moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Agent w generalskich szlifach

Znał kilka języków, umiał rozmawiać z ludźmi, był pomysłowy, zorganizowany, odważny i miał tę odrobinę tupetu, która w pracy pod przykryciem może zdecydować o przetrwaniu i sukcesie. A właściwie – dużo więcej niż odrobinę... Dziś mija 20. rocznica śmierci Kazimierza Leskiego, jednego z najlepszych agentów Armii Krajowej.

Drzwi do przedziału się rozsunęły. „Kontrola” – burknął żandarm z wielką blachą na piersi. Za jego plecami stanął człowiek w kapeluszu z piórkiem. Gestapo. Leski zamarł, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy. Niedbałym ruchem podał żandarmowi dokumenty i wrócił do wertowania papierów, które wyjął z teczki. Tymczasem żandarm skończył sprawdzać pasażerów. Teraz zabrał się za ich bagaże: „Proszę otworzyć walizkę, co ma pan w tym sakwojażu?”. W końcu jego dłonie spoczęły na pokaźnych rozmiarów paczce. Leski pomyślał o znajdujących się wewnątrz tajnych dokumentach, o plikach banknotów, które wiózł do centrali Armii Krajowej. Warknął: „Proszę zostawić, to moje!”. W przedziale zapadła cisza, twarz żandarma stężała, chwilę później jednak strzelił obcasami: „Tak jest!”.
No bo kto w końcu zadzierałby z niemieckich generałem.

Wśród „Muszkieterów”

AK miała problem. Do tej pory kurierzy wysyłani do Londynu wędrowali przez Bałkany. Podróż trwała jednak zbyt długo. W dodatku w ostatnim czasie w Europie sytuacja zmieniła się radykalnie. Wiosną 1941 roku Niemcy wkroczyli do Jugosławii i Grecji. U progu lata zaatakowali Związek Sowiecki. Wydarzenia znów zaczęły się toczyć z prędkością lawiny, tymczasem część kurierskich szlaków okazała się spalona. Trzeba było wyznaczyć nowe – przez zachodnią i południową Europę. Szef Oddziału II Komendy Głównej AK, zajmującego się informacją i wywiadem, płk Marian Drobnik „Dzięcioł”, postanowił powierzyć tę misję Kazimierzowi Leskiemu. „Kluczową sprawą jest znalezienie właściwego człowieka (…). Pana atutami są znajomość Europy Zachodniej, realiów życia codziennego i kilku języków. Zna pan biegle niemiecki, w hanowerskim czy berlińskim szwargocie platt jest pan nie do podrobienia, poza tym zna pan przecież francuski, a na terenie Belgii i Holandii przydatna może być znajomość holenderskiego, zdobyta w czasie pracy w stoczniach holenderskich, bo o pana dokonaniach sporo wiemy” – przekonywał podczas spotkania, które odbyło się pod koniec 1941 roku.

Faktycznie, Leski mimo niespełna trzydziestki na karku przeżył naprawdę sporo. Z wykształcenia był inżynierem mechanikiem. Jako młody człowiek wyjechał do Holandii, gdzie brał udział w projektowaniu i budowie okrętów podwodnych, w tym słynnego ORP „Orzeł”. Do Polski wrócił jeszcze przed wybuchem wojny. We wrześniu 1939 roku latał jako pilot samolotu Lublin R-XVIII F. Po tym, jak został zestrzelony przez Sowietów, dostał się do niewoli. Zdołał jednak zbiec i przedostać się do Warszawy. Tymczasem polska armia poniosła klęskę. Rozpoczęła się okupacja. – Leski chciał działać. Zaczął poszukiwać kontaktu z konspiracją. Udało mu się dostać do Stefana Witkowskiego, który tworzył wówczas podziemną organizację „Muszkieterów”, powołując się na pełnomocnictwa gen. Sikorskiego – wyjaśnia Maciej Roszkowki z Muzeum Powstania Warszawskiego. Leski przyjął pseudonim „Bradl”, od nazwiska austriackiego skoczka narciarskiego, który jeszcze przed wojną wygrał prestiżowe zawody na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Sam zresztą mocno interesował się sportem, uprawiał narciarstwo i lekkoatletykę.

