Jeszcze kilka lat temu, w czasach prezydentury Rodriga Duterte, Filipiny oddalały się w swej polityce zagranicznej od Stanów Zjednoczonych, sondując przy tym, na ile możliwe i opłacalne jest zbliżenie z Chinami. W czerwcu ubiegłego roku prezydentem został jednak Ferdinand Marcos, syn byłego dyktatora tego kraju, a Filipiny powróciły na ścieżkę ścisłej współpracy polityczno-wojskowej z USA. Dziś na powrót stają się głównym sojusznikiem USA w regionie Azji Południowo-Wschodniej.
Od 1898 roku, a więc od zwycięstwa w wojnie amerykańsko-hiszpańskiej, Filipiny były kolonią Stanów Zjednoczonych. Niepodległość uzyskały dopiero w 1946 roku, rok później podpisały umowę gwarantującą USA dostęp do baz wojskowych na terenie archipelagu, w 1951 roku zaś obydwa te państwa zawarły formalny sojusz. Do 1992 roku amerykańskie wojska stacjonowały w bazach Subic Bay oraz Clark (czasowo również w kilku mniejszych garnizonach). Wobec zakończenia zimnej wojny oraz trudności w wynegocjowaniu porozumienia dotyczącego dalszej obecności siły USA opuściły Filipiny. W 1998 roku podpisano tzw. Visiting Forces Agreement, porozumienie umożliwiające prowadzenie wspólnych ćwiczeń i regulujące status wojsk amerykańskich. W 2020 roku istniało realne zagrożenie, że umowa zostanie wypowiedziana, a tym samym dalsza obecność wojsk amerykańskich na archipelagu stanie się niemożliwa. Ostatecznie jednak prezydent Rodrigo Duterte nie zdecydował się na tak radykalny krok.
W lutym tego roku strony amerykańska i filipińska uzgodniły, że w ramach tzw. porozumienia o wzmocnionej współpracy obronnej z 2014 roku USA uzyskają dostęp do czterech kolejnych baz (łącznie z wcześniejszymi będzie to dziewięć obiektów). Trzy z nich znajdują się w północnych częściach archipelagu, baza morska i powietrzna ulokowane są w prowincji Cagayan, baza armii zaś w prowincji Isabela. Warto zaznaczyć, że baza marynarki wojennej jest położona zaledwie 400 km od Tajwanu, a ostatnia z baz, tj. baza sił powietrznych na wyspie Balabac, mieści się w pobliżu spornych wysp na Morzu Południowochińskim.
Prezydent Ferdinand Marcos, syn byłego dyktatora, wyraźnie chce wzmocnić pozycję swego kraju wobec Chin i identyfikuje się silnie po stronie USA w – przybierającej coraz bardziej otwarcie formę nowej zimnej wojny – rywalizacji amerykańsko-chińskiej. Zapowiedział on, że nie pozwoli deptać suwerennych praw Filipin na spornych akwenach, a trzeba pamiętać, że Chiny nie uznały wyroku Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, który uznał za bezzasadne chińskie roszczenia do znacznej części Morza Południowochińskiego. Filipiny to jednak jedno z najsłabszych państw regionu pod względem posiadanego potencjału militarnego i samodzielnie nie są w stanie w żaden sposób przeciwstawić się zbrojnie chińskim roszczeniom, nawet jeśli w regionie pojawiają się okręty chińskiej straży wybrzeża, nie mówiąc już o jednostkach marynarki wojennej. Ścisły sojusz ze Stanami Zjednoczonymi jest dla nich jedyną szansą na dochodzenie praw do wspomnianych wysepek i raf, a tym samym również granic wód terytorialnych i wyłącznej strefy ekonomicznej.
Żołnierze z USA i Filipin prowadzą wspólne ćwiczenia desantowe. Fot.: Nardel Gervacio/US Navy
Dla Stanów Zjednoczonych Filipiny są kluczowym sojusznikiem z uwagi na ich położenie. Jeśli przyjrzeć się mapie regionu, łatwo zauważyć, że pomimo posiadania stosunkowo długiej linii brzegowej Chiny są państwem niejako zamkniętym w swych granicach morskich. Morze Żółte ogranicza Półwysep Koreański, Morze Wschodniochińskie – Japonia i należące do niej (w tym również sporne) wyspy rozciągnięte niemal po Tajwan. Z kolei wyjście z Morza Południowochińskiego ograniczają Tajwan z jednej strony, następnie archipelagi Filipin i Indonezji i wreszcie cieśnina Malakka na zachodzie. To m.in. dlatego Tajwan jest dla Chin tak kluczowy, oznacza bowiem otwarty dostęp do wód oceanicznych. Poprzez obecność na Filipinach Amerykanie posiadają swoje instalacje w bezpośrednim sąsiedztwie zapalnych regionów, czego nie gwarantują bazy w Japonii i Korei Południowej, a tym bardziej w Australii czy na Guam. Dlatego też dla USA jest to prawdziwie kluczowy sojusznik, o stosunki z którym zabiegali nawet w czasach trudnej z ich punktu widzenia prezydentury Duterte. Rewitalizacja i wzmocnienie obecności wojskowej na Filipinach to dla Chin pod względem skali drugi najpoważniejszy problem bezpieczeństwa po podpisaniu porozumienia AUKUS i niedawnym określeniu harmonogramu pozyskiwania przez Australię atomowych uderzeniowych okrętów podwodnych.
ChRL skrytykowała oczywiście amerykańskie posunięcia, nazywając je kolejnym elementem strategii otaczania i powstrzymywania Pekinu. Bez wątpienia należy się spodziewać również kolejnych kroków w wymiarze stricte militarnym, być może będzie to np. ulokowanie kolejnych instalacji i dyslokowanie nowych systemów uzbrojenia na sztucznych wyspach na Morzu Południowochińskim. Niemal mantrą staje się stwierdzenie, że regionalna (a wraz z nią i globalna) sytuacja bezpieczeństwa ulega ciągłemu pogarszaniu.
autor zdjęć: Nardel Gervacio/US Navy
komentarze