Dobór kandydatów do służby to bardzo odpowiedzialne zadanie. Kto ma szansę? Silni, inteligentni, ale przede wszystkim ci, którzy mają serce do walki. Żołnierze, którzy w chwili próby nie zawahają się i ruszą do boju – mówi „Verva”, kierownik selekcji i kursów SERE w GROM-ie. W tym roku jednostka obchodzi 30. urodziny, a jej żołnierze opowiadają nam o swojej służbie.
„Verva”, czy Ty przypadkiem nie zostałeś kierownikiem selekcji w GROM-ie, bo podchodziłeś do tego sprawdzianu aż trzy razy? Selekcje znasz od podszewki.
Verva, oficer JW GROM: Hola, hola! Rzeczywiście moja droga do jednostki była bardzo długa, ale czego jak czego, to motywacji i determinacji mi nie możesz odmówisz.
Nie zamierzam! Przeciwnie, podziwiam hart ducha...
Już jako młody chłopak postanowiłem, że albo będę służył w GROM-ie, albo całe życie spędzę na próbach dostania się do tej jednostki. Nie brałem pod uwagę innych możliwości.
Opowiedz, jak to się zaczęło.
Kilkanaście lat temu, będąc jeszcze w stopniu kaprala, wysłałem swoje dokumenty do GROM-u. Nie wiedziałem, że wówczas w jednostce służyli żołnierze od stopnia plutonowego. Nie miałem więc najmniejszych szans, by się dostać. Ale jakoś tak dziwnie się złożyło, że ktoś w kadrach jednostki przez pomyłkę wysłał do mnie zaproszenie na selekcję. Zaliczyłem sprawdzian z WF-u, potem przeszedłem badania psychologiczne, ale później nikt już się do mnie nie odezwał. Nie było zaproszenia na egzamin w góry. Byłem przekonany, że „oblałem” testy psychologiczne. Rok później, kiedy awansowałem na starszego kaprala postanowiłem po raz drugi aplikować do jednostki.
I znowu przyszło zaproszenie do Warszawy?
Tak. Pojechałem do jednostki, gdzie dowiedziałem się, że poprzednio zaliczyłem psychologa, ale z uwagi na zbyt niski stopień wojskowy, nie dostałem dopuszczony do kolejnego etapu. Teraz w stopniu starszego kaprala łatwiej było mnie awansować do plutonowego, więc otrzymałem kolejną szansę. Zaliczyłem wszystkie konkurencje na sali gimnastycznej, a potem stanąłem na macie – do sprawdzianu z walki wręcz. W czasie walki mój przeciwnik tak nieszczęśliwie mnie kopnął, że złamał mi dwa żebra. Poważna kontuzja nie powstrzymała mnie jednak przed wyjazdem w góry. Niestety, trzeciego dnia odpadłem z selekcji na zadaniach z nawigacji. Jednak się nie poddałem. Miałem wtedy zaledwie 22 lata. Służyłem w 1 Pułku Specjalnym (dziś Jednostka Wojskowa Komandosów), a przed sobą miałem jeszcze ostatnią szansę, by zawalczyć o miejsce w GROM-ie.
Niezła determinacja...
Służba w GROM-ie była moim marzeniem i konsekwentnie dążyłem do osiągnięcia tego celu.
Na szczęście, za trzecim razem się udało.
Za trzecim razem znowu szczęście mi nie dopisywało, bo tuż przed etapem w górach, na zawodach pływackich w JWK zderzyłem się w wodzie z kolegą i złamałem palec w dwóch miejscach. Wsadzili mi rękę w gips na sześć tygodni. I pojechałem w góry z ręką na temblaku! Instruktorzy uznali tę sytuację jako kontuzję, więc finalnie do trzeciej selekcji nie zostałem dopuszczony.
Szczęśliwie całą selekcję przeszedłem dopiero w grudniu 2007 roku. Doskonale to pamiętam, jakby działo się to wczoraj. Pogoda była paskudna. Na przemian padał śnieg i deszcz, było strasznie zimno. A do tego wszystkiego instruktorzy zaserwowali nam niezły wycisk. Sprawdzian w górach zaczęło 21 osób, do mety dotarło nas już tylko czterech.
Presja chyba była duża. W końcu to była twoja ostatnia szansa.
