Szarża pod Rokitną pod wieloma względami przypomina szarżę Polaków pod Samosierrą. Jednak kilkadziesiąt lat przemilczeń o bohaterskich walkach ułanów sprawiło, że nazwa Rokitna nie mówi nic przeciętnemu zjadaczowi chleba, chociaż słyszał coś o Somosierze – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, znawca i miłośnik historii.
13 czerwca 1915 roku pod Rokitną w Besarabii (Rumunia) rtm. Zbigniew Dunin-Wąsowicz poprowadził 2 szwadron ułanów do szarży, która na kilkadziesiąt lat stała się jednym z punktów odniesienia dla tzw. zadań niewykonalnych. Była porównywana do szarży pod Somosierrą poprowadzoną przez Jana Hipolita Kozietulskiego ponad sto lat wcześniej. Obie miały wiele cech wspólnych.
Rokitna i Samosierra
Dowódca szarży pod Rokitną oraz jego brat Bolesław służący w szwadronie byli praprawnukami Mikołaja Wąsowicza, uczestnika szarży pod Somosierrą. Obie wykonane były siłami szwadronu, chociaż zaznaczyć należy, że Kozietulski dysponował 125 szwoleżerami, a Wąsowicz miał ich w szyku tylko sześćdziesięciu trzech. Podobny był czas trwania szarży: Somosierra – dziesięć minut, a Rokitna – trzynaście. W pierwszej poległo piętnastu szwoleżerów, a w drugiej osiemnastu ułanów.
Obydwa zadania były niewykonalne dla piechoty i wydawały się równie niewykonalne dla jazdy. Somosierra to wąska obmurowana droga w wąwozie z ustawionymi hiszpańskimi czterema bateriami dział oraz strzelcami wzdłuż drogi. Rokitna to poczwórne rosyjskie okopy z karabinami maszynowymi. Biorąc pod uwagę fakt, że hiszpańscy kanonierzy i strzelcy mogli wystrzelić do szarżujących szwoleżerów Kozietulskiego tylko raz, uznać należy, iż rotmistrz Wąsowicz miał trudniejsze zadanie.
Decyzję o użyciu kawalerii do przełamania rosyjskich umocnień podjęto ze względu na zatrzymanie się ofensywy austriackiej i bezskuteczne działania piechoty. II Brygada Legionów dysponowała dywizjonem ułanów złożonym z dwóch szwadronów. Oczywiście, dowództwo austriackie zdawało sobie sprawę, że ułani idą na pewną śmierć. Szarża miała być wsparta przez piechotę. Ale ta nie otrzymała w porę rozkazów i nie wsparła ułanów. Zamiast całego dywizjonu w szarży wziął udział tylko 2 szwadron w niepełnym składzie (część ułanów została wysłana na patrol). 3 szwadron pozostał w odwodzie. 2 szwadron składał się po połowie z poddanych austriackich z Galicji (tzw. Galileuszy) oraz z poddanych rosyjskich z Królestwa (tzw. Królewiaków). Wykształceniem akademickim legitymowało się 60 proc. ułanów. Podobnie, jak całe Legiony, było to wyłącznie ochotnicze wojsko.
Szarżę szwadron rozpoczął cwałem o 13.00. Ułani pokonali dwa okopy. Gęsty ogień z trzeciego okopu wstrzymał impet szarży. Na szarżujących spadły również omyłkowo austriackie szrapnele. Obserwatorzy artylerii wzięli ich za Kozaków. Podczas szarży poległo piętnastu kawalerzystów, w tym rtm. Wąsowicz i wszyscy oficerowie. Kilku ciężko rannych ułanów zmarło po szarży. Wielu było lżej rannych. Ci, pod którymi padły konie, walczyli, a potem ratowali się pieszo. Jedynie dwóch jeźdźców z końmi wyszło z potyczki bez szwanku. W nocy Rosjanie opuścili okopy pod Rokitną i wycofali się.
Krótkie dni chwały
Poległych i zmarłych z ran ułanów pogrzebano na cmentarzu polowym pod Rokitną. W 1923 roku po ekshumacji uroczyście pochowano ich na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Wówczas wszyscy uczestnicy szarży, którzy nie mieli jeszcze Orderu Virtuti Militari, zostali nim udekorowani. Był to jedyny chyba w historii Wojska Polskiego przypadek, że wszyscy żołnierze pododdziału biorącego udział w potyczce otrzymali ten order. Zwykle odznaczenia otrzymywało kilka procent uczestników. Powodem był fakt, iż szarża pod Rokitną, podobnie jak szarża pod Somosierrą natychmiast po przeprowadzeniu stały się symbolem straceńczej brawury oraz determinacji i nieugiętości w wykonaniu postawionego zadania.
