„Wiagra”, „Kasia” i „Łaciata”, tak o samolotach CASA mówią sami piloci. Te wojskowe transportowce w Polsce latają już od dziesięciu lat. Przewożą ludzi i ładunki. CASY z biało-czerwoną szachownicą lądowały w kilkudziesięciu państwach. Na pokładzie jednej z nich transportowano nawet obraz „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci.
– Pierwsze CASY, które przyleciały do Polski, były malowane na niebiesko. Kojarzyło nam się to z niebieską tabletką, dlatego mówiliśmy na nie „wiagra” – wspomina pilot mjr Sławomir Byliniak z 8 Bazy Lotnictwa Transportowego. Wraz ze zmianą kamuflażu zniknęło i przezwisko. Dziś lotnicy o swoich samolotach najczęściej mówią pieszczotliwie „Kasia”.
Hiszpańskie transportowce C-295M zastąpiły wysłużone i przestarzałe maszyny An-2 i An-26. Trafiły do 8 Bazy Lotnictwa Transportowego (wcześniej 8 Baza Lotnicza i 13 Eskadra Lotnictwa Transportowego) w podkrakowskich Balicach.
Nowoczesne samoloty dały Siłom Powietrznym nowe możliwości. Głównym ich zadaniem jest szkolenie załóg lotniczych, transport ludzi i ładunków. Na pokładzie transportowców po Polsce i świecie przewożono uzbrojenie, różnego rodzaju wyposażenie wojskowe, żywność i inne potrzebne żołnierzom rzeczy. Z pokładu C-295M rocznie wykonywanych jest kilka tysięcy skoków spadochronowych przez żołnierzy Wojsk Lądowych i Specjalnych, desantowane są także ciężkie zasobniki, czyli tzw. tara desantowa. To jednak nie wszystko. CASY wykonują także loty o statusie Head z najważniejszymi osobami w państwie. Dodatkowo załogi lotników, wspólnie z Zespołem Ewakuacji Medycznej, latają po chorych i poszkodowanych żołnierzy w rejony kontyngentów wojskowych lub do amerykańskiego szpitala w Ramstein. Dotychczas na pokładzie C-295M do Polski wróciło blisko 60 pacjentów, w tym 8 w stanie krytycznym.
CASY wykonują także loty na rzecz polskich obywateli, ewakuując ich z rejonów niebezpiecznych, latają także na rzecz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i przewożą osoby deportowane. Poza tym dostarczają pomoc humanitarną do państw dotkniętych klęskami żywiołowymi (np. trzęsienie ziemi w Pakistanie) oraz latają dla Ministerstwa Zdrowia, wspierając polską transplantologię. Od lat przewożą organy do przeszczepu pod hasłem „Akcja Serce”.
– Z tych lotów jesteśmy najbardziej dumni. To dla mnie zawsze priorytetowe zadanie. Nie zdarzyło się jeszcze, by któryś z pilotów odmówił takiego lotu. To sprawa honorowa – przyznaje mjr Byliniak. Każdego roku dla „Akcji Serce” CASY podrywają się średnio dziesięć razy. Przez ostatnich pięć lat piloci wykonali 54 takie misje i spędzili w powietrzu przeszło 150 godzin.
Zdarzają się także niecodzienne misje samolotów wojskowych. W ubiegłym roku na pokładzie CASY pomiędzy Polską, Hiszpanią a Anglią latał jeden z najcenniejszych polskich obrazów „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci. Cenny ładunek podróżował na zlecenie Ministerstwa Kultury, a jego transport był utrzymywany w ścisłej tajemnicy.
Przez 10 lat CASY z biało-czerwoną szachownicą lądowały w kilkudziesięciu państwach. Wśród nich są: Liban, Jordania, Izrael, Gruzja, Azerbejdżan, Kazachstan, Pakistan, Mongolia, Chiny, Wietnam, Indie, Egipt, Sudan, Libia, Kongo, Czad, Mali, Republika Zielonego Przylądka, Hiszpania, Irak, Afganistan, Kosowo, Bośnia i Hercegowina. W sumie w powietrzu samoloty spędziły blisko 33 tysiące godzin.
CASY są jednak przede wszystkim tam, gdzie przebywają polscy żołnierze. Pomiędzy Balicami a Afganistanem, gdzie stacjonuje najwięcej naszych żołnierzy, piloci utrzymują tzw. most powietrzny. To lotnicza łączność pomiędzy krajami, dzięki której na pokładzie C-295M rotowany jest personel, dostarczany jest sprzęt i uzbrojenie. Przez dwa lata, od 2010–2012 roku, w Afganistanie do składu PKW balicka jednostka wystawiała także komponenty lotnicze. Pod Hindukuszem służyli piloci, technicy i inspektorzy bezpieczeństwa lotów oraz zawsze po jednym samolocie. Rotacja lotników trwała zawsze dwa miesiące.