W zasadzie to nie czułem żadnej presji, bo za każdym razem dawałem z siebie wszystko. Oczywiście bardzo się cieszyłem, że pozytywnie ukończyłem selekcję. Jednak chwilę później mój entuzjazm został ostudzony przez dowódcę z Lublińca, który nie zgodził się na moje przejście do jednostki w Warszawie. Na moje szczęście problemy kadrowe były przejściowe i ostatecznie w 2009 roku rozpocząłem służbę w GROM-ie.
Ostatecznie osiągnąłeś swój cel.
Tak, ale wiedziałem, że to początek długiej drogi. Selekcja, która na pewnym etapie wydaje się najtrudniejszym z elementów, potem staje się tylko miłym wspomnieniem. Musiałem zaliczyć szkolenia w tym roczny kurs podstawowy, by jako operator zespołu bojowego sprawdzić się podczas misji w Afganistanie i Iraku.
Wrócę do początku naszej rozmowy. Selekcje poznałeś bardzo dobrze, a teraz od kilku lat sam odpowiadasz za nabór kandydatów do jednostki.
Rzeczywiście, w pewnym momencie stałem się selekcyjnym weteranem (śmiech). Przeszedłem jeszcze grę terenową – selekcję u mjr. rez. Arkadiusza Kupsa, selekcję do JWK, selekcję do oddziału specjalnego Żandarmerii Wojskowej, a w ubiegłym roku wziąłem udział ponownie w selekcji do GROM-u. Chciałem sprawdzić, jak proces selekcyjny, za który jestem odpowiedzialny, wygląda od środka. Byłem o 5 lat starszy od najstarszego kandydata i o 13 lat od najmłodszego. Ale prawie dałem radę (śmiech).
Prawie?
Dwie godziny przed końcem ostatniego zadania zrezygnowałem, bo wiedziałem, że i tak nie zmieszczę się w wyznaczonym limicie czasowym.
Jak dziś wygląda proces naboru kandydata do służby w jednostce GROM?
Najważniejszy jest pierwszy krok. Trzeba zdobyć się na odwagę i wysłać wypełnioną ankietę na adres mailowy jednostki. Wielu ludzi myśli, że nie da sobie rady, że nie ma wystarczających predyspozycji. Ale należy pamiętać, że szansę dostają tylko ci, którzy mają odwagę poddać się sprawdzianowi. Dziś, zgodnie z obowiązującym regulaminem, każdy dostaje dwie szanse na zaliczenie selekcji.
Na początku kandydaci są zapraszani do jednostki na egzamin ze sprawności fizycznej. Podczas tego etapu muszą zaliczyć różnego rodzaju konkurencje sprawdzające wszystkie cechy motoryczne, m.in. testy pływackie, podciągnięcia na drążku, pompki, bieg wahadłowy, a także biegi wytrzymałościowe. Ten element egzaminu jest podobny we wszystkich jednostkach specjalnych. Ale na sali gimnastycznej nie mam dla nikogo taryfy ulgowej. Wymagania są jasne, więc jeśli przyjeżdża do nas kandydat, który na przykład zamiast 18 podciągnięć robi tylko 10, to w konsekwencji jest to dla niego koniec przygody selekcyjnej do jednostki.
Załóżmy, że kandydat zalicza wszystkie konkurencje. Co dalej?
Potem czeka go bardzo, ale to bardzo intensywna rozgrzewka i sprawdzian z woli walki. Jest on prowadzony w formie sparingów bokserskich. Ale nie oceniamy tu umiejętności technicznych, ale raczej to, czy ktoś ma serce do walki. Czy ma motywację i charakter, by mimo tego, że „dostaje łomot” wytrwać na macie.
A gdy już są bardzo zmęczeni, obici, posiniaczeni i głodni są kierowani na kilkugodzinne testy psychologiczne. Celowo tak ułożyliśmy ten plan, by wyczerpani rozwiązywali skomplikowane testy psychologiczne, które m.in. oceniają poziom inteligencji, temperament czy odporność na stres. W warunkach dużego dyskomfortu przystępują do rozmowy z psychologami. Dzięki tym wszystkim etapom możemy ocenić inteligencję kandydata, jego zdolność do uczenia się, kojarzenia faktów, skłonność do nałogów, poziom kontroli agresji, waleczność, determinację i wiele innych cech psychicznych.
