Chciałbym jako pierwszy w historii żołnierz Wojska Polskiego zdobyć Koronę Maratonów Ziemi. Tak planuję uczcić 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę i polskie lotnictwo wojskowe. Obie rocznice są dla mnie bardzo ważne. Swój projekt sportowy nazwałem „Biegnący patriota” – mówi st. szer. Łukasz Pochylski, żołnierz sił powietrznych.
W 1995 roku odbył się pierwszy maraton na Antarktydzie, obecnie biegacze pokonują ten dystans na każdym z siedmiu kontynentów. W elitarnym klubie zdobywców Korony Maratonów Ziemi jest 530 osób, w tym 17 Polaków. St. szer. Łukasz Pochylski zamierza dołączyć do tego grona w tym roku. – Chcę to zrobić z miłości do ojczyzny i z pasji do biegania – podkreśla. Projekt „Biegnący patriota” startuje 27 stycznia. Tego dnia Łukasz rozpocznie wyprawę, której celem mają być dwa pierwsze maratony.
Od Chile do Warszawy
Zdobywanie Korony Maratonów Ziemi szeregowy Pochylski rozpocznie od Ameryki Południowej. W Puenta Arenas, największym mieście chilijskiej Patagonii, po raz pierwszy w tym roku pokona dystans 42 km 195 m. – Niespełna trzy dni później postaram się ukończyć maraton na drugim kontynencie. Bieg odbędzie się na Wyspie Króla Jerzego. W organizowanych na Antarktydzie zawodach może wystartować jedynie 50 zawodników. Zdobycie pakietu startowego nie jest więc łatwe – tłumaczy pomysłodawca projektu „Biegnący patriota”.
Łukasz miał jednak szczęście. – Zadzwoniłem do firmy, która organizuje wycieczki połączone z wyjazdami na maratony, i powiedziałem jej szefowi, że z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości muszę zdobyć tę Koronę Maratonów Ziemi. Zaśmiał się, że na pakiet startowy na Antarktydzie ludzie czekają od trzech do pięciu lat. Następnego dnia zadzwoniła do mnie jego sekretarka z informacją, że jest dla mnie ten pakiet i poprosiła o wpłatę. Pierwszy raz w życiu wydawałem prawie pięć tysięcy z uśmiechem na ustach, bo udało mi się spełnić marzenie – dodaje biegacz.
Trzeci maraton zamierza pokonać w Azji – wybrał start w Jerozolimie. Potem pobiegnie w Afryce – w marokańskim mieście Agadir. Następnie odwiedzi Park Narodowy Banff w Kanadzie, położony w południowo-zachodniej części prowincji Alberta. 17 czerwca odbędzie się tam maraton słynący z trasy wiodącej przez niezwykle urokliwe miejsca. Natomiast 16 września Łukasz wystartuje w Sydney. Wreszcie bieg kończący projekt zaplanował 30 września w Warszawie. – Pobiegnę w jubileuszowym, 40. Maratonie Warszawskim. Mam nadzieję, że w stolicy będę się cieszył z pomyślnego finału projektu mojego życia. Ja to zrobię, ja się nigdy nie poddaję – dodaje z przekonaniem biegacz, a po chwili przyznaje, że wszystko będzie zależeć od zdrowia. – Podczas zawodów, choć czułem się świetnie przygotowany do startu, zdarzało mi się, że tempo mojego biegu nagle spadało. I tak zamiast planowanego wyniku czterech godzin, jak na ostatnim Maratonie Komandosa, uzyskałem czas o 33 minuty gorszy. Wiem, że wyniki będą zależały od dyspozycji dnia, ale postaram się w tych siedmiu maratonach pobiec jak najlepiej – podkreśla Łukasz.
