Wojska obrony terytorialnej pod moim dowództwem czeka ewolucja, a nie rewolucja. Przyjęte na początku funkcjonowania WOT-u koncepcje rozwoju formacji były słuszne i będziemy je kontynuować. Musimy skupić się teraz na szkoleniu bojowym żołnierzy i utrzymaniu ich w służbie – mówi gen. bryg. Maciej Klisz, dowódca terytorialsów.
Prezydent Andrzej Duda, wręczając Panu akt mianowania na stanowisko dowódcy wojsk obrony terytorialnej, zaznaczył, że proces budowania formacji, choć zaawansowany, nie został jeszcze zakończony. Jakie ma Pan plany na rozwój tego rodzaju sił zbrojnych?
Gen. bryg. Maciej Klisz: Wojska obrony terytorialnej pod moim dowództwem czeka raczej ewolucja, nie rewolucja. Budowany przez ostatnie sześć lat szkielet WOT-u jest już niemal gotowy, teraz pozostaje obudować go odpowiednimi ludźmi i zdolnościami. O ewolucji mówię nie bez powodu. Od samego początku wspierałem gen. Wiesława Kukułę w tworzeniu formacji, początkowo jako szef sztabu, później jako zastępca dowódcy. Uczestniczyłem w tworzeniu koncepcji rozwoju tego rodzaju sił zbrojnych, budowaniu poszczególnych struktur i zdolności, więc teraz jako dowódca zamierzam kontynuować przyjęte założenia i koncepcje. Proces budowania WOT-u wkracza w decydującą fazę, ale trzeba dostosować go do aktualnych wyzwań.
Co ma Pan na myśli?
Nasza uwaga cały czas skupiona jest na szkoleniu żołnierzy, choć nie ukrywam, że na tym etapie rozwoju formacji szczególnie interesuje mnie szkolenie bojowe terytorialsów. To wiąże się także z podniesieniem gotowości mobilizacyjnej i bojowej brygad. Chciałbym, aby jednostki WOT-u włączane były do szkoleń i ćwiczeń wojskowych nie tylko na poziomie kompanii i batalionów – co się dzieje – ale na poziomie brygadowym, dywizyjnym lub nawet operacyjnym, np. w czasie ćwiczeń typu „Anakonda”.
Moim priorytetem jest także systematyczne doposażanie formacji w najlepszej jakości sprzęt. Mam świadomość, że obecnie w siłach zbrojnych prowadzone są potężne programy zbrojeniowe i nie mogę, ani nie chcę, konkurować z zakupami czołgów, haubic, fregat czy samolotów piątej generacji. Ale dla mnie jako dowódcy WOT-u mimo wszystko ważne jest to, by moi żołnierze otrzymywali nowoczesne uzbrojenie. Potrzebujemy wyposażenia, które pozwoli żołnierzom lekkiej piechoty efektywnie działać na współczesnym polu walki. Wojna w Ukrainie dowodzi, że lekka piechota jest istotnym elementem pola walki, pod warunkiem, że ma dobre uzbrojenie i wyposażenie.
Skupię się także na kwestiach związanych z rekrutacją kandydatów. Przez lata wypracowaliśmy bardzo dobre procedury pozyskiwania ochotników, a w 2022 roku osiągnęliśmy bardzo dobre wyniki, bo służbę w naszych szeregach rozpoczęło ponad 11 800 żołnierzy. Ale zauważyłem, że rekrutacja kandydatów to tylko część sukcesu. Druga część to utrzymanie terytorialsów w służbie. Nad tym musimy jeszcze popracować.
Niemal 12 tys. ochotników zaciągnęło się w ubiegłym roku do WOT-u, a ilu odeszło?
Ze służby w WOT odeszło w ubiegłym roku 8 tys. żołnierzy, czyli o około 1,5% więcej niż w ubiegłych latach. Wśród nich było jednak aż 1200 osób, które skorzystały z innych form służby, głównie przeszły do służby zawodowej (trzykrotnie więcej niż w poprzednich latach) lub do aktywnej rezerwy. To pokazuje, że spłacamy zaciągnięty przed laty dług wobec innych rodzajów sił zbrojnych i oddajemy wojskom operacyjnym dobrze wyszkolonych i przygotowanych żołnierzy.
Jakie są główne przyczyny rezygnacji ze służby?