Struktury „Muszkieterów” były głęboko zakonspirowane. Przez lata wokół organizacji narosło mnóstwo niedomówień i znaków zapytania. – Witkowski wraz ze swoimi ludźmi stworzyli świetny wywiad społeczny. Mieli kontakty wśród polskich policjantów i kolejarzy. Zbierali mnóstwo z pozoru drobnych informacji, z których jednak potrafili wyciągać trafne wnioski, choćby na temat ruchu wojsk – tłumaczy Roszkowski. Agenci inwigilowali też środowisko oficerów Wehrmachtu, których część odnosiła się do Hitlera z rezerwą. Organizacja miała komórki na Węgrzech, we Francji, utrzymywała bezpośrednie kontakty z brytyjskim wywiadem Intelligence Service. „Muszkieterzy” mieli przekazać do Londynu między innymi informację o planach niemieckiego ataku na zachód Europy.

W strukturach „Muszkieterów” Leski stanął na czele grupy oznaczonej kryptonimem „37”. – Odpowiadała ona za wywiad komunikacyjny – wyjaśnia Roszkowski. Agenci gromadzili i analizowali informacje dotyczące sieci dróg i szlaków kolejowych, ich rozbudowy, remontów, rozkładów jazdy. Interesowało ich też funkcjonowanie niemieckiego lotnictwa oraz żeglugi śródlądowej. – Według opinii Gestapo Witkowski stworzył najlepszą organizację wywiadowczą w Europie. Z czasem jednak zaczął zachowywać się dziwnie – przyznaje Roszkowski. Na przełomie 1940 i 1941 roku zapadła decyzja o włączeniu struktur wywiadowczych „Muszkieterów” do ZWZ. Kilka miesięcy później postanowiono scalić obydwie organizacje. – Witkowski jednak nie chciał się temu podporządkować. Rozsadzała go ambicja. Rozpoczął dziwną grę z Niemcami. W porozumieniu z Abwehrą wysłał swoich ludzi do ZSRR, gdzie właśnie formowała się Armia Andersa. Chciał namówić generała, żeby ten odwrócił sojusze i uderzył na Niemców. Pomysł jednak nie wypalił. Emisariusze zostali na polecenie Andersa aresztowani – podkreśla historyk. Jesienią 1942 roku konspiracyjny sąd skazał Witkowskiego na śmierć. Wyrok został wykonany w jego warszawskim mieszkaniu.

W tym czasie Leski był już jedną z kluczowych postaci wywiadu AK. Odpowiadał za tajną operację pod kryptonimem „666”.

Co widać z okna szkoły?

Wytyczanie nowych szlaków kurierskich było operacją tajną w takim stopniu, że wzmianka o niej nie znalazła się w żadnych materiałach Oddziału II. Początkowo Leski wyruszył na Zachód jako niemiecki pracownik Ostbahn, czyli kolei działającej w okupowanej Polsce. Szybko jednak doszedł do wniosku, że mimo doskonale spreparowanych dokumentów, takie eskapady stwarzają zbyt duże ryzyko. Pracownik kolei, jak każdy podróżny, narażony był na liczne i szczegółowe kontrole. Na tym jednak nie koniec. Leski wspominał po latach, że podróż do Paryża odbył w ogólnodostępnym wagonie, gdzie panował nieprawdopodobny ścisk. „O miejscu siedzącym nie było mowy – zajmowali je oficerowie lub nieumundurowani posiadacze dokumentów upoważniających do pewnych preferencji, a obdarzeni w tym okresie na pewno większym ode mnie tupetem. Mój kręgosłup, połamany w czasie działań wojennych 1939 roku, nie znosił jednak (i nie znosi do dziś) stania w ogóle, tym bardziej długotrwałego, bardzo niewygodnego i w dodatku w zimnym korytarzu i przeciągu. Po dojechaniu do Paryża byłem zupełnie unieszkodliwiony: nie mogłem praktycznie w ogóle chodzić” – pisał. Wówczas, jak mówił, postanowił zostać niemieckim generałem. Zamierzenie karkołomne, bo choć AK miała doskonale rozwinięty pion legalizacji kierowany przez Stanisława Jankowskiego, ps. „Agaton”, to spreparowanie dokumentów dla oficera tak wysokiej rangi ocierało się o szaleństwo. Musiały one mieć nie tylko znaki wodne, lecz także misterne oznaczenia w postaci cienkich nadruków zwanych giloszami. Papiery udało się jednak skompletować, między innymi dzięki warszawskim kieszonkowcom. Z drugiej strony, kalkulował „Bradl”, który z Niemców żyjących w kulcie munduru poważy się nadto uważnie studiować generalskie dokumenty...

