spraw sił zbrojnych dostosowanie do nowej sytuacji geopolitycznej sześcioletniego planu wydatków na obronę, znanego jako ustawa o programowaniu wojskowym na lata 2019–2025. Z kolei występując w czerwcu na konferencji podczas wystawy zbrojeniowej Eurosatory pod Paryżem, stwierdził, że jego kraj wszedł w tryb prowadzenia gospodarki wojennej i dodał, że taki stan będzie trwał przez długi czas.
Podobny proces zwiększania nakładów na obronność ma miejsce w sąsiednich Włoszech. W tym roku przewidziano dla ministerstwa obrony 18 mld euro, czyli o 1,2 mld euro więcej niż przed rokiem. Przy czym znacząco, bo aż o 34%, zwiększyły się fundusze przewidziane na zakupy (z 4 mld euro do 5,42 mld euro). Wydatki resortu obrony nie dają jednak pełnego obrazu sytuacji, bo należy pamiętać o dopłatach ministerstwa przemysłu do zamówień w rodzimej zbrojeniówce, które w tym roku wyniosą 2,43 mld euro. Ta forma wsparcia tego sektora jednocześnie zwiększa zdolności obronne Włoch.
Włoskie wojska lądowe szukają następcy BWP Dardo (na zdjęciu).
Po wybuchu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego minister obrony Lorenzo Guerini stwierdził, że priorytetem jest przygotowanie się do konwencjonalnych działań bojowych. Stąd w wojskach lądowych ważnym programem jest wybór następcy BWP Dardo. W tym roku jego koszty oszacowano na 3,74 mld euro. W lotnictwie natomiast będą kontynuowane programy związane z myśliwcami Eurofighter i F-35. Włosi zwiększą też swój wkład finansowy w program nowej generacji samolotu bojowego Tempest, realizowany z Wielką Brytanią, Szwecją i Japonią.
Pomimo wzrostu wydatków obronnych zalecany przez NATO poziom 2% PKB uda się Włochom osiągnąć dopiero w 2028 roku. Porozumienie w tej sprawie osiągnięto w parlamencie w marcu 2022 roku. Jeszcze więcej czasu zajmie to Hiszpanii, która przeznaczy na obronę równowartość 2% PKB w 2029 roku. W jej przypadku będzie to wielkie wyzwanie oznaczające konieczność podwojenia budżetu obronnego, który obecnie stanowi tylko około 1% PKB. Hiszpania nie jest jednak na końcu listy, bo jeden z najzamożniejszych członków NATO – Luksemburg – przeznacza na obronność poniżej 0,6% PKB i ma w planach zwiększenie tej sumy do 1%, ale osiągnie ten pułap dopiero w 2028 roku.
Polska w czołówce
Wydatki obronne po rozpoczęciu przez Rosję agresji na Ukrainę postanowili podnieść jeszcze dwaj zachodnioeuropejscy członkowie NATO – Belgia (osiągnie poziom 2% PKB w 2030 roku) i Norwegia – oraz ubiegająca się o członkostwo w nim Szwecja. Poważnie do inwestycji w swe bezpieczeństwo podchodzą też państwa ze wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego. Na największy wysiłek zdobył się nasz południowo-wschodni sąsiad. Otóż Słowacja od 2014 roku, gdy rozpoczął się konflikt rosyjsko-ukraiński, zwiększyła wydatki na obronność o ponad 100%. Zamówiono m.in. eskadrę myśliwców F-16, śmigłowce UH-60 i nowe armatohaubice, a w tym roku wybrano dostawcę nowego bojowego wozu piechoty. Z kolei w Polsce po otwartej rosyjskiej agresji na Ukrainę ustawowo podniesiono wydatki na obronność do 3% PKB już w 2023 roku. Na podobne posunięcie zdecydowały się też Litwa (2,52% w 2022 roku), Łotwa (do 2,5% PKB w 2025 roku) i Rumunia (2,5% PKB od 2023 roku).
O tym, czy Europejczycy będą musieli się zbroić, zadecydują przede wszystkim przebieg konfliktu rosyjsko-ukraińskiego oraz kolejne posunięcia polityczno-militarne reżimu na Kremlu. Na zdjęciu haubica Krab z powodzeniem wykorzystywana przez wojska ukraińskie.
Wojna na wschodzie Europy dała asumpt do zwiększania nakładów na obronność w części państw NATO. Dlatego, jak poinformował podczas madryckiego szczytu sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, do 2024 roku 2% PKB na obronę przeznaczać będzie 19 z 28 europejskich członków Sojuszu. Trudno jednak będzie tu mówić o pełnym sukcesie, ponieważ niektórym państwom uda się osiągnąć wskazany poziom dopiero w roku 2030 lub nawet później. Z powodów ekonomicznych nie wszyscy mogą sobie pozwolić na gwałtowne zwiększenie wydatków. Znaczenie ma tu również niekiedy brak poparcia społecznego dla takich inwestycji, co politycy muszą uwzględniać. Jednak już podjęte decyzje wskazują, że wśród krajów spełniających natowskie minimum wydatków na obronność znajdą się w najbliższych latach wszystkie państwa położone na wschodniej flance. Liderem tu jest i pozostanie Polska.
Grecja starała się nie oszczędzać na obronności nawet w czasach kryzysu finansowego, a wydatki na ten cel gwałtownie wzrosły w tym kraju po 2019 roku z powodu kolejnych napięć w stosunkach z historycznym rywalem, a zarazem także członkiem NATO – Turcją. Na zdjęciu wóz M901 ITV.
Na pewno ze względu na sytuację w regionie zbroić się będą też Grecy i zachodniobałkańscy członkowie Sojuszu. Niemniej jednak widać tendencję zwiększania wydatków obronnych również w Europie Zachodniej, ale czy okaże się ona trwała, czas pokaże. Wpływ na to mogą mieć nowe, dziś nieznane czynniki. Przykładem z ostatnich lat jest pandemia COVID-19, która rozpoczęła się w 2020 roku i wywołała problemy gospodarcze w wielu krajach. Niekiedy oznaczało to zamrożenie lub obniżenie wydatków obronnych. Z drugiej strony mogą się zdarzyć skokowe jednoroczne wzrosty związane z koniecznością opłacenia dużych zamówień uzbrojenia, jak to miało miejsce w 2019 roku w Bułgarii w związku z zakupem myśliwców F-16. Niemniej jednak kluczowym czynnikiem decydującym o tym, czy Europejczycy będą musieli się zbroić, będzie przebieg konfliktu rosyjsko-ukraińskiego oraz kolejne posunięcia polityczno-militarne reżimu na Kremlu.
autor zdjęć: Rafał Mniedło, Arkadiusz Dwulatek/ Combat Camera DORSZ, USAF, Bundeswehr, Konstantinos Stampoulis, Nexter, Forze Armate Italiane
komentarze