Na czołgowej strzelnicy w Świętoszowie ożywienie. Wokół Leopardów 2A4 krzątają się żołnierze w oliwkowych kombinezonach. Na ramionach przypinki z niebiesko-żółtą flagą. Dwa czołgi są już na ścieżkach dojazdowych. Na sygnał ruszają naprzód. Po chwili pada strzał. Jeden, drugi – w celu. To jedne z ostatnich zajęć, jakie dla Ukraińców zorganizował Ośrodek Szkolenia Leopard.
Zajęcia na strzelnicy to sygnał, że szkolenie powoli zmierza ku końcowi. Ukraińcy przyjechali do Świętoszowa kilka tygodni wcześniej. Większość z nich trafiła tutaj prosto z frontu. Nie mogą jednak mówić, gdzie dokładnie służyli ani też którą jednostkę reprezentują. Ze względów bezpieczeństwa. Z mediami rozmawia tylko dowódca ich batalionu. Przedstawia się jako Wadim. Jest w stopniu majora. – Większość z nas to doświadczeni czołgiści i tak naprawdę mało co jest w stanie nas zaskoczyć. Ale oczywiście różnice pomiędzy Leopardami a T-72 i T-64, których używaliśmy wcześniej, są kolosalne. Dość wspomnieć, że dzięki noktowizji i termowizji Leopardy są w stanie walczyć w nocy. Tego postsowieckie czołgi nie potrafią – podkreśla Wadim.
Mł. chor. Marcin Chrabąszcz, instruktor z Ośrodka Szkolenia Leopard w Świętoszowie, wyjaśnia: „Czysto techniczna wiedza to zbyt mało. Chcemy przekazać Ukraińcom swego rodzaju filozofię korzystania z tego typu czołgu. A tutaj podstawą jest ruch. Ciągły ruch”. Po kolei jednak.
Ukraińcy szkolą się w Polsce za sprawą Unii Europejskiej. To właśnie ona w październiku 2022 roku zainicjowała wojskową misję na rzecz Ukrainy (European Union Military Assistance Mission Ukraine – EUMAM UA). Kilka tygodni później w ośrodkach na zachodzie Europy pojawili się pierwsi żołnierze, którzy pod okiem instruktorów z państw NATO oraz krajów współpracujących z Sojuszem uczą się m.in. obsługi nowoczesnego sprzętu. Dla rządu w Kijowie ma to kolosalne znaczenie. Choćby dlatego, że Zachód zaczął przekazywać ukraińskim wojskom uzbrojenie, z którym nie miały wcześniej do czynienia, a trzeba było posłać je na front tak szybko, jak to tylko możliwe. – Na razie naszą ambicją jest przeszkolenie do 15 tys. ukraińskich żołnierzy. Ale ta liczba może zostać podwojona – mówił gen. Robert Brieger, przewodniczący Komitetu Wojskowego UE, podczas niedawnej wizyty w okolicach Brzegu, gdzie szkolą się ukraińscy saperzy. Jeszcze w lutym szef unijnej dyplomacji Joseph Borrell oficjalnie ogłosił, że tak się w istocie stanie. Faktycznie jednak te dane szybko mogą się zmienić. Wiele zależy od zapotrzebowania zgłaszanego przez ukraińską armię. A to jest bezpośrednio powiązane z sytuacją na froncie oraz kolejnymi decyzjami o dostawach sprzętu, które będą podejmować europejskie rządy. Tymczasem na przełomie lutego i marca w kolejnych krajach odezwały się głosy, że w krótkim czasie należy wzmocnić nie tylko ukraińskie wojska lądowe, lecz także siły powietrzne.
W EUMAM UA zaangażowało się ponad 20 państw. Polska odgrywa wśród nich kluczową rolę. To właśnie tutaj ulokowane zostało CAT-C, jedno z dwóch dowództw operacyjnych, które czuwają nad przebiegiem szkoleń. Na jego czele stoi gen. dyw. Piotr Trytek, dowódca 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Drugie mieści się w Niemczech. Do tego w Polsce, podobnie jak w Niemczech, szkolone są załogi czołgów Leopard. O wysłanie na wschód tego typu maszyn toczyły się w Europie długie dyplomatyczne boje, które udało się doprowadzić do szczęśliwego końca. 9 marca wicepremier i minister obrony Mariusz Błaszczak poinformował, że Polska wysłała do Ukrainy kolejne dziesięć Leopardów. Pierwsze cztery trafiły tam na rocznicę rosyjskiej inwazji. – Doprowadziliśmy do skompletowania całego batalionu czołgów Leopard 2A4. Oprócz 14 polskich czołgów do Ukrainy trafi osiem maszyn z Kanady, osiem z Norwegii i przynajmniej sześć z Hiszpanii – mówił wicepremier Błaszczak. Wszystkie mają stanowić jedno z największych wzmocnień dla tamtejszej armii.