Jest ich co najmniej kilka. Wiemy, że coraz większym wyzwaniem dla naszych żołnierzy jest trzyletnie obciążenie operacyjne WOT-u. Proszę zauważyć, że od marca 2020 roku wojska obrony terytorialnej cały czas działają na pierwszej linii. Najpierw nasi żołnierze bardzo licznie zaangażowali się w walkę z pandemią koronawirusa. Gdy myśleliśmy, że sytuację mamy opanowaną, wybuchł kryzys migracyjny i nasi żołnierze wspólnie z żołnierzami jednostek operacyjnych rozpoczęli wsparcie Straży Granicznej w ochronie polsko-białoruskiej granicy. Operacja „Silne wsparcie” trwa do dziś – każdego dnia w województwie podlaskim i lubelskim bierze w niej udział około 800 żołnierzy WOT-u. W lutym 2022 roku terytorialsi stanęli przed kolejnym wyzwaniem: zaangażowaliśmy się w operację „Niezawodna pomoc”, której celem jest wsparcie uchodźców z Ukrainy. To wszystko pokazuje, że żołnierze WOT-u nie schodzą z posterunku od trzech lat. Nie każdy wytrzyma takie obciążenie. Widzimy, że terytorialsi są zmęczeni, zwłaszcza ci z brygad położonych na wschodniej ścianie Polski. Dlatego do zadań na wschodniej granicy kierujemy także żołnierzy z innych regionów kraju.
Inna rzecz, że wypełniania obowiązków wobec armii nie ułatwia sytuacja gospodarcza i rynek pracy. Zastój gospodarczy wywołany pandemią się skończył i firmy potrzebują pracowników. Nie chcą zwalniać swoich ludzi na szkolenia wojskowe. Żołnierze ochotnicy zbyt często muszą wybierać pomiędzy obowiązkami zawodowymi i utrzymaniem rodziny a służbą. Na tym niestety cierpi armia.
Czy jest jakiś sposób na wyjście z tego impasu?
Szukamy rozwiązań, które wspomogą pracodawców i żołnierzy. Jeszcze za wcześnie, by mówić o szczegółach, ale spodziewam się, że parlament przyjmie wkrótce rozwiązania gwarantujące wsparcie finansowe przedsiębiorcom, którzy zatrudniają żołnierzy WOT-u.
Obowiązująca od roku ustawa o obronie ojczyzny wprowadziła nowe rodzaje służby. Zainteresowani armią Polacy mogą wybierać pomiędzy służbą zawodową, dobrowolną zasadniczą służbą wojskową i wojskami OT. Czy nowe formy służby zaburzyły w jakimś stopniu nabór do WOT-u?
Nie konkurujemy ze sobą. Każda forma służby przygotowana jest z myślą o innym typie kandydatów. Cieszy mnie to, że jako dojrzała armia możemy zaproponować Polakom różne rozwiązania, tak by każdy znalazł dla siebie miejsce w strukturach sił zbrojnych. Wyjaśnię to na przykładzie WOT-u i DZSW. Służbą w wojskach obrony terytorialnej zainteresowane są przede wszystkim osoby posiadające rodzinę, pracę, zwykle osoby dojrzałe społecznie. To ludzie, którzy chcą godzić dotychczasowe życie zawodowe i rodzinne ze służbą w wojsku. Natomiast wśród kandydatów do DZSW jest więcej ludzi młodych. Wielu z nich dopiero szuka pomysłu na siebie i rozważa w przyszłości służbę zawodową.
Tym, co zachwiało statystykami dotyczącymi naboru, jest wojna w Ukrainie. Widzimy, że niestabilna sytuacja bezpieczeństwa w naszym regionie ma wpływ na zainteresowanie służbą wojskową. Ludzie szukają dla siebie miejsca w armii albo chcą zdobyć chociaż podstawowe przeszkolenie wojskowe. Ten trend widoczny jest nie tylko w Polsce. Podobnie dzieje się na Litwie, Łotwie, w Estonii, Danii czy Szwecji.
Wspomniana już ustawa o obronie ojczyzny jest ważna jeszcze z innego powodu. Zgodnie z nowymi przepisami, to dowódca WOT-u, a nie jak wcześniej dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych, odpowiada za zarządzanie kryzysowe w resorcie obrony narodowej. To duża zmiana.
