Piątek. Erfurt. Odliczanie rozpoczęte. Tylko godziny dzielą ekipę wojskowych kucharzy od wielkiego otwarcia XXV Międzynarodowej Olimpiady Kulinarnej.
W kuchni od samego rana gwar. Na parę godzin przed oficjalnym rozpoczęciem olimpiady nasza ekipa sieka, przypieka i smaży. Jednym słowem, wychodzi z siebie. To ostatni moment na przygotowanie dań, które za parę godzin będą oceniali sędziowie. Jury liczy 76 członków i są to najlepsi kucharze z całego świata. Będą sprawdzać nie tylko smak, ale także precyzję wykonania i wygląd potraw.
Kucharze muszą się spieszyć, bo do wieczora wszystkie dania muszą być gotowe. Wtedy będzie można zacząć żelowanie, czyli konserwowanie potraw, które jutro znajdą się na olimpijskim stole. Dziś kucharze nie pójdą wcześnie spać. Całą noc będą pracować nad ostatecznym wyglądem potraw.
Po skończeniu pracy w kuchni pojadą do messy, gdzie w ciągu kilku godzin muszą zainstalować stół, dekoracje i oświetlenie. Mają czas do 7 rano, bo zgodnie z regulaminem po tej godzinie żadna z osób nie może już znajdować się przy stole. Olimpijskie „być albo nie być” rozstrzygnie się w momencie, w którym wytypowana osoba z zespołu zaprezentuje przygotowane dania. To odpowiedzialne zadanie przyjął na siebie trener naszych kucharzy Tomek Welter.
Na stanowisku obok nas swoje potrawy przygotowują dwie drużyny: z Kanady i Japonii. Na początku zawodów odwiedzili nas kucharze spod znaku klonowego liścia. I choć wszyscy chcą wygrać, na próżno szukać tu zaciętej rywalizacji. Mimo presji każda z ekip jest gotowa pomóc innym w przygotowaniach.
autor zdjęć: Archiwum Justyny Kędry
komentarze