Ukraina ogłasza stan wyjątkowy na terenach, na których toczą się walki z prorosyjskimi separatystami. O solidarność z Kijowem zaapelowała dziś premier Ewa Kopacz. I zapowiedziała, że Polska będzie zabiegać w Unii Europejskiej o bardziej zdecydowaną niż dotychczas reakcję na wydarzenia na Ukrainie.
Szefowa polskiego rządu zwołała na poniedziałek pilną naradę w sprawie eskalacji konfliktu na Ukrainie. W Kancelarii Premiera rozmawiała z Grzegorzem Schetyną, szefem dyplomacji, Teresą Piotrowską, minister spraw wewnętrznych oraz Czesławem Mroczkiem, sekretarzem stanu w resorcie obrony.
Ministrowie mówili o przygotowaniach i polskim stanowisku na spotkanie szefów dyplomacji Unii Europejskiej, do którego ma dojść we czwartek w Brukseli. Tematem spotkania ma być ewentualne wprowadzenie kolejnych sankcji wobec Rosji. Zdaniem premier Ewy Kopacz konieczna jest „zdecydowana i solidarna reakcja Unii Europejskiej” na wydarzenia, jakie mają miejsce na Ukrainie.
Jeszcze w poniedziałek wieczorem ma się odbyć posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zwołano je z inicjatywy Litwy.
Stan wyjątkowy
Sytuacja na wschodzie Ukrainy opanowanej przez separatystów, których wspiera Rosja, zaogniała się trzy dni temu. W sobotę separatyści ostrzelali z zestawów rakietowych Grad osiedle mieszkalne w Mariupolu. Zginęło co najmniej 30 cywilów, blisko 100 zostało rannych. W tej sytuacji władze kraju wprowadziły dziś stan wyjątkowy w obwodach ługańskim i donieckim. Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk poinformował o powołaniu regionalnych centrów koordynacyjnych do spraw stanu wyjątkowego. On sam stanął na czele komisji nadzorującej pracę centrów.
Separatyści chcą połączenia z Krymem
Mariupol to port w obwodzie donieckim, który leży na jedynej drodze lądowej między Rosją a zajętym przez nią Krymem. Moskwa ma z półwyspem tylko morskie połączenie, a to rozwiązanie znacznie kosztowniejsze niż droga lądowa. Profesor Wojciech Materski z Instytutu Studiów Politycznych PAN w rozmowie z Gazetą Wyborczą zauważył, że „Krym nie ma przyszłości bez połączenia lądowego z innymi terenami kontrolowanymi przez Rosję”, a Mariupol może „posłużyć krymskiemu półwyspowi za pępowinę”. Separatyści mają nadzieję na zdobycie Mariupolu, który leży blisko granicy z Rosją (około 60 km), co ułatwia prowadzenie działań wojennych. W rękach separatystów jest już położony zaledwie 40 km od Mariupola – Nowoazowsk.
Zdaniem europosła Tadeusza Iwińskiego (SLD) nasilenie ataków prorosyjskich separatystów ma na celu nie tylko oderwanie od Ukrainy kolejnego terytorium. – Rosja dąży do zdestabilizowania sytuacji politycznej w Kijowie, a w następstwie do zmiany rządu. Moskwa ma nadzieję, że przedłużające się działania zbrojne spowodują tak głęboki kryzys gospodarczy, że na Ukrainie wybuchną protesty społeczne, a zniecierpliwieni Ukraińcy zmienią swoje władze – mówi eurodeputowany. Jego zdaniem taki plan wydaje się dość realny. – Zwłaszcza wobec informacji o występującej na ogromną skalę korupcji w wojsku. Według opublikowanego ostatnio amerykańskiego raportu aż jedna czwarta ukraińskich środków przeznaczanych na zbrojenia jest rozkradana – twierdzi poseł Iwiński.
Na temat walk na Ukrainie wypowiedział się dziś także Władimir Putin. Stwierdził on, że w Donbasie razem z ukraińskimi żołnierzami walczą „ochotnicze bataliony nacjonalistyczne”, które nazwał „zagranicznym legionem NATO”. Putin dodał że politycy ukraińscy odrzucili możliwość „politycznego rozwiązania” problemu. Na słowa prezydenta Rosji natychmiast zareagował Jens Stoltenberg. Szef NATO określił je jako „nonsensowne” i podkreślił, że jedyni obcy żołnierze na Ukrainie to Rosjanie.
autor zdjęć: M. Śmiarowski / KPRM
komentarze