Leski powoli przeobrażał się w Juliusa von Hallmanna, generała Wehrmachtu służącego na froncie wschodnim, który za chwilę miał ruszyć do Francji, by przyjrzeć się budowie Wału Atlantyckiego. Zdobyte tam doświadczenia chciano wykorzystać przy konstruowaniu fortyfikacji na drugim końcu Europy. Generał miał też wysondować możliwość zatrudnienia francuskich robotników. Zanim jednak „Bradl” ruszył w drogę, godzinami studiował legendę swojej postaci. Roszkowski: „(...) musiał się na pamięć nauczyć wszystkich istotnych informacji o małej miejscowości gdzieś w Bawarii, w której miał się urodzić, widoku z okien szkoły, nazwisk kilku nauczycieli etc. Został wyposażony w dodatkowe materiały uwiarygadniające jego osobę, pocztówki od lub do rodziny czy znajomych, listy, „pamiątki rodzinne”.”
Latem 1942 roku był gotów.

Pułkownik prosi ekscelencję

Trasy, którymi podróżował Leski, wiodły przez Niemcy, okupowaną Francję i – dalej – przez neutralne Hiszpanię oraz Portugalię. Stamtąd kurierzy mieli przedostawać się do Wielkiej Brytanii albo na brytyjski Gibraltar. W grę wchodził między innymi transport na pokładzie niewielkiego kutra, który pod osłoną nocy cumował na jednej z plaż. Leski jeździł po Europie, by wytyczać nowe szlaki, ale też kontrolować już funkcjonujące. Oczywiście na pewnym etapie zmuszony był zrzucać generalski mundur, w najbardziej newralgicznych momentach nowa tożsamość zapewniała mu jednak spory komfort. Tym bardziej że, jak miał się rychło przekonać, jego koledzy z komórki legalizacyjnej wykonali naprawdę świetną robotę.

Pewnego razu po przyjeździe do Paryża wybrał się do niemieckiej komendantury, by zameldować się, otrzymać skierowanie do hotelu i wymiany kartek na żywność – tych przywiezionych z Polski na te, które obowiązywały w okupowanej Francji. „W momencie gdy podchodziłem do właściwego okienka, usłyszałem ożywioną wymianę zdań na temat kartek przedstawionych przez mojego poprzednika. Z okienka wysunęła się ręka, złapała moje kartki i przedstawiła tamtemu pod oczy. I wtedy usłyszałem: „Proszę patrzeć, to są właściwe kartki. Takie powinny być pańskie”. Był to chyba największy komplement, jaki można było powiedzieć „Agatonowi”.

Leski kompletował kontakty, odwiedzał współpracowników i jednocześnie chłonął atmosferę południa Europy. Bo nawet we Francji, która przecież była pod niemiecką okupacją, zakres swobód był nieporównanie większy niż w Polsce. Jako niemiecki generał „Bradl” mógł się też najeść do syta. Podczas jego podróży nie brakowało jednak dramatycznych i ryzykownych momentów. Wystarczy wspomnieć, że gdy wraz z kolegą przedzierał przez zasypane śniegiem Pireneje, dosłownie wszedł na grzejący się przy ognisku niemiecki patrol. W ostatniej chwili zdołał zawrócić. Innym razem Leski przekroczył granicę razem z transportem krów. „Przez całą drogę musiałem unikać znalezienia się w postaci rufy którejkolwiek z nich” – wspominał. Z każdą godziną spędzoną w mundurze von Hallmanna czuł się jednak swobodniej. Podobnie zresztą jak jego współpracownicy.

Umocnienia Wału Atlantyckiego, którego plany zdobył por. Leski.

Pewnego razu wraz z Leskim wybrał się na Zachód Aleksander Stpiczyński, ps. „Wilski”. On również podróżował w niemieckim mundurze, tyle że w randze pułkownika. Jechali innymi trasami, mieli się spotkać w Paryżu. Ale Leskiego w umówionym miejscu nie było. „Wilski” poszedł więc do niemieckiej komendantury i nakazał dyżurnemu zamieścić na tablicy anons: „Pułkownik Arnold von Lückner prosi Jego Ekscelencję generała von Hallmanna o skontaktowanie się z nim w hotelu „Rochechoire”.

– Leski wiedział, że w nieskończoność Niemców za nos wodził nie będzie, że w końcu ktoś zbliżony mu rangą zapyta o jakiś szczegół związany z frontem wschodnim, a on nie będzie umiał odpowiedzieć – przyznaje Roszkowski. Wspólnie z dowództwem AK zdecydował się zakończyć grę. Postanowił jednak zrobić to z przytupem. Korzystając z precyzyjnie zbudowanej tożsamości von Hallmanna, zgłosił się do sztabu koordynującego prace nad budową Wału Atlantyckiego. Przypatrywał się, dyskutował, służył radą. Na koniec za udzieloną pomoc zainkasował 500 marek, otrzymał dokumentację, o którą poprosił, i rozpłynął się w powietrzu. – Zdobyte przez niego materiały zostały przekazane zachodnim aliantom, dla których miały kolosalne znaczenie – przyznaje Roszkowski.

