Choć są cywilami, założyli pierwszą w historii powojennej Polski konną orkiestrę kawalerii. Przed 1939 rokiem miał ją każdy pułk kawaleryjski. – Chcieliśmy kontynuować tradycje szwoleżerów – mówi Marek, student Politechniki Warszawskiej i miłośnik historii II RP. Tak powstał pluton trębaczy, podobny do tego sprzed siedemdziesięciu lat.
W konnej orkiestrze jest sześciu kawalerzystów. Można ich posłuchać podczas uroczystości w jednostkach wojskowych, a nawet na defiladach z okazji świąt narodowych. Ale początki wcale nie były łatwe.
– Największym wyzwaniem było jednoczesne granie i utrzymanie się na koniu – opowiada Daniel Michalczyk, trębacz i student geologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Na pomysł założenia konnej orkiestry wpadli pięć lat temu członkowie grupy rekonstrukcyjnej Szwadron Honorowy 3 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich. Dbają oni o kontynuowanie tradycji oddziału, który wsławił się walcząc m.in. w wojnie polsko-bolszewickiej i bitwie pod Kockiem w 1939 r.
Początkowo „szwoleżerzy” chcieli założyć tylko sekcję trębaczy sygnalistów, którzy jeździli przed pułkiem i oznajmiali jego przybycie. Marek Misiurewicz, kapral kawalerii ochotniczej, razem z trzema kolegami rozpoczął naukę gry na trąbce. – Każdy z nas wcześniej na czymś grał, ja na gitarze i harmonijce, ale i tak nauka na trąbce szła nam powoli – wspomina Misiurewicz, dziś dowódca konnej orkiestry.
Mimo to muzycy odważyli się wystąpić na defiladzie z okazji Święta Niepodległości, a ich gra spodobała się publiczności. – Wtedy zaczęliśmy myśleć o odtworzeniu pierwszego w powojennej Polsce plutonu trębaczy, czyli konnej orkiestry – mówi Misiurewicz. Przed wojną taką orkiestrę miał każdy pułk kawaleryjski, towarzyszyła mu ona w czasie uroczystości, na pogrzebach i zbiórkach, grała też na balach i ślubach oficerów.
Szwadron nawiązał współpracę z Orkiestrą Reprezentacyjną Wojska Polskiego, która udostępniła mu nuty wojskowych utworów. – Gdy wybieramy instrumenty, wzorujemy się na regulaminach orkiestr przedwojennych – opowiada Marek. Dzięki wsparciu sponsorów kupili instrumenty dęte używane w orkiestrach konnych: helikon, kornety, sakshorny i kotły.
Jednak gra i jazda konno wymagały nie lada umiejętności. Instrumenty blaszane opiera się na ustach i przy gwałtownym ruchu zwierzęcia muzyk mógł się zranić, a nawet wybić sobie zęby. Dlatego współcześni kawalerzyści wybrali najmniej płochliwe wierzchowce z warszawskiego ośrodka jeździeckiego, gdzie trenują.
Najtrudniej ze wszystkich ma kotlarz, który jako jedyny używa dwóch rąk do gry, więc konia prowadzi za pomocą wodzy przymocowanych do strzemion. – Wymaga to dużych zdolności jeździeckich, a jednocześnie świetnego wyczucia rytmu. Głównie dlatego w orkiestrze brakuje stałego kotlarza – podkreśla Daniel Michalczyk.
Szwoleżerom marzy się gra w pełnym dwudziestoczteroosobowym składzie. Tak, jak przed wojną. Szukają więc kolejnych chętnych. Mogą to być osoby w każdym wieku – najstarszy w szwadronie kawalerzysta ma 60 lat, najmłodszy – 16 lat. – Chętni nie muszą umieć jeździć konno ani grać, wszystkiego ich nauczymy. Trzeba tylko mieć sporo wolnego czasu – zachęca Marek Misiurewicz. Niestety, zgodnie z tradycją kawaleryjską, ani do szwadronu, ani konnej orkiestry nie przyjmują pań. – Zapraszamy je za to do naszej pieszej orkiestry dętej – dodaje Marek.
Muzyka od zawsze towarzyszyła żołnierzom. Także współczesna armia nie może się bez niej obyć. Więcej czytaj na portalu polska-zbrojna.pl.
Polscy żołnierze w Afganistanie założyli zespół muzyczny |
Wojskowe orkiestry walczą z mrozem |
autor zdjęć: arch. Szwadronu Honorowego 3 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich
komentarze