Nie spieszcie się…
Do ciasnej kabiny wsuwam się nogami do przodu, zajmuję miejsce w fotelu i nakładam hełmofon. Wciskam kilka guzików, przesuwam kilka przekładni, ruszam. Przed oczami przesuwają mi się puste przestrzenie i piaszczyste pagórki. Dodaję gazu i próbuję ominąć wraki spalonych autobusów. Naraz szarpnięcie i staję w miejscu. Silnik zaczyna pracować na wyższych obrotach, ale nie przesuwam się nawet o metr. – Zahaczył pan tyłem o autobus. Czołg ma swoją długość, trzeba solidnie naddać odległości – słyszę w słuchawkach. Cóż, prowadzenie 55-tonowego Leoparda to niełatwa sprawa. Nawet w symulatorze.
Ukraińscy żołnierze na pewno takich problemów nie mają. Do Świętoszowa przyjechali przecież z solidnym zasobem wiedzy, a nowe informacje – jak zgodnie powtarzają instruktorzy – chłoną niczym gąbka. – Ukraińcy najchętniej szkoliliby się bez przerwy – mówi gen. bryg. Grzegorz Barabieda, dowódca 10 Brygady Kawalerii Pancernej. – Prawdę mówiąc, nigdy jeszcze nie spotkałem żołnierzy, którzy robiliby to z tak ogromnym zaangażowaniem – przyznaje.
Nie mają na to wiele czasu, bo i sam kurs jest wyjątkowy. – Na przygotowanie polskich załóg do służby mamy 45 dni. W przypadku Ukraińców proces ten trzeba było znacząco przyspieszyć – informuje gen. Barabieda. – Nasi specjaliści przygotowali z myślą o nich nowy program szkolenia, który zamyka się w 30 dniach. Ale ponieważ nie chcieliśmy rezygnować z żadnego elementu, zajęcia są niezwykle intensywne. Ukraińscy żołnierze szkolą się przez sześć dni w tygodniu, po dziesięć godzin dziennie – dodaje. Pierwsza część zajęć to przede wszystkim teoria i praca na symulatorach. Potem wyjeżdżają w pole. – W normalnych okolicznościach skupiamy się na wyszkoleniu każdego członka załogi z osobna. Samej taktyki załogi uczą się już później, w macierzystych batalionach. W przypadku Ukraińców takie elementy wprowadzamy jednak od razu. Bo prosto od nas trafią na front – podkreśla chor. Sebastian Szpyrka, kolejny z instruktorów w świętoszowskim ośrodku.
Ukraińscy czołgiści muszą przede wszystkim nauczyć się, jak korzystać z Leoparda w sposób optymalny. Bo to da im nad wrogiem ogromną przewagę. – Rosjanie korzystają głównie z czołgów, których konstrukcje zostały opracowane jeszcze w czasach ZSRS. A jeden Leopard jest w stanie stoczyć skuteczną walkę z czterema czołgami T-72 – zapewnia mjr Maciej Banaszyński, komendant Ośrodka Szkolenia Leopard. – U części z nich odzywają się jeszcze stare nawyki – dodaje chor. Szpyrka. – Działonowi biorą poprawkę na ruch celu. Zapominają, że w tym czołgu wszystko wylicza komputer. Ale i tak postępy, które robią, są ogromne – zapewnia.