Rokitna, podobnie jak Somosierra, weszła do skarbnicy polskich mitów. Kolejne rocznice szarży były uroczyście obchodzone w całej Polsce, nie tylko w 2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. Szarżę pod Rokitną stawiano żołnierzom (nie tylko kawalerzystom) Wojska Polskiego II RP jako wzór najwyższego żołnierskiego poświęcenia. Była jednym z kamieni milowych na drodze do niepodległości. Dwadzieścia dziewięć lat później, pod Monte Cassino, stała się punktem odniesienia dla następnej generacji żołnierzy walczących o niepodległość. W drugiej zwrotce „Czerwonych maków” słychać „…jak ci z Somosierry szaleńcy, jak ci spod Rokitny sprzed lat…”.
Ocenzurowane bohaterstwo
Po II wojnie światowej w Polsce Ludowej ze „zrozumiałych” względów o szarży pod Rokitną było cicho. W wychowaniu młodego pokolenia oraz żołnierzy LWP obowiązywały inne wzorce. Ocenzurowano nawet „Czerwone maki” w przedstawieniu teatralnym „Dziś do ciebie przyjść nie mogę” – Rokitną zastąpiono Racławicami: „… jak ci spod Racławic sprzed lat…” Bareja pokazując w „Misiu” cenzorów układających tekst piosenki nie musiał dużo kreować.
Przemilczanie tematu jest najlepszą metodą na amputację pamięci. Temat, którego się nie porusza w przestrzeni publicznej, nie istnieje w świadomości społeczeństwa. Umiera.
Na cmentarzu komunalnym w Olkuszu, przy głównej alei, dla lokalnej społeczności będącej Aleją Zasłużonych, znajduje się grób mjr. Jerzego Oskierki-Kramarczyka, uczestnika szarży pod Rokitną (jak głosi napis wyryty na nagrobku), zmarłego w 1937 roku. Nagrobek wykonany jest z czerwonego piaskowca, który kiedyś występował w tych okolicach. Dla ówczesnych włodarzy miasta było zrozumiałe, iż uczestnik TEJ szarży powinien być pochowany w honorowym miejscu. Rokitna była już mitem i nic dziwnego, że Olkusz chciał zaznaczyć, że cząstkę tego mitu ma u siebie. Miasto było i jest dumne ze swojej historii. Wspomnę tylko o udziale w powstaniu 1863 roku i grobie płk. Francesca Nullo na starym cmentarzu, walkach V Batalionu Strzelców Olkuskich w wojnie 1919–1920, oddziale AK „Hardego” czy wkładzie w walkę z bronią V-1 i V-2 absolwenta olkuskiego liceum, inż. Antoniego Kocjana.
Jednak kilkudziesięcioletnie przemilczanie szarży sprawiło, że nazwa Rokitna nie mówi nic przeciętnemu zjadaczowi chleba, chociaż słyszał coś o Somosierze. W dzień Wszystkich Świętych na nagrobku Rokitniańczyka paliły się zwykle dwie lub trzy lampki (trzy, gdy udało mi się przyjechać wtedy do Olkusza), podobnie jak na każdym opuszczonym przez rodzinę grobie. W porównaniu z feerią światła z kilkuset lampek na mogile żołnierzy „Hardego” na drugim końcu alei, sprawiało to trochę przykre wrażenie zapomnienia.
Świat obchodzi stulecie I wojny światowej. Niemcy i Brytyjczycy pamiętają o meczu bożonarodzeniowym, Australijczycy i Turcy są dumni z walk o Gallipoli. Obchody zorganizowali nawet w Afganistanie. Podczas tamtej Wielkiej Wojny Polacy prowadzili swoją własną wojnę, o niepodległość, wytyczaną m.in. przez wymarsz Kompanii Kadrowej, Konary, Rokitnę, Jastków czy Kostiuchnówkę, z których to walk mogą i powinni być tak samo dumni jak byłe państwa centralne i była ententa ze swoich. W Polsce uroczyste obchody stulecia szarży pod Rokitną odbędą się w Krakowie. Może i w Olkuszu, przy grobie jednego z „szaleńców”, szwoleżera, stanie posterunek honorowy wystawiony przez harcerzy lub Strzelców. I może ktoś – kto wie, powinien i poczuwa się – złoży wiązankę kwiatów i zapali lampkę. Może pamięć stopniowo zacznie powracać.
komentarze