Wielu kandydatów odpada na tym etapie?
Na WF-ie odpada średnio 20 procent kandydatów, zaś drugie tyle podczas testów psychologicznych. W góry jadą najlepsi.
Ostatni etap sprawdzianu to gra terenowa w górach.
Tak. Oczywiście podczas sprawdzianu w górach pewne elementy są niezmienne, ale pojawiają się też nowe wyzwania. Naszym celem jest ciągłe zaskakiwanie kandydatów. Musimy sprawdzać, jak reagują na coś nowego, na wyzwania, o których jeszcze nie mogli przeczytać na forach internetowych ani usłyszeć od kolegów. Poprzez „wyrzucanie” ich ze strefy komfortu możemy sprawdzić ich zdolność do podejmowania decyzji pod presją czasu, przy dużym zmęczeniu i braku poczucia bezpieczeństwa.
Operator GROM-u ma być indywidualistą czy pracować w grupie?
Nie lubię takiego szufladkowania. Praca w grupie jest bardzo ważna, ale współczesne konflikty i działania sił specjalnych wymagają także tego, aby żołnierz potrafił działać w pojedynkę. Musi być zdolny przetrwać w izolacji, być w stanie w pojedynkę przez kilka dni prowadzić działania na rzecz grupy. Stawiamy więc na ludzi wszechstronnych, kreatywnych i zdolnych do ciągłego, szybkiego uczenia się.
Co jeszcze sprawdza selekcja?
Wszyscy kandydaci są numerami. Na tym etapie nie ma znaczenia ani ich stopień wojskowy, czy doświadczenie, ani też to z jakich służb mundurowych się wywodzą. Mają czystą kartę i sami pracują na swój sukces. Podczas takiego sprawdzianu razem z instruktorami doprowadzamy ich do granic wytrzymałości fizycznej, a potem sprawdzamy ich zdolność do logicznego myślenia. Bo głowa jest tu najważniejsza.
Chcemy też sprawdzić ich rzeczywisty poziom koleżeństwa. Wiem, że przez pięć dni można nosić maskę, dlatego cały czas szukamy narzędzi, by jak najbardziej obiektywnie sprawdzić, jacy są naprawdę.
W czasie selekcji oceniamy również zdolności i predyspozycje przywódcze żołnierzy, którzy w przyszłości będą dowodzić lub mogą zająć takie stanowiska. Dla przyszłych dowódców – oficerów i tych, którzy mają potencjał dowódczy – mamy oddzielny etap selekcji. Sprawdzamy ich dokładnie, bo najlepszymi żołnierzami musi dowodzić najlepsza kadra dowódcza.
Przy takim wysiłku można w ogóle coś udawać?
Niektórzy próbują kombinować. Dlatego proces selekcji jest na tyle długi i wieloetapowy, żeby instruktorzy dostali jak najprawdziwszy obraz każdego z kandydatów. W jednostce GROM nie tolerujemy cwaniactwa, natomiast szukamy ludzi sprytnych, potrafiących myśleć nieszablonowo, umiejących odnaleźć się w każdej sytuacji i odpowiednio zachować. U nas dyscyplina wojskowa nie musi być wymuszana, bo każdy operator wie, jakie są jego zadania i czego się od niego oczekuje. Jeśli ktoś więc szuka pracy od godziny 7 do 15, to GROM nie jest miejscem dla niego. Jednostka oferuje prestiżowe szkolenie w wojsku, a każdy trening jest bardzo wymagający. Ktoś, kto nie jest gotowy na takie poświęcenie, po prostu nie znajdzie tu dla siebie miejsca.
„Verva”, instruktor wydziału szkolenia jednostki GROM. Ma 37 lat. Służbę wojskową rozpoczął w 6 Batalionie Desantowo-Szturmowym w Gliwicach. W GROM-ie jest od 11 lat. Jako operator zespołu bojowego służył dwa razy w Afganistanie, raz w Iraku. Jest absolwentem prestiżowych kursów z zakresu SERE w Stanach Zjednoczonych. Obecnie w jednostce GROM odpowiada za proces naboru kandydatów do służby i szkolenie z zakresu SERE.
autor zdjęć: Michał Niwicz, arch. GROM
komentarze