Choć trudno mówić o uspokojeniu się sytuacji na ukraińskim froncie, biorąc pod uwagę to, co dzieje się w ostatnich tygodniach pod Bachmutem, to zakrojonych na szeroką skalę działań można spodziewać się dopiero wiosną. I to z obu stron. Na jakich kierunkach może przebiegać wiosenna ofensywa, jaki jest plan minimum Ukrainy i próbującej uciekać przed porażką Rosji? Czy grozi im wojna na wyczerpanie?
Dotychczasowy przebieg wojny można pokrótce nakreślić w kilku ruchach. Początek obecnego etapu (od 24 lutego 2022 roku) miał wysoce dynamiczny charakter – ze względu na energiczne rosyjskie natarcia, obliczone na szybkie sukcesy i zajęcie wybranych obszarów. „Trzydniowa operacja specjalna” zakończyła się klęską, co zmusiło siły rosyjskie do równie szybkiego odwrotu na kilku odcinkach frontu, zwłaszcza pod Kijowem, Czernihowem i Charkowem – był to przełom marca i kwietnia 2022 roku. Tzw. bitwa o Donbas, która rozpoczęła się w kwietniu, miała i ma nadal dość statyczny charakter. Oczekiwana kontrofensywa wojsk ukraińskich została przeprowadzona gdzie indziej. Najpierw, pod koniec sierpnia, na odcinku frontu w obwodzie chersońskim. Początkowe postępy sił ukraińskich były jednak symboliczne i dopiero równoległe rozpoczęcie działań na wschód od Charkowa przyniosło błyskotliwe sukcesy ukraińskiego natarcia, doprowadzając w krótkim czasie do wyzwolenia m.in. Iziumu i Łymanu. Ostatnim tego rodzaju epizodem w 2022 roku była kontrofensywa skutkująca wycofaniem się wojsk rosyjskich z Chersonia i całego zachodniego brzegu Dniepru.
Ukraińska kontrofensywa – kiedy ciąg dalszy?
Logicznym następstwem tych kroków powinno być kontynuowanie działań zaczepnych przez stronę ukraińską, tak aby doprowadzić do zepchnięcia rosyjskich wojsk co najmniej na pozycje wyjściowe z 24 lutego 2022 roku. Taki cel deklarują zresztą władze Ukrainy – zaznaczając przy tym, że działania te powinny objąć także Donbas i Krym, okupowane przez Rosję od 2014 roku. To ambitne plany, choć nie są niemożliwe do zrealizowania: najistotniejszym warunkiem ich powodzenia jest odpowiednio duże wsparcie ze strony krajów zachodnich.
Swoisty plan minimum to dla Ukrainy ofensywa na przynajmniej jednym odcinku frontu, i to w ciągu najbliższych tygodni. Jej skala będzie zależała przede wszystkim od tego, jak rozbudowana jest teraz i jak rozwinie się później zachodnia pomoc wojskowa. Już teraz wiadomo, że w styczniu 2023 roku jej zakres stanie się bezprecedensowy: obejmie m.in. kolejną baterię pocisków przeciwlotniczych Patriot (obok zadeklarowanych przez USA i Niemcy trzeci system tego typu dostarczą Niderlandy), kolejne baterie NASAMS, łącznie 100 bojowych wozów piechoty M2A2 Bradley i taką samą liczbę KTO typu Stryker. Wspomniany wyżej sprzęt ma pochodzić z USA, a wsparcie zapowiadają także inne kraje: Wielka Brytania (m.in. 14 czołgów Challenger 2 i 30 haubic AS90), Niemcy (m.in. bojowe wozy piechoty Marder, kolejne dwa radary dla zestawów przeciwlotniczych IRIS-T), Litwa (m.in. dwa śmigłowce Mi-8 oraz broń przeciwlotnicza) i wiele innych. Również Polska zadeklarowała – jako pierwsza – przekazanie kompanii czołgów Leopard 2; za tym przykładem poszły kolejne kraje. Kluczowa pozostaje zgoda strony niemieckiej na eksport tych czołgów do Ukrainy, jak również kwestia dostaw z Berlina.
Gdzie należy spodziewać się ukraińskiej kontrofensywy? Obecnie mowa jest o dwóch potencjalnych kierunkach. Pierwszy z nich to obwód ługański i rejon miasta Swatowe, gdzie walki toczą się od września 2022 roku. Zakończone sukcesem zajęcie tego miasta i kontynuowanie uderzenia w kierunku Starobielska, a dalej granicy ukraińsko-rosyjskiej umożliwiłyby powrót do sytuacji sprzed 2022 roku i linii rozgraniczenia z tzw. Ługańską Republiką Ludową. Zapewne to nie przypadek, że właśnie wzdłuż tej „dawnej” linii rozejmu z lat 2014–2015 od jesieni trwają rosyjskie prace fortyfikacyjne. Drugi potencjalny kierunek, wymagający jednak znacznie większych środków i obarczony także dużo większym ryzykiem – to uderzenie w obwodzie zaporoskim, w kierunku Melitopola i/lub Berdiańska i wybrzeża Morza Azowskiego. Powodzenie na tym odcinku umożliwiłoby podzielenie okupowanego przez Rosjan terytorium na dwie części, odcinając przy tym lądową komunikację pomiędzy Krymem a okupowanym Donbasem – co w połączeniu z nadal nie w pełni funkcjonującym mostem nad Cieśniną Kerczeńską oznaczałoby poważne problemy logistyczne dla sił rosyjskich, wciąż znajdujących się na terenach obwodu chersońskiego i na Półwyspie Krymskim. Realizacja takiej operacji wymagałaby jednak koncentracji znacznych sił oraz posiadania dużych rezerw zdolnych do utrzymania odbitych terenów.
