Największe ćwiczenia polskiej armii „Anakonda-12” przeszły do historii. 11,5 tysiąca żołnierzy powróciło do garnizonów. Teraz wojskowi analitycy przy biurkach będą wyciągać wnioski co się udało, a które działania dowódców polowych czy sztabowców były obarczone błędami.
Wielka
„
piątka
”
Według mnie, dziennikarza biorącego udział w ćwiczeniach, już teraz wszystkim uczestnikom można wpisać do akt wielką piątkę. Nie za tempo natarcia, celność strzelań czy wytrwałość, gdy przyszło moknąć na deszczu i spać w poligonowym błocie. Moją piątkę, z której wystawieniem wstrzymywałem się aż do teraz, stawiam za to, że z „Anakondy” wszyscy cali i zdrowi wrócili do domów.
Doświadczenie dziesiątków lat pracy nauczyło mnie, że wszędzie tam, gdzie na małej przestrzeni gromadzi się olbrzymią liczbę ludzi i sprzętu o wypadki nietrudno. Gdy niewyspani żołnierze operują ciężkim sprzętem, potrzeba maksimum wysiłku, aby wszystko odbyło się bezpiecznie. Skalę ryzyka doskonale widać w liczbach – tydzień na poligonie, blisko 2,5 tysiąca jednostek sprzętu, dziesiątki ton użytych materiałów wybuchowych, środków pozoracji pola walki oraz różnego typu amunicji.
Profesjonalizm to bezpieczeństwo
Na szczęście ćwiczący żołnierze zapanowali nad wszystkim. Pokazali profesjonalizm i bardzo dobre przygotowanie specjalistyczne. Obyło się również bez niebezpiecznych sytuacji spowodowanych, jak to się ładnie mówi, złośliwością przedmiotów martwych.
Podczas „Anakondy” nikt tego głośno nie mówił, aby nie zapeszyć, ale wiem, że wszyscy dowódcy gdzieś wewnątrz drżeli o bezpieczeństwo. Historia poligonowych zmagań niejeden raz pokazała bowiem, że żołnierze giną nie tylko w prawdziwym boju, ale również tym ćwiczebnym.
Największe poligonowe ośrodki szkoleń pełne są miejsc naznaczonych tragiczną pamięcią. W niektórych miejscach stoją nawet pomniki upamiętniające poległych w ćwiczebnej walce. Aby poczytać o tragediach, jakie wydarzyły się na terenach, na których odbyły się tegoroczne ćwiczenia, wcale nie trzeba cofać się w czasie zbyt daleko.
Tragedie na ćwiczeniach
W czerwcu 2010 roku o godz. 5.30 na pasie ćwiczeń taktycznych Bucierz na poligonie drawskim doszło do tragicznego zdarzenia. Podczas przygotowania amunicji moździerzowej w punkcie amunicyjnym z nieznanych przyczyn nastąpiła detonacja zapalników. Na skutek wybuchu i odniesionych ran jeden żołnierz zmarł, a trzech zostało rannych.
Podczas innych ćwiczeń na poligonie koło Ustki w październiku 2007 roku doszło do oddania przypadkowego strzału z działka ZU-23/2 . Pocisk trafił w szoferkę stojącego w pobliżu samochodu. Na skutek tragicznego zdarzenia jeden żołnierz zginął, trzech innych zostało rannych.
Do najtragiczniejszego zdarzenia w historii ćwiczeń wojskowych doszło na szczęście bardzo dawno temu w 1988 roku. 19 maja w godzinach porannych przez Piłę w drodze na poligon koło Ustki przejeżdżał eszelon wypełniony żołnierzami i sprzętem. Nagle, na jednej ze zwrotnic część wagonów wojskowego transportu, w których spali żołnierze wjechała na sąsiedni tor. Uderzyły w stojący na stojący pociąg towarowy wypełniony materiałami budowlanymi. Wagony zaczęły wjeżdżać na siebie. Zrobiło się wielkie rumowisko. Mimo błyskawicznie przeprowadzonej akcji ratunkowej, finał katastrofy był porażający. Sześciu żołnierzy z jednostki przeciwlotniczej z Bolesławca zginęło na miejscu. Dwóch zmarło w izbie przyjęć miejscowego szpitala, a dwóch następnych podczas operacji. 16 rannych przewieziono do szpitala wojskowego. Eksperci ustalili, że przyczyną katastrofy był zły stan zwrotnicy i torowiska.
Poligonowe miejsca pamięci
Po tym wypadku na poligonie w Ustce stanął pomnik ku czci 10 żołnierzy z 11 Pułku Przeciwlotniczego z Bolesławca, którzy zginęli w drodze na ćwiczenia. Stało się tradycją, że żołnierze każdej jednostki, którzy przyjeżdżają tutaj na ćwiczenia, przed rozpoczęciem zajęć składają pod nim kwiaty.
Podobnych miejsc na polskich poligonach jest więcej. Na szczęście po tegorocznej „Anakondzie-12” żaden nowy nie przybędzie. I właśnie za to stawiam wielką piątkę wojskowym z każdego rodzaju Sił Zbrojnych.
komentarze