Afganistan. Baza Warrior. Wczesny, jesienny poranek. Z dowódcą grupy bojowej komandosów z Lublińca na helipadzie (lądowisko dla śmigłowców) czekamy na jego żołnierzy, którzy wracają z udanej akcji przechwycenia i zniszczenia potężnych składów materiałów wybuchowych. Ze śmigłowców wyskakują komandosi ramię w ramię z oficerami wywiadu wojskowego – wiedziałam, że to wywiadowcy, bo gdy mieszkałam w małych polskich bazach w Afganistanie, co jakiś czas wpadaliśmy na siebie – jednak postronny obserwator wziąłby ich za żołnierzy jednostki specjalnej.
Komandosi operację przeprowadzili błyskawicznie. Bez jednego wystrzału. Po nieznanych sobie afgańskich terenach poruszali się, jakby mieszkali tam od dzieciństwa. Jak to możliwe? Żołnierze mieli doskonałe rozpoznanie. Wywiad zebrał wszystkie informacje potrzebne do zaplanowania i przeprowadzenia akcji. Dzięki temu każdy krok komandosów był rozpisany jak w scenariuszu filmowym. Nie było tam miejsca na improwizację.
Oficerowie wywiadu wiedzieli, jak taki plan przygotować, bo sami są żołnierzami lub przeszli wojskowe przeszkolenie. Znają możliwości operatorów jednostek specjalnych. Wiedzą, jakiego sprzętu używają. W końcu sami biorą udział w operacjach specjalnych. Po co? Muszą być na miejscu, by zebrać kolejne informacje, dowody, ustalić fakty.
Kilka lat temu, gdy ruszała reforma Wojskowych Służb Informacyjnych, byłam jej zdecydowaną zwolenniczką. Powodów na to, by zmienić kształt tamtych służb było wiele. Nie ma co się teraz nad tym rozwodzić. Było, minęło…
W osłupienie wprawił mnie jednak sposób reformy WSI. Jak potraktowano oficerów wywiadu wojskowego, którzy teraz z „reformatorami” wygrywają procesy sądowe o przywrócenie dobrego imienia. To było jak polowanie na czarownice. Doświadczeni, wartościowi żołnierze odeszli ze służby. Przyjęto „harcerzy” z cywila po kilkumiesięcznym przeszkoleniu. I stało się… Wojsko zostało pozbawione „oczu i uszu”. Gdyby polscy żołnierze nie służyli w tym czasie na afgańskiej misji, może nawet opinia publiczna nie dowiedziałaby się, że armia ma kłopot. Ale żołnierze na misji byli, a problemy aż nadto boleśnie się objawiły w kilku tragicznych sytuacjach.
Z czasem udało się uspokoić sytuację. Służba Wywiadu Wojskowego i Służba Kontrwywiadu Wojskowego funkcjonują w ustawowych ramach, współpracują z wojskiem, wykonują swoje zadania. Wydaje się, że po burzy nadchodzi spokojny dzień. Jednak na horyzoncie pojawiają się kolejne chmury…
Afera Amber Gold znowu wywołała dyskusję o potrzebie reformy specsłużb. Padło pytanie, gdzie one były, dlaczego nie ostrzegały, że szykuje się wielki przekręt. Sama mam ochotę o to zapytać, bo co najmniej ślamazarnie działali cywilni superagenci. Na odsłaniane niemal co dnia ich wpadki nałożyło się polityczne zamieszanie i – jak to się mówi – „mamy niezły klops”. Tylko dlaczego, gdy zawinił Żyd, Cygana powiesili?
Szef rządu Donald Tusk powołał zespół do reformy służb specjalnych. Ktoś wymyślił, że w ramach tych zmian trzeba połączyć wywiad cywilny z wojskowym. Pomysł, mówiąc dyplomatycznie, trafiony jak kulą w płot. Takie łączenie na pewno nie zapobiegnie w przyszłości aferom w stylu Amber Gold, ale na sto procent przysporzy takich jak Nangar Khel. Pomysł mógł powstać w głowach tylko tych, którzy myślą, że od samego mieszania herbata staje się słodsza. Czasem takie myślenie jest tylko naiwne, ale czasem niestety też niebezpieczne…
komentarze