Podróż pociągiem, rejs statkiem, potem pobyt w obozie przejściowym. Lęk, niepewność, pragnienie, ale i radość, że oto właśnie udało się opuścić „dom niewoli”. W marcu 1942 roku rozpoczęła się ewakuacja armii Andersa i towarzyszących jej cywilów. Łącznie z ZSRS do Persji zdołało wyjechać ponad 116 tys. osób.
Gen. Władysław Anders podczas inspekcji oddziałów Armii Polskiej w Związku Sowieckim. Od lewej N.N., płk dypl. Leopold Okulicki, gen. Władysław Anders.
Rankiem 24 marca 1942 roku zdezelowany sowiecki statek odbił od nabrzeża portu w Krasnowodzku i ruszył ku otwartemu morzu. Jego pokład gęstniał od ludzi – kobiet z dziećmi, starców, ale też polskich żołnierzy. Rejs miał potrwać zaledwie dwa dni, ale jak wspominał jeden z pasażerów, już na początku stało się jasne, że będzie niczym droga przez mękę. „Pierwsza tragedia – nie ma co pić […], z jednego kranu na pokładzie cieknie ciepła, niesmaczna woda. Dostać jej choćby kroplę to senna mara. Druga trudność to jedna ubikacja na prawie dwa tysiące ludzi obu płci”. Po drodze zdarzały się przypadki śmierci – z chorób, z wycieńczenia. Ciała wrzucano wprost do wody. „Ten statek przypominał cuchnącą trumnę” – powie po latach inny podróżny. Tyle że ludzie nawet w tak dramatycznej sytuacji starali się szukać jasnych stron. W ostatnich latach przeszli tyle, że teraz mogło być już tylko lepiej. W końcu los chciał, że opuścili Związek Sowiecki, co jeszcze niedawno wydawało się mrzonką. Kiedy 25 marca wieczorem na horyzoncie zamajaczyły zabudowania perskiego portu w Pahlevi, na pokładzie zapanowała niemalże euforia.
Stalin zmienia zdanie
Gen. Władysław Anders przeszedł długą drogę. Podczas kampanii wrześniowej walczył zarówno przeciwko Niemcom, jak i Sowietom. Podczas starcia z Armią Czerwoną został ranny i trafił do niewoli. Był więziony we Lwowie, a potem Moskwie. Na własnej skórze przekonał się, jak działa NKWD, czym są cele na Butyrkach i Łubiance. Aż wreszcie nastał 4 sierpnia 1941 roku. Drzwi jego celi otworzyły się, a samochód wysłany przez sowiecki rząd powiózł go wprost na spotkanie z ludowym komisarzem spraw wewnętrznych Ławrientijem Berią. Tam Anders dowiedział się, że w ostatnich miesiącach sytuacja na froncie zmieniła się radykalnie. Niemcy najechały ZSRS i teraz Sowieci są w obozie alianckim, on zaś ma stanąć na czele polskiej armii stworzonej z byłych jeńców. W niedalekiej przyszłości będą oni walczyć z Hitlerem u boku Armii Czerwonej.
Formowanie oddziałów Andersa rozpoczęło się niebawem w Buzułuku nad rzeką Samarą. Tam mieścił się polski sztab. Obozowiska ulokowano w Tatiszczewie i Tockoje. Od początku Polacy napotykali jednak liczne problemy. Sami żołnierze docierający do punktu zbiórki byli wyczerpani pobytem w obozach i chorobami. Anders wspominał: „Patrząc na tych nędzarzy, zapytywałem siebie w duchu, czy uda mi się stworzyć z nich wojsko i czy zdołają znieść oczekiwane trudy wojenne”. Polakom brakowało nawet butów, nie mówiąc już o broni. Pierwsze ćwiczenia generał przeprowadził, używając drewnianych armat i karabinów.
Oddział Armii Andersa w ZSRS przed budynkiem dowództwa. Widoczne są elementy umundurowania brytyjskiego, 1942 r.
Współpraca z Sowietami układała się kiepsko. W pewnym momencie zaczęli oni blokować dostęp do armii obywatelom polskim pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego i żydowskiego. Armia Andersa borykała się z problemami aprowizacyjnymi. Brakowało jej też oficerów – los tych, którzy pod koniec 1939 roku trafili do obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku, ciągle jeszcze pozostawał nieznany. Kiedy w grudniu 1941 roku temperatura w głębi Rosji spadła do –40°, a żołnierze nadal spali w namiotach i niedojadali, polskie władze postanowiły działać. Naczelny wódz i premier, gen. Władysław Sikorski, pojechał do Moskwy na spotkanie ze Stalinem. Towarzyszyli mu gen. Anders oraz ambasador Stanisław Kot. Podczas rozmowy po raz pierwszy padła propozycja wyprowadzenia polskich wojsk do sąsiedniej Persji. „Armia ta wróciłaby potem na front, by zająć własny odcinek” – zastrzegał gen. Sikorski i dodawał, że nie ma zamiaru stawiać Sowietom ultimatum. „Ale gdy jest ostra zima, wiatr i mrozy, od których giną ludzie, nie mogę patrzeć i milczeć”. Stalin nie chciał zaogniać sytuacji. Miał na głowie inne problemy – niemieckie wojska stały przecież pod Moskwą, oblegały Leningrad, ważył się los Stalingradu. Ostatecznie postanowił pójść na ustępstwa. Pozwolił przenieść polską armię w okolice Taszkientu, gdzie klimat był łagodniejszy, zgodził się, by z ZSRS wyjechało 25 tys. żołnierzy przeznaczonych do służby w marynarce wojennej, lotnictwie i wojskach pancernych, obiecał też, że armia Andersa zostanie rozbudowana do sześciu dywizji. Niebawem jednak wszystko wróciło na dawne tory. Sowieci po raz kolejny radykalnie obcięli racje żywnościowe. Co więcej, zażądali, by Polacy wysłali na front 5 Dywizję Piechoty.