Rosja: ucieczka przed klęską
Dla Federacji Rosyjskiej „specjalna operacja wojskowa” jest już porażką – i to właściwie od momentu jej rozpoczęcia. Przyjęte założenia wojny z Ukrainą były całkowicie nierealistyczne w uwarunkowaniach, w jakich przyszło je urzeczywistniać (dlaczego – to materiał na osobny artykuł). Koniecznością stało się więc „ograniczenie” celów wojny do przynajmniej teoretycznie wykonalnego poziomu. Stąd też zadanie, które postawił Władimir Putin wojskowym, polega na „wyzwoleniu” Donbasu, tj. obwodów ługańskiego i donieckiego, jak również utrzymaniu kontroli nad tymi terenami, które siły rosyjskie zajęły wiosną 2022 roku: częściami obwodów zaporoskiego i chersońskiego.
Ukraiński czołg ostrzeliwuje rosyjskie pozycje w obwodzie Ługańskim, 12 stycznia 2023 r., podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę
Cele te, jak się wkrótce okazało, są de facto niewykonalne: jak wspomniałem na wstępie, już późnym latem i jesienią 2022 roku siły ukraińskie odzyskały kontrolę nad częścią obwodu ługańskiego i chersońskiego, zmuszając Rosjan do opuszczenia terenów, które z ich punktu widzenia formalnie stały się częścią Federacji Rosyjskiej. Z kolei działania rosyjskiej armii, nawet po ogłoszeniu mobilizacji i wysłaniu rezerw na front, nie tylko nie przyniosły przełomu, ale właściwie żadnych zdobyczy terytorialnych czy innego typu sukcesów o skali większej niż taktyczna. W zasadzie jedynym rosyjskim osiągnięciem od lipca 2022 roku (gdy ostatecznie zakończyły się walki o Siewierodonieck i Lisiczańsk) było opanowanie 10-tysięcznego miasta Sołedar w obwodzie donieckim – co udało się po ponad miesiącu krwawych walk tylko o samo miasto (walki o położony tuż obok Bachmut trwają od wielu miesięcy, a postępy strony rosyjskiej, o ile są, liczyć można raczej w metrach niż w kilometrach).
Kwestią czasu jest najprawdopodobniej ogłoszenie przez Federację Rosyjską kolejnej mobilizacji rezerwistów: kolejnych 500 tys. lub więcej (warto pamiętać, że pod koniec września, gdy ogłoszono pierwszą mobilizację, mowa była o planach postawienia w stan gotowości do 1 mln żołnierzy). Może to okazać się krokiem nieuniknionym nie tylko ze względu na rosnące straty w szeregach, lecz także na plany kolejnej dużej ofensywy ze strony rosyjskiej, która również miałaby się rozpocząć wczesną wiosną. Można założyć, że jej celem byłoby zrealizowanie obecnych zamiarów operacji wojskowej, a więc co najmniej zajęcie Donbasu (tj. pozostających poza kontrolą FR terenów obwodów: donieckiego i ługańskiego). Nie jest przy tym wykluczone, że w celu zwiększenia szans na powodzenie takiej operacji działania zaczepne zostałyby rozpoczęte na szerszym froncie, nie wyłączając odcinków w pobliżu Charkowa, Sum czy Czernihowa, a nawet Białorusi. W tym ostatnim przypadku jak na razie nie ma informacji wskazujących na przygotowywanie dużej operacji ofensywnej (tak jak to było rok temu), tym bardziej z udziałem armii białoruskiej – może się to jednak szybko zmienić.
Czy takie działania są w stanie doprowadzić do osiągnięcia przez Federację Rosyjską jej celów? Teoretycznie tak, mimo że również strona rosyjska jest wyczerpana wojną, a rezerwy zarówno ludzkie, jak i sprzętowe, choć duże, nie są niewyczerpane. Wskazuje na to choćby coraz powszechniejsza obecność na froncie czołgów T-62M, z czasem problem ten będzie narastał. Przepaść technologiczna pomiędzy armią rosyjską, zmuszoną do opróżniania coraz starszych składów materiałowych, a ukraińską – otrzymującą coraz więcej nowoczesnego zachodniego sprzętu – będzie się stale powiększać.
Alternatywa: wojna na wyczerpanie
Trzeba pamiętać, że codzienną „rutyną” walk toczonych wzdłuż linii frontu – i sytuacja ta nie zmienia się zasadniczo od kwietnia 2022 roku (nie licząc ofensywy w kierunku Iziumu) – są nie błyskawiczne manewry na tyły przeciwnika, ale metodyczne zdobywanie terenu przez jedną lub drugą stronę. Coraz bardziej przypomina to wojnę na wyczerpanie, w której trudno o szybkie rozstrzygnięcia. Teoretycznie stawia to w niekorzystnym położeniu Ukrainę, jako że Rosja ma większe rezerwy i zdolności mobilizacyjne, w praktyce przewagę liczebną strona ukraińska jest w stanie równoważyć zdolnościami technologicznymi, uzyskanymi dzięki dostawom z Zachodu. Oznacza to, że konflikt w tej formule, nieco zbliżonej do I wojny światowej – może trwać jeszcze wiele lat. To scenariusz niekorzystny dla Ukrainy, ale także, choć pod innymi względami, dla Rosji. Mimo tego: jak na razie perspektywy na szybkie zakończenie wojny nie widać, gdyż po żadnej ze stron nie ma woli kompromisu czy nawet rozpoczęcia negocjacji i poszukiwania rozwiązania politycznego.
autor zdjęć: ANATOLII STEPANOV/AFP/East News
komentarze