Sytuacja bezpieczeństwa w Europie Środkowej zmienia się bardzo dynamicznie, dlatego musimy rozbudować potencjał odstraszania przeciwnika. Zwiększymy dynamikę ćwiczeń i przetestujemy błyskawiczną dyslokację wojsk – zapowiada gen. broni Tomasz Piotrowski, dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych.
Kilka dni temu na terenie Centrum Operacji Lądowych – Dowództwa Komponentu Lądowego w Krakowie odbyła się konferencja dowódców operacyjnych krajów natowskich oraz Szwecji i Finlandii. W jakim celu zorganizowano to spotkanie?
Gen. broni Tomasz Piotrowski: Dialog operacyjny, bo taką nazwę mają te cykliczne spotkania, odbył się po raz drugi. Wzięło w nim udział 14 delegacji z Polski, Łotwy, Holandii, Francji, Kanady, Niemiec, Litwy, Czech, Wielkiej Brytanii, Słowacji, Norwegii, Estonii oraz krajów kandydujących do Sojuszu, czyli Szwecji i Finlandii. Spotkaliśmy się, by rozmawiać przede wszystkim o sytuacji bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO oraz planach operacyjnych Sojuszu.
Jak sytuację bezpieczeństwa oceniają Pańscy odpowiednicy? Z pewnością z innej perspektywy na zagrożenie patrzą Polacy, Estończycy, a z innej np. Holendrzy czy Francuzi.
Oczywiście mówiliśmy o zagrożeniu ze strony Rosji, ale nie skupialiśmy się wyłącznie na zagrożeniach militarnych ani na tym, co dzieje się teraz na ukraińskim froncie. Interesuje nas bowiem rozwój zagrożeń, jakie mogą wynikać z agresywnej postawy Federacji Rosyjskiej oraz potencjalnie możliwe zagrożenia terrorystyczne. Mówiliśmy np. o bezpieczeństwie korytarza suwalskiego, zagrożeniach na północy i południu Europy. Nie wybiegaliśmy przy tym o 10–15 lat do przodu, ale koncentrowaliśmy się na tym, co może wydarzyć się w ciągu roku czy dwóch lat.
Perspektywa geograficzna i doświadczenia historyczne mają ogromne znaczenie w postrzeganiu zagrożeń. Dlatego tak ważne jest, by mówić o nich z punktu widzenia różnych krajów. Odległość od potencjalnego agresora jest ważna i my, Polacy, tak jak i mieszkańcy chociażby krajów bałtyckich, wiemy o tym doskonale. Dlatego bardzo się cieszę, że moje zaproszenie przyjęło tylu dowódców, i że z tak dużą uwagą wysłuchali polskiego głosu, jednocześnie wyrażając swoje opinie. Wszyscy zgadzamy się, że ta forma dialogu jest potrzebna i powinna być kontynuowana.
Na jakie zagadnienia położył Pan nacisk w swoich wystąpieniach podczas konferencji?
Obok omawianych możliwości rozwoju konfliktu militarnego zwróciłem uwagę na zagrożenia dla odporności państwa. Wiemy już, że zwiększyła się liczba ataków w cyberprzestrzeni, że Rosjanie próbowali przejąć kontrolę np. nad naszą infrastrukturą, by zakłócić proces dostaw sprzętu wojskowego na Ukrainę. Rosjanie bardzo szeroko badają także podatność społeczeństwa, chcąc doprowadzić do paniki i spolaryzować Polaków.
Czego jeszcze dotyczyły debaty w Krakowie?
Mówiliśmy o przygotowaniach do obrad komitetu wojskowego NATO i szczytu Sojuszu w Wilnie oraz o działaniach, które są podejmowane w zakresie obrony kolektywnej. Poruszyliśmy także kwestie możliwej współpracy, by poprawić efektywność naszych działań. Zgodziliśmy się, że należy skupić się teraz na zdolnościach do szybkiej reakcji. Musimy ćwiczyć szybką dyslokację wojsk, przesuwanie różnej wielkości pododdziałów. Takie treningi zwiększą świadomość operacyjną w wymiarze międzynarodowym, będą także elementem odstraszania przeciwnika.
Teraz przed nami seria różnego rodzaju ćwiczeń międzynarodowych, na których tego typu ustalenia będą przekuwane w działania. Ale pracujemy także nad mniejszymi inicjatywami, które organizowane mają być ad hoc. Np. gdy wzrośnie ruch migracyjny, będę wnioskował do sojuszników o skierowanie dodatkowych sił wojskowych do Polski.
Takie rozwiązanie już się sprawdziło.
Tak, w czasie kryzysu migracyjnego wywołanego przez Białoruś otrzymaliśmy wsparcie z Wielkiej Brytanii i Estonii. Teraz w ramach tego typu działań stacjonują u nas amerykańskie i niemieckie Patrioty czy brytyjski zestaw przeciwlotniczy Sky Sabre, a w niedalekiej przyszłości otrzymamy kolejne wzmocnienie.
autor zdjęć: plut. Rafał Samluk
komentarze