Drugie życie generała

Kilka miesięcy po „uśmierceniu” von Hallmanna Leski znów wyruszył do okupowanej Francji i znów zrobił to w niemieckim mundurze. Tym razem wystąpił jako gen. Karl Leopold Jansen. I o mały włos nie przypłacił tego głową. Pewnego dnia zjawił się w dobrze sobie znanym paryskim hotelu. „Aaa, pan generał von Hallmann! Witamy, witamy!” – wykrzyknął na jego widok portier. Leski cofnął rękę, którą już sięgał dokumenty, zapytał o oficera, którego nazwisko wymyślił na poczekaniu i którego w hotelu oczywiście nie było, po czym wycofał się na ulicę.

Dla niego był to jeden z ostatnich wyjazdów. W sierpniu 1944 roku przystąpił do Powstania Warszawskiego. Po zakończeniu wojny podjął pracę w Stoczni Gdańskiej, utrzymywał jednak kontakt z konspiracją. Wkrótce wpadł w ręce komunistów. Stanął przed sądem wraz z członkami I Komendy WiN, a potem raz jeszcze pod zarzutem współpracy z Niemcami. W sumie w więzieniu przesiedział osiem lat. Ostatecznie na wolność wyszedł w 1955 roku. Został pracownikiem naukowym PAN. Za swoją wojenną działalność otrzymał liczne odznaczenia. Instytut Yad Vashem uhonorował go medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Leski zmarł w 2000 roku.

– Już po wojnie zaczęły pojawiać spekulacje, że jego wyjazdy w generalskim mundurze to legenda, którą sam stworzył na potrzeby swojej biografii. Ja tak nie uważam. Leski był osobą do bólu praktyczną i racjonalnie myślącą. Poza tym wzmianka o jego generalskim wcieleniu pojawia się też we wspomnieniach Stpiczyńskiego. Trudno sobie wyobrazić, by obydwaj zmyślali. W jakim celu mieliby to robić? – podkreśla Roszkowski i dodaje: – „Bradl” był z pewnością jedną z najbardziej niezwykłych postaci w dziejach polskiej konspiracji…

Podczas pisania korzystałem z książek: Macieja Roszkowskiego, „Kazimierz Leski „Bradl”. Życie dobrze spełnione”, Warszawa 2010 oraz Kazimierza Leskiego, „Życie niewłaściwie urozmaicone: wspomnienia oficera wywiadu i kontrwywiadu AK”, Warszawa 2001.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wikipedia, Bundesarchiv, Bild 101I-263-1583-35

dodaj komentarz

komentarze


Kancelaria Prezydenta: Polska liderem pomocy Ukrainie
 
Nurkowie na służbie, terminal na horyzoncie
Zmiana warty w PKW Liban
Saab ostrzeże przed zagrożeniem
Siła w jedności
Saab 340 AEW rozpoczynają dyżury. Co potrafi „mały Awacs”?
Jak Polacy szkolą Ukraińców
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Ostre słowa, mocne ciosy
Karta dla rodzin wojskowych
Patriotyzm na sportowo
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Medycyna w wersji specjalnej
Będzie nowa fabryka amunicji w Polsce
Powstanie Fundusz Sztucznej Inteligencji. Ministrowie podpisali list intencyjny
Jutrzenka swobody
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Cyfrowy pomnik pamięci
Wojna na planszy
Olympus in Paris
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Olimp w Paryżu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zostań podchorążym wojskowej uczelni
Szturmowanie okopów
Roboty jeszcze nie gotowe do służby
Zawsze z przodu, czyli dodatkowe oko artylerii
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Fabryka Broni rozbudowuje się
Wzlot, upadek i powrót
Zmiana warty w Korpusie NATO w Szczecinie
Lotnicza Akademia rozwija bazę sportową
Komplet Black Hawków u specjalsów
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
HIMARS-y dostarczone
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Umowa na BWP Borsuk w tym roku?
Baza w Redzikowie już działa
Gogle dla pilotów śmigłowców
Ämari gotowa do dyżuru
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Silne NATO również dzięki Polsce
Powstaną nowe fabryki amunicji
Nasza Niepodległa – serwis na rocznicę odzyskania niepodległości
O amunicji w Bratysławie
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Mamy BohaterONa!
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Breda w polskich rękach
Wicepremier na obradach w Kopenhadze
Czarna taktyka czerwonych skorpionów
Czworonożny żandarm w Paryżu
Wojskowy Sokół znów nad Tatrami
Polskie „JAG” już działa
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
1000 dni wojny i pomocy

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO