Łatwe zwycięstwo Francuzów w Mali być może wynika z tego, że islamiści zaszyli się na trudnodostępnych terenach, by przegrupować siły i rozpocząć wojnę podjazdową – pisze Tadeusz Wróbel, publicysta portalu polska-zbrojna.
Sekretarz generalny NATO pogratulował Francji szybkich i skutecznych działań w Mali. Rzeczywiście Francuzi w niecałe trzy tygodnie przejęli większość ważniejszych miejscowości opanowanych przez dżihadystów. Jednak nie należy przedwcześnie ogłaszać zwycięstwa. Być może najgorsze dopiero przed nami. Operacje w Afganistanie i Iraku pokazały, że zwykle łatwiej teren podbić niż później go utrzymać oraz zapewnić bezpieczeństwo i porządek.
Nasuwa się pytanie, czy sukcesy Francuzów nie wynikają z tego, że rebelianci po prostu zmienili taktykę działania. Wycofali się wiedząc, że nie mają szans w starciu z wojskiem francuskim. Być może zaszyci na trudnodostępnych terenach pogranicza malijsko-algierskiego i właśnie przegrupowują siły, by rozpocząć wojnę podjazdową. Możliwe, że powtórzy się scenariusz znany z Afganistanu, gdzie islamiści walczą podkładając improwizowane ładunki wybuchowe i przeprowadzając samobójcze zamachy.
Innym problem, jaki stoi przed Francuzami, to powstrzymanie malijskich sojuszników przed odwetem na ludności żyjącej na północy. Niestety, już miały miejsce zdarzenia, które kładą się cieniem na błyskawicznej ofensywie. Z docierających z północy Mali informacji wynika, że większość mieszkańców jest zadowolona z końca brutalnych rządów islamistów. Jednak jeśli pałająca chęcią zemsty za ubiegłoroczne i wcześniejsze upokorzenia malijska armia nie powstrzyma się od represji wobec Tuaregów i innych mniejszości etnicznych, ludzie ci znowu chwycą za broń.
Jeśli wojna będzie się przeciągać, problemem zaczną być pieniądze. Dotychczasowe działania kosztowały francuski resort obrony 50 mln euro. Jeśli akcja w Mali będzie trwała długo, to może pochłonąć większość środków przewidzianych w budżecie na operacje zewnętrzne.
Francuzi chcą teraz przekonać do siebie Tuaregów związanych z sekularystycznym ruchem separatystycznym. Dlaczego? Po pierwsze, znają oni dobrze teren, a po drugie, mają doświadczenie w walce na pustyni. Poza Taugerami takie doświadczenie mają jedynie oddziały z Czadu i Nigru.
Konflikt w Mali obnażył słabość wspólnych działań społeczności międzynarodowej, która przez wiele miesięcy debatowała o potrzebie interwencji. Pokazał też słabość państw Afryki. Od początku roku słychać jedynie deklaracje wsparcia misji w Mali. Jednak tylko Niger i Czad wysłały swoich żołnierzy. Niektórzy politycy z Afryki otwarcie przyznają, że ich kontynent jest niezdolny, by samodzielnie poradzić sobie ze swymi problemami. A to oznacza, że takie interwencje jak w Mali, mogą się powtórzyć także w innych państwach tego regionu.
Na portalu polska-zbrojna.pl zastanawiamy się, jakie mogą być scenariusze rozwoju sytuacji w Mali i jak to wpłynie na misję, w której udział mają wziąć także polscy żołnierze.
Misja szkoleniowa w ogniu walki?
Operacja w Mali nie będzie łatwa. Z pewnością będzie o wiele trudniejsza niż misja, w której uczestniczyli polscy żołnierze w Czadzie – uważa gen. dywizji Bogusław Pacek, były zastępca dowódcy operacji EUFOR w Czadzie oraz Republice Środkowoafrykańskiej. |
komentarze