Hugin wyruszył z gdyńskiego portu w sobotę po południu. Noc spędził sondując dno Zatoki Gdańskiej. Nawet na moment nie wyszedł na powierzchnię, zaś po 17 godzinach wrócił w to samo miejsce – tak przebiegała eksperymentalna misja autonomicznego pojazdu. Reporterzy „Polski Zbrojnej” mieli okazję przyjrzeć się jej z pokładu niszczyciela min ORP „Mewa”.
„Ster leży prawo dziesięć, szotel stop, czterdzieści wstecz” – słychać komendy z mostku ORP „Mewa”. Chwilę później nabrzeże zostaje za naszymi plecami. Kilka minut i jesteśmy już w główkach wejściowych gdyńskiego portu. Poszło błyskawicznie, ale podczas kilku wizyt na niszczycielach typu Kormoran II zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Jednostki nie zostały wyposażone w tradycyjne śruby, lecz w pędniki cykloidalne, więc najbardziej skomplikowane manewry potrafią wykonać niemalże w miejscu.
Jest sobotni poranek. Gdynia zasypana śniegiem, temperatura nie chce skoczyć powyżej zera, ale na pogodę nie można narzekać. Zza chmur przebija słońce, a morze płaskie jak stół. Wychodzimy na Zatokę Gdańską, by przyjrzeć się eksperymentowi, w którym weźmie udział załoga.
Utrzymać pozycję
ORP „Mewa” to jeden z trzech niszczycieli min projektu 258. W swojej klasie okręty te uchodzą za jedne z najnowocześniejszych na świecie. Każdy z nich jest wyposażony w kilka pojazdów podwodnych – zarówno autonomicznych, jak i tzw. przewodowych. I właśnie jedno z takich urządzeń zostanie niebawem opuszczone do morza. – Zamierzamy zrealizować długotrwałą misję z wykorzystaniem ciężkiego pojazdu podwodnego Hugin. Potrwa ona kilkanaście godzin i będzie w pełni autonomiczna – zapowiada kmdr por. Michał Dziugan, dowódca 13 Dywizjonu Trałowców, do którego należy „Mewa”. – Zadanie to wykonujemy jako pierwsi w Polsce, a być może także w całej Europie. Chcemy sprawdzić, gdzie leży granica, jeśli chodzi o możliwości tego typu sprzętu – dodaje.
Hugin został wyprodukowany przez norweską firmę Kongsberg. – Służy do poszukiwania, identyfikacji oraz klasyfikacji obiektów spoczywających na morskim dnie albo w toni wodnej. Wykorzystuje do tego trzy sensory: sonar obserwacji bocznej, echosondę wielowiązkową oraz kamerę – tłumaczy st. mar. spec. Szymon Labuda z Działu Obserwacji Technicznej ORP „Mewa”. – Zanim pojazd trafi do wody, odpowiedzialni za jego obsługę marynarze planują trasę, którą powinien pokonać i wgrywają informacje do jego systemów. Potem Hugin porusza się bez żadnego łącza z okrętem. Po wynurzeniu, dane, które zgromadził, są poddawane szczegółowej analizie – dodaje. Z obrazu zarejestrowanego przez pojazd specjaliści wyłapują obiekty, które przypominają miny bądź niewybuchy i stanowią potencjalne zagrożenie dla żeglugi. Wytypowanym znaleziskom z reguły należy przyjrzeć się raz jeszcze. Ostateczną identyfikację przeprowadza się przy pomocy jednego z całej gamy pojazdów podwodnych albo zdając się na nurków-minerów. Potem pozostaje już tylko zniszczyć niebezpieczny obiekt.
Film: Paweł Sobkowicz, Łukasz Zalesiński/ ZbrojnaTV
– Misja Hugina może trwać nawet 30 godzin. Przez tak długi czas pod wodą trudno jest jednak utrzymać idealną pozycję. Dlatego co pewien czas Hugin musi się wynurzyć i opierając się na GPS-ie skorygować swoje położenie – tłumaczy kmdr por. Dziugan. Ale i na to jest sposób. Marynarze skorzystają z niego podczas rozpoczynającego się właśnie eksperymentu.