Przejęliśmy obowiązki wynikające ustawy o obronie ojczyzny i ustawy o zarządzaniu kryzysowym, w części poświęconej siłom zbrojnym i zasobom określonym w „Planie zarządzania kryzysowego resortu obrony narodowej” (PZK RON). W tym dokumencie zdefiniowane są wszystkie siły i środki do planowego użycia wojska w ramach sytuacji kryzysowych, czyli w czasie np. pożarów i powodzi. Jak to działa? Gdy do neutralizacji skutków sytuacji kryzysowej możliwości i zasoby wojewodów okazują się niewystarczające, to zwracają się oni z wnioskiem o wsparcie do ministra obrony.
A ponieważ to dowódca WOT-u w imieniu ministra zarządza „kryzysówką”, to mam prawo do uruchomienia planowych sił wynikających z PZK. Te zmiany dobrze widać na poziomie brygad OT. Ich dowódcy stali się doradcami wojewodów do spraw użycia sił zbrojnych w sytuacjach kryzysowych. Na posiedzeniu wojewódzkiego centrum zarządzania kryzysowego dowódca brygady OT może oferować konkretne wsparcie wojska. Dysponuje on bowiem siłami nie tylko WOT-u, ale zna możliwości wszystkich jednostek na terenie danego województwa. Taki system znacznie skraca czas reakcji, a przecież chodzi o to, by pomocy udzielać jak najszybciej. O tym, jak sprawnie działa system, przekonaliśmy się latem ubiegłego roku. Gdy doszło do skażenia Odry, byliśmy w stanie uruchomić zespół zadaniowy w ciągu zaledwie dwóch godzin.
Czy operacja „Silne wsparcie” wpisuje się w działania przeciwkryzysowe? Dla terytorialsów to ważny sprawdzian i spore obciążenie.
To inna sytuacja. Od jesieni 2021 roku wspieramy Straż Graniczną, a całą operacją dowodzi gen. broni Tomasz Piotrowski, dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych. W ramach operacji „Silne wsparcie” na granicy co najmniej tydzień spędziło ponad 16 tys. żołnierzy WOT-u, czyli niemal połowa naszej formacji. Rekordziści służyli nawet 300 dni. Najbardziej obciążone są brygady na wschodzie Polski, czyli 1 Podlaska, 2 Lubelska i 3 Podkarpacka, ale zadania na granicy wykonują także żołnierze z innych jednostek. Ta operacja to dla nas okazja do doskonalenia zdobytych umiejętności, modyfikacji szkoleń taktycznych i procedur. Szkolimy się we współdziałaniu ze Strażą Graniczną, wojskami operacyjnymi, systemem wsparcia logistycznego, wykorzystujemy bezzałogowce, prowadzimy patrole, wykorzystujemy w służbie konie i psy. Granica dużo nas nauczyła.
Jak długo jeszcze żołnierze WOT-u będą strzegli granicy?
Nie jestem dowódcą tej operacji, ale oceniając sytuację bezpieczeństwa w naszym regionie, myślę, że prędko się nie wycofamy. Straż Graniczna każdego dnia melduje o liczbie osób, które nielegalnie próbują przekroczyć granicę. Oczywiście statystyki dotyczące nielegalnej migracji spadły w porównaniu z poprzednimi latami, ale sytuacja nadal daleka jest od normalności.
Wspomniał Pan, że priorytetem dla terytorialsów stanie się szkolenie bojowe. Czego żołnierze będą się uczyć?
Dostosowujemy system szkolenia do aktualnych wyzwań. Obserwujemy wojnę w Ukrainie i wyciągamy wnioski. Widzimy, że ukraińscy żołnierze lekkiej piechoty mogą być poważnym przeciwnikiem, nawet dla formacji uzbrojonych w pojazdy opancerzone. Dlatego właśnie nacisk położymy na szkolenia z obsługi przeciwpancernych pocisków kierowanych Javelin, granatników M72 i zwiększymy szkolenia z wykorzystania amunicji krążącej Warmate. Zwiększymy także liczbę szkoleń snajperskich. Będziemy szkolić żołnierzy nie tylko w prowadzeniu ognia precyzyjnego, ale też w prowadzeniu rozpoznania. Kontynuowane będą kursy dla obserwatorów ognia.
Poza tym stawiamy na kompetencje liderów. Będziemy szkolić oficerów młodszych i podoficerów z przywództwa. W rozwijaniu zdolności pomagać nam będą sojusznicy. Nasi żołnierze nadal szkolić się będą w Polsce i za granicą pod okiem instruktorów z amerykańskiej Gwardii Narodowej oraz z formacjami ochotniczymi z naszej części Europy.
autor zdjęć: DWOT
komentarze