– Delegowanie jednego samolotu w rejon misji było dla nas wyzwaniem. Przede wszystkim dla pilotów i techników, którzy musieli pracować w innych niż dotąd warunkach. Służba pod Hindukuszem była także wyzwaniem dla samolotów. Po każdej zmianie kilogramami wysypywał się z nich piasek – przyznaje płk pil. Jacek Łazarczyk, dowódca 8 Bazy Lotnictwa Transportowego. – Zdarzały nam się różne usterki sprzętu. Największą była wymiana silnika na misji. Cała operacja trwała pięć dni. W tym czasie przetransportowaliśmy silnik z kraju do Afganistanu, technicy zamontowali i uruchomili go w samolocie – dodaje dowódca.
Płk Łazarczyk przyznaje, że Afganistan był najlepszym testem dla samolotów. Maszyny musiały latać w wyższych temperaturach, na dużych wysokościach i przy ogromnym zapyleniu powietrza. – Z czasem pojawiły się kłopoty wynikające z charakteru lotów na misji. Nie tankowaliśmy np. zbiorników skrzydłowych. Okazało się, że wkrada się w nie rdza, bo zbyt długo były nieużywane – mówi dowódca Bazy.
– Na misji była idealna – tak o „Kaśce” mówi mjr Byliniak. – Podczas lądowania mogliśmy konkurować z myśliwcami. CASA podchodziła do lądowania z dużą prędkością, nie potrzebowała dużo miejsca.
Wyzwaniem dla pilotów i samolotów było zwłaszcza afgańskie lotnisko w Szaranie. Nie dość, że położone jest w wysokich górach (ok. 2 tys. metrów n.p.m.), to jeszcze ma bardzo wąski i krótki pas startowy. Standardowo powinien mieć 2–2,5 tysiąca metrów długości i 60 metrów szerokości, podczas gdy w Szaranie jest dwukrotnie krótszy i szeroki zaledwie na 18 metrów, co oznacza, że skrzydła C-295M wystają poza jego krawędź.
Dlaczego krakowscy piloci chwalą CASY? – To po prostu ładny i zgrabny samolot – mówi ppor. pil. Bartosz Skrabut. – Strasznie podoba mi się jego manewrowość. W porównaniu do An-26, na którym wcześniej latałem, jest bardzo zwrotny. Praktycznie z każdej pozycji można wylądować – uzupełnia mjr Byliniak.
– Samolot jest łatwy i przyjemny w pilotażu, Na wysokości sześciu kilometrów nad ziemią można swobodnie kręcić wiraże. Sprawdza się w lotach taktycznych w górach, w desantowaniu. Żeby czuć komfort lotu, trzeba się jednak dobrze wyszkolić. Pilot musi się skupić, orientować się w informacjach wyświetlanych na ekranach, by nie popełnić błędów. To zwłaszcza może być trudne dla młodych lotników. Dlatego nie szkolimy od zera na tym samolocie, tylko wcześniej na innym wielosilnikowym transportowcu, czyli na Bryzie – dodaje płk Łazarczyk.
Czy maszyna ma wady? Piloci nie narzekają. – Latam na CASIE od kilku miesięcy. To wymagający samolot. Trzeba opanować system planowania lotu i inne programy, których używamy w powietrzu – dodaje ppor. Skrabut.
Polskie Siły Powietrzne są największym na świecie użytkownikiem C-295M. Mamy obecnie 16 samolotów (jeden został stracony w 2008 roku podczas katastrofy lotniczej pod Mirosławcem). W Hiszpanii, gdzie produkowane są maszyny, służy dziś 13 egzemplarzy C-295M. Poza tym latają m.in. w Brazylii, Portugalii, Indonezji i Meksyku.
Przeznaczeniem samolotu jest transport żołnierzy, sprzętu bojowego, ładunków, i ewakuacja rannych. Ładownia maszyny jest w pełni hermetyzowana. Do samolotu można załadować 9250 kg ładunku lub 49 żołnierzy z pełnym wyposażeniem. Dzięki nowoczesnym systemom nawigacyjno-pilotażowym maszyny są w stanie latać niemal w każdych warunkach pogodowych, w dzień i w nocy, w dowolnym rejonie świata.
Podstawowe dane techniczne: rozpiętość – 25,81 m, długość – 24,45 m, wysokość – 8,66 m, masa własna – 18 500 kg, masa całkowita – 23 200 kg, prędkość przelotowa – 480 km/h, zasięg z ładunkiem maksymalnym – 2300 km. Napęd – dwa silniki turbośmigłowe Pratt Whitney Canada PW127G o mocy 1972 kW każdy.
Uzbrojenie – maszyny wyposażono w obronny system walki radioelektronicznej Indra ALR 300Y2B zintegrowany z wyrzutnikami flar i dipoli AN/ALE-47.
autor zdjęć: EADS, Bartosz Bera
komentarze