Dziś na Krymie rozpoczyna się misja Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Poprosiły o nią władzę Ukrainy. Wczoraj zaś na wniosek Polski odbyło się spotkanie NATO. – Rozmawiano o procedurze w ramach artykułu 4, który mówi, że jeśli któryś z sojuszników dostrzega zagrożenia, oczekuje konsultacji i omówienia – powiedział szef MON Tomasz Siemoniak w TOK FM.
Na półwyspie, który od kilku dni zajmowany jest przez wojska rosyjskie, będą pracować delegaci OBWE. Wśród nich znajdą się obserwatorzy ze Stanów Zjednoczonych, Czech, Estonii, Szwecji, Litwy, Łotwy, Finlandii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Danii, Słowacji, Węgier, Francji, Norwegii, Turcji, Włoch, Irlandii, Kanady, Polski oraz Centrum Zapobiegania Konfliktom OBWE. Nasz kraj będzie reprezentować dwóch oficerów Wojska Polskiego.
O ich wysłaniu zdecydował premier Donald Tusk. Poinformował o tym wczoraj Tomasz Siemoniak, szef resortu obrony. – Ta misja ma bardzo duże znaczenie, ponieważ pozwoli społeczności międzynarodowej przekonać się, jaka naprawdę sytuacja panuje na Krymie, bo także doniesienia medialne są sprzeczne – mówił Tomasz Siemoniak w TVN24. Zapewnił, że wojskowi obserwatorzy będą chcieli sprawdzić, jakie siły militarne są zaangażowane w konflikt. Zapewnił, że wojskowi wysłannicy są wysokiej klasy fachowcami. – Nie dadzą się zbyć powiedzeniem, że (niezidentyfikowani napastnicy, którzy zajęli lotniska w Symferopolu i w Sewastopolu – przyp. red.) to ochotnicy, którzy w sklepie kupili mundury. Polscy oficerowie będą się starali dociec, jakie uzbrojone siły wojskowe znajdują się na Krymie, kto tam sprawuje faktycznie władzę i jakie z tego wnioski wynikają dla OBWE – powiedział szef MON.
Minister podkreślił, że o misję obserwacyjną poprosił rząd w Kijowie. – Władze ukraińskie zachowują się w obliczu tego kryzysu bardzo odpowiedzialnie i powściągliwie i myślę, że nie powinniśmy robić więcej, niż życzą sobie sami Ukraińcy – mówił Tomasz Siemoniak.
Ze wstępnych planów wynika, że obserwatorzy będą pracować przez tydzień, jednak nie jest wykluczone przedłużenie ich misji. Będą nieuzbrojeni, a ich celem będzie monitorowanie aktywności militarnej Rosji.
Przypomnijmy: 27 lutego umundurowani i uzbrojeni ludzie, nie posiadający żadnych oznakowań wojskowych, zajęli lotnisko cywilne w Symferopolu na Krymie i wojskowe Belbeka w Sewastopolu. Obstawili pasy startowe, budynki lotniska i wieże kontroli lotów. Tym samym przejęli całkowitą kontrolę nad przestrzenią powietrzną Krymu. Sytuacja zaostrzyła się 1 marca w sobotę, kiedy znów nieoznakowani, ale umundurowani i uzbrojeni ludzie obstawili bazy jednostek wojsk ukraińskich na półwyspie. Z kolei do portu w Sewastopolu, w którym stacjonuje rosyjska Flota Czarnomorska, wpłynęły federacyjne okręty marynarki wojennej. W niedzielę zajęta została przeprawa promowa przez Cieśninę Kerczeńską – łączącą Krym z Rosją. Kim są umundurowane osoby? Prezydent Rosji Władimir Putin, na konferencji prasowej twierdził, że to samoobrona Krymu. – Taki mundur można kupić w dowolnym sklepie z rzeczami do survivalu – drwił.
Dziś Putinowi odpowiedział Sztab Generalny Ukrainy. Według nich umundurowani, ale nieoznakowani napastnicy to żołnierze elitarnych jednostek sił Federacji Rosyjskiej. I tak na Krymie prócz Floty Czarnomorskiej znajdują się żołnierze 1 Zmechanizowanego Batalionu Piechoty, na co dzień stacjonujący w czeczeńskim Kalinowsku, żołnierze 31 Brygady Powietrznodesantowej z Ulianowska i 22 Brygady Specjalnej z Kraju Krasnodarskiego. To oni od kilku dni, zdaniem Sztabu Generalnego Ukrainy stali za przejęciem kontroli nad znajdującymi się na Krymie lotniskami, budynkami administracji czy przeprawą promową przez Cieśninę Kerczeńską.
autor zdjęć: arch. MON
komentarze