Czołgi obydwu typów stoczyły swego czasu pojedynek przy użyciu nakładanych na armaty i karabiny laserowych symulatorów strzelań Agdus. – Leopard jest szybszy i zwrotniejszy. Wystarczy wspomnieć, że na wstecznym biegu może rozwinąć prędkość do 30 km/h, podczas gdy T-72 cofa się z szybkością 3 km/h – przypomina mł. chor. Chrabąszcz. Do tego Leopard potrafi działać w nocy. Przede wszystkim jednak może prowadzić skuteczny ogień na odległość do 4 km, tymczasem T-72 razi cele na dystansie co najwyżej 2 km. – Na początku kursu Ukraińcy pytali mnie, czy Leoparda można używać tak jak artylerii. Odpowiedziałem, że można. Tylko po co? Podstawowymi atutami tego czołgu są mobilność i manewrowość. Załoga powinna dopuścić przeciwnika na stosunkowo niewielką odległość, tak jednak, by sama pozostała poza zasięgiem jego armaty, oddać skuteczne strzały, po czym odskoczyć – zaznacza mł. chor. Chrabąszcz. Oczywiście wyrobienie w sobie takiego nawyku nie jest proste, ponieważ do tej pory Ukraińcy korzystali z czołgów o takich samych parametrach jak te używane przez Rosjan. Kiedy przeciwnicy zobaczyli siebie nawzajem, decydowała szybkość reakcji. Kto pierwszy zbliżył się na odległość strzału i oddał skuteczną salwę, przeżył. Po przesiadce do Leopardów ukraińscy czołgiści powinni zachować chłodniejsze głowy. St. chor. sztab. Krzysztof Sieradzki ze świętoszowskiego ośrodka: „Tłumaczymy im: nie spieszcie się, poczekajcie, aż przeciwnik zbliży się do was. Z odległości 2,5 km traficie niemal na pewno, a oni was nie dosięgną...”.
Najlepsza broń, pierwszy cel
Podczas zajęć, które mam okazję obserwować, Ukraińcy strzelali do celów oddalonych o 1800 m. Rażone przez nich makiety chwilę wcześniej podnoszą się przed jadącymi czołgami. Wcześniej strzelali także w nocy. – Wypadli bardzo dobrze. Średnia ocen wyniosła 4,8 – informuje mjr Banaszyński. Tymczasem załogi mają być nie tylko zgrane, lecz także elastyczne i uniwersalne. Instruktorzy szkolą czołgistów tak, by w razie potrzeby dowódca był w stanie poprowadzić czołg i wykonać strzelania, a działonowy umiał przejąć obowiązki dowódcy. Na froncie, gdzie trzeba liczyć się ze stratami, takie umiejętności są trudne do przecenienia. Tym bardziej że Rosjanie zapewne będą polować na Leopardy ze szczególną zaciekłością. Po pierwsze dlatego, by jak najszybciej zniszczyć szczególnie niebezpieczny dla siebie sprzęt, po drugie, by dać pożywkę swojej propagandzie. Sterowane przez Kreml media już dziś przecież z lubością odnotowują każdą wyprodukowaną na Zachodzie haubicę czy wyrzutnię rakiet, którą udało się wyeliminować z gry, przy okazji nierzadko podkoloryzowując przekaz.
W Świętoszowie Ukraińcy szkolą się nie tylko w polu. – Jeśli jakaś grupa potrzebuje chwili, by na spokojnie przećwiczyć wybrany element, zawsze może wrócić do hali symulatorów. Choć program szkolenia jest napięty, staramy się być możliwie elastyczni – podkreśla mjr Banaszyński. Przekonuję się o tym jeszcze przed wyjazdem na strzelnicę. W hali obsadzona jest niemal połowa symulatorów. – Bez symulatorów odpowiednie przygotowanie ukraińskich załóg byłoby po prostu niemożliwe. Dlatego staramy się o rozbudowę naszej bazy – przyznaje mjr Banaszyński.
Marsz naprzód
Wadim w czasie szkolenia niejednokrotnie podkreśla, że zarówno on, jak i jego ludzie palą się do powrotu. – Chcielibyśmy wspomóc chłopaków, którzy tam walczą i giną – mówi. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że dostają do ręki potężną broń. – Jeśli Leopardy zostaną w odpowiedni sposób przygotowane, mogą przynieść naszej armii naprawdę wiele dobrego. Choć oczywiście trzeba pamiętać, że czołgi na froncie nie działają same. Potrzebują wsparcia piechoty, samolotów, wojsk zmechanizowanych. To cały system – wyjaśnia. System, który nie tylko pomoże zastopować zapowiadaną na wiosnę rosyjską ofensywę, ale też umożliwi zorganizowanie własnej. Oczywiście Ukraina nadal ma zbyt mało nowoczesnej broni, by myśleć o błyskawicznym i skutecznym uderzeniu, podobnym do wrześniowego kontrnatarcia pod Charkowem. Może jednak mieć nadzieję na powolny marsz naprzód i... kolejne dostawy z Zachodu. Pierwsza grupa ukraińskich czołgistów, czyli Wadim i jego ludzie, już wróciła do siebie. W ośrodku szkolą się kolejni żołnierze. W Ukrainie toczą się zacięte walki. A eksperci zapowiadają, że wszyscy musimy przygotować się na długą wojnę.
autor zdjęć: Maciej Nędzyński/ CO MON, Łukasz Zalesiński
komentarze