Andersowi zapaliło się w głowie czerwone światełko. Nie chciał dzielić polskich sił. Wiedział też, że z Sowietami nigdy nie dojdzie do porozumienia. 18 marca 1942 roku ponownie pojawił się na Kremlu, by rozmawiać ze Stalinem. Chciał wrócić do wcześniejszego pomysłu ewakuacji. Podczas rozmowy mimochodem rzucił tę myśl. Stalin gładko ją podchwycił i... niespodziewanie na projekt przystał. Na razie wydał zgodę, by wypuścić z ZSRS połowę żołnierzy.
Pahlevi wyrwane ze snu
Dlaczego zmienił zdanie? – To złożona kwestia – przyznaje prof. Bogusław Polak, historyk z Politechniki Koszalińskiej. – Sytuacja na froncie była w tym momencie dla Armii Czerwonej bardziej pomyślna niż kilka miesięcy wcześniej, więc Stalin nie potrzebował Polaków już tak bardzo. Jednocześnie bardzo się ich obawiał. W ZSRS mówiło się wówczas, że jeśli żołnierze Andersa w zwartej grupie trafiliby na front, mogliby ujemnie wpłynąć na morale czerwonoarmistów – dodaje. W sprawie ewakuacji zaczęli też działać Brytyjczycy. – Potrzebowali oni żołnierzy, którzy strzegliby pól naftowych w Persji oraz Iraku. Po cichu prowadzili więc rozmowy z Sowietami – tłumaczy prof. Polak. Stalin zgodził się na ewakuację, a jednocześnie nakazał wypuścić w świat informację, że decyzja została podjęta pod naciskiem gen. Andersa. Dla samego dowódcy polskiej armii był to dopiero początek walki. – Anders bardzo mocno zabiegał, by ZSRS mogli opuścić wszyscy jego żołnierze, ale też cywile, którzy po ogłoszonej przez Sowietów amnestii zaczęli ściągać w miejsce formowania polskiej armii – mówi prof. Polak.
Polacy zgłaszający się do Armii Polskiej w ZSRS, lata 1941–1942.
Ewakuacja rozpoczęła się w drugiej połowie marca 1942 roku. Wyznaczeni do niej żołnierze oraz cywile koleją docierali do Krasnowodzka, gdzie wsiadali na statki kierowane do Pahlevi. Gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko, szef sztabu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS, wspominał: „Podziwu godny był wysiłek uczyniony przez brytyjskie władze na terenie Persji. Pahlevi, mały, trzeciorzędny port irański, nie miał odpowiednich urządzeń do szybkiego wyładunku. Miasteczko przy nim nie posiadało gmachów do pomieszczenia kilkudziesięciu tysięcy ludzi i nie mogło ich wykarmić. Wszystko to trzeba było przywieźć z Teheranu trudną kołową drogą. Anglicy jednak uporali się z tym wszystkim, przygotowali obozy przejściowe dla przybywających ludzi, zdołali ich nakarmić i przetransportować do obozów stałych”. A przecież do Pahlevi każdego dnia docierało około 5 tys. osób.
Ewakuacja trwała do 5 kwietnia. W tym czasie z ZSRS wyjechało niemal 33 tys. żołnierzy i 11 tys. cywilów. Anders był przekonany, że to nie koniec. Chciał, by pozostałe w ZSRS pododdziały trafiły na Bliski Wschód. Gen. Sikorski cały czas wierzył, że polscy żołnierze mogą jeszcze odegrać znaczącą rolę u boku Armii Czerwonej. To nie do nich jednak należało ostateczne słowo. Decyzję o kontynuowaniu ewakuacji podjęli Sowieci i Brytyjczycy. 19 sierpnia ruszył kolejny jej etap. Tym razem w ciągu zaledwie 12 dni do Persji zostało przerzuconych ponad 70 tys. osób, z czego jedną trzecią stanowili cywile.
W kolejnych miesiącach uchodźcy zostali umieszczeni w różnych częściach świata. Trafili m.in. do Indii, wschodniej Afryki, a nawet Nowej Zelandii. Dla armii Andersa pobyt w Persji także okazał się jedynie etapem przejściowym. Przez Bliski Wschód żołnierze trafili do północnej Afryki, a potem Włoch.
– Ewakuacja okazała się dobrą decyzją, ze względów militarnych, ale też czysto ludzkich – uważa prof. Polak. – Osoby, które objęła, miały głębokie poczucie, że oto opuszczają nieludzką ziemię, że w ich życiu rozpoczyna się nowy, lepszy rozdział. O Andersie mówili wręcz, że wyprowadził ich z domu niewoli. Ćwierć wieku temu miałem okazję rozmawiać z junakami, którzy wyszli do Persji wraz z armią Andersa. Mimo upływu lat o tamtych chwilach mówili bardzo emocjonalnie. One w nich nadal głęboko siedziały – podsumowuje.
Podczas pisania korzystałem z książek: „Ocaleni z »nieludzkiej ziemi«”, oprac. Paweł Kowalski, Artur Ossowski, Adam Sitarek, IPN Łódź 2012; Zygmunt Bohusz-Szyszko, „Czerwony sfinks”, Londyn 1993; Władysław Anders, „Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939–1946”, Warszawa 2008.
autor zdjęć: NAC
komentarze