Noc w zatoce
Urządzenie ma około metra długości. Przypomina nieco boję sygnalizacyjną. Ale jego funkcja jest inna. To transponder UTP, który niebawem znajdzie się pod wodą. – Będzie wysyłał sygnał akustyczny, który wskaże jego pozycję. Hugin ten sygnał odbierze i odnosząc się do niego, zweryfikuje swoje położenie. Dzięki temu nie będzie musiał przerywać misji, by na chwilę się wynurzyć. Zmniejszy to ryzyko wykrycia pojazdu – tłumaczy st. mar. spec. Rafał Ryszkowski z Działu Obserwacji Technicznej ORP „Mewa”. Zasięg sygnału emitowanego przez transponder jest na tyle duży, że urządzenie można ulokować z dala od obszaru potencjalnie niebezpiecznego, po którym porusza się Hugin.
Załoga „Mewy” rozmieszcza na Zatoce Gdańskiej trzy urządzenia. Głębokość w miejscach, gdzie spoczną przekracza 50 m. Niedługo potem okręt na chwilę wraca do portu. I właśnie tam, przy nabrzeżu, z którego na co dzień korzysta 13 Dywizjon Trałowców zostanie opuszczony do wody Hugin.
W myśl scenariusza zarysowanego na potrzeby ćwiczenia, nieopodal portu w Gdyni przeszedł niedawno statek pod obcą banderą. Z jego pokładu do wody zostały wrzucone niezidentyfikowane obiekty. Zauważył to marynarz z innej jednostki i powiadomił policję. Ostatecznie informacja dotarła do marynarki wojennej. – Dowódca „Mewy” otrzymał zadanie szybkiej oceny środowiska (z ang. Rapid Environmental Assessment). Inaczej mówiąc ma wykryć i sklasyfikować wszystkie obiekty, które mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla żeglugi – podkreśla kmdr por. Dziugan. Przywołuje też przykład portu w Odessie. – Formalnie został on zamknięty, ponieważ na torze podejściowym znajdują się miny. Gdyby w podobny sposób unieruchomiony został nasz port, moglibyśmy wysłać Hugina i szybko, a w dodatku bez zbędnego ryzyka, przeprowadzić inspekcję dna. Określić rodzaj zagrożenia, zlokalizować niebezpieczne obiekty, precyzyjnie wyznaczyć drogę obejścia. Dane zebrane przez pojazd pozwolą też w stosunkowo krótkim czasie zneutralizować miny – zaznacza dowódca 13 Dywizjonu.
Misja Hugina została zaplanowana na 17 godzin. Pojazd wyruszył na morze w sobotnie popołudnie. W ślad za nim podążyła „Mewa”, by monitorować jego przejście. Noc spędziliśmy na Zatoce Gdańskiej. W niedzielę po siódmej rano Hugin wynurzył się w porcie. Opuszczona na wodę łódź motorowa przeholowała go do rufy okrętu, skąd został podebrany na pokład. – Był to trzeci, a zarazem ostatni etap eksperymentu. Pierwszy polegał na samodzielnym wyjściu Hugina w morze. W drugim sprawdzaliśmy, czy pojazd jest w stanie współpracować z transponderami rozstawionymi na dnie Zatoki Gdańskiej. Teraz połączyliśmy te dwa elementy. Hugin wykonał samodzielnie pełną misję – podkreśla kmdr ppor. Bartosz Blaszke, dowódca ORP „Mewa”. W podobnym tonie wypowiada się dowódca dywizjonu. – Eksperyment wypadł tak, jak tego oczekiwaliśmy. Udało nam się potwierdzić, że Hugin w razie potrzeby może przez bardzo długi czas działać autonomicznie na tzw. zasięgach pozahoryzontalnych. To zupełnie nowa zdolność, zarówno jeśli chodzi o nasz dywizjon, jak i polską marynarkę wojenną. Jesteśmy bardzo zadowoleni – podsumowuje kmdr por. Dziugan.
Film: Paweł Sobkowicz, Łukasz Zalesiński/ ZbrojnaTV
autor zdjęć: Łukasz Zalesiński
komentarze