Trening na Maratonie Komandosa
Do zdobycia Korony Maratonów Ziemi 33-letni st. szer. Łukasz Pochylski przygotowywał się między innymi poprzez starty w ekstremalnym Maratonie Komandosa w Lublińcu. Szeregowy, służący od 2011 roku w 42 Bazie Lotnictwa Szkolnego w Radomiu, ukończył pięć ostatnich maratonów organizowanych przez Wojskowy Klub Biegacza Meta. Debiutując, 42 km 195 m pokonał w umundurowaniu polowym i z plecakiem ważącym ponad 10 kg w 5 godz. 12 min 30 s. Z tym czasem zajął 139. miejsce. W 2014 roku był 128. Biegł 4 godz. 53 min 41 s. W 2015 roku uzyskał swój najlepszy czas w Lublińcu – z wynikiem 4 godz. 18 min 48 s został sklasyfikowany na 50. miejscu. Rok później był 51. (z czasem 4 godz. 27 min 34 s). Natomiast w listopadzie 2017 roku zakończył bieg na 41. pozycji.
– Bieganie w umundurowaniu polowym i z plecakiem to niezły trening, zwłaszcza przed tym najtrudniejszym maratonem na Antarktydzie. W obu zresztą jest taki sam limit na pokonanie trasy – siedmiu godzin. Wiem, że na Antarktydzie podczas biegu mogę się spotkać z temperaturą od zera stopni do minus 40 przy porywach wiatru. Ale dam radę! – zapewnia. – Bardzo lubię startować w Lublińcu z kolegami z różnych służb mundurowych, z którymi tworzymy świetną ekipę. Świetnie się bawimy i lepiej poznajemy. A przy tym i rywalizujemy ze sobą – dodaje biegacz.
Po dwóch ostatnich Maratonach Komandosa Łukasz Pochylski wraz ze swoimi kolegami z drużyny wyjeżdżał z Lublińca z nagrodami za ukończenie Lublinieckiego Szlema Biegowego i Szlema Komandosa. W 2017 roku w obu klasyfikacjach najlepszy z radomskiej ekipy był pomysłodawca projektu „Biegnący patriota”.
– Uważam, że żołnierze i przedstawiciele innych służb mundurowych powinni być sprawni. Oczywiście nie wszyscy muszą brać udział w ekstremalnych imprezach, ale takie zawody polecam każdemu. Może nie z marszu, ale pomału, pomału można się do nich przygotować – mówi st. szer. Łukasz Pochylski, który w ciągu ostatnich czterech lat ukończył około 140 różnorakich biegów. – Startowałem w 16 maratonach. Brałem udział w imprezach cywilnych i wojskowych. W tych drugich reprezentowałem jednostkę w biegach przełajowych, patrolowych i pięcioboju wojskowym – podkreśla sportowiec.
Ze startu w 16 maratonach najlepszy wynik uzyskał w Dębnie. W 2014 roku, w 41. edycji tego jednego z najsłynniejszych polskich maratonów, zajął 123. miejsce. Wynikiem 3 godz. 13 min 18 s ustanowił swój rekord życiowy w maratonie. – Było to w roku, w którym przez sześć miesięcy i sześć dni zdobyłem Koronę Maratonów Polskich. To oznacza, że po Dębnie pokonałem maratony w Krakowie, Wrocławiu, Warszawie i Poznaniu. We wszystkich uzyskałem czas poniżej 3 godz. 30 min i podobne wyniki chcę osiągnąć podczas zdobywania Korony Maratonów Ziemi.
Łukasz Pochylski od początku swojej kariery sportowej jest związany z Radomskim Ludowym Towarzystwem Lekkoatletycznym ZTE Radom. Jego klub gromadzi środki finansowe na realizację projektu „Biegnący patriota”. – Musimy zebrać około 80 tysięcy złotych. Potencjalnym sponsorom oferuję m.in. powierzchnię reklamową na moich strojach. Miejsca na moich plecach jest dużo – dodaje ze śmiechem zawodnik.
autor zdjęć: Jacek Szustakowski
komentarze