Trudno powiedzieć, dlaczego uwagę mjr. Bartosza Klepczyńskiego przykuł ten właśnie eksponat. Podczas wizyty w Muzeum Katyńskim zauważył, że w jednej z gablot leży odznaka z przedwojennym symbolem Żandarmerii. Kawałek metalu o wymiarach 4x4 cm wyglądał na zniszczony. Wtedy jeszcze major nie wiedział, że odznaka jest ze srebra, a on niczym detektyw odkryje, do kogo należała.
Odznaka, podobnie jak wiele eksponatów prezentowanych w Muzeum Katyńskim, została wykopana z dołów śmierci podczas ekshumacji szczątków polskich oficerów i policjantów zamordowanych w sowieckich obozach w Katyniu, Charkowie i Starobielsku. Wiele przedmiotów wydobytych po latach z ziemi było zniszczonych i trudno było je zidentyfikować. O pomoc Muzeum Katyńskie zwróciło się do Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim. Placówka ta dysponuje narzędziami pozwalającymi na precyzyjną wizualizację takich przedmiotów w technologii 3D. Tak przygotowane zdjęcia muzeum chciało zamieścić w internecie, z nadzieją, że rodziny rozpoznają pokazane na nich eksponaty.
– Wykonywałem dla Muzeum Katyńskiego rekonstrukcje w 3D kilkudziesięciu przedmiotów. Były wśród nich m.in. ryngrafy, papierośnice i aluminiowe menażki, na których więźniowie często wydrapywali swoje inicjały czy nazwiska współwięźniów – mówi mjr Bartosz Klepczyński, który w Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej jest starszym wykładowcą cyklu szkolenia dochodzeniowo-śledczego.
Po nitce do kłębka
W dokumentach muzeum odznaka nie była opisana, a na zniszczonej powierzchni trudno było dostrzec jakieś szczegóły, np. numer pozwalający na szybkie odnalezienie w archiwach nazwiska osoby, której ją przyznano. Swoje śledztwo mjr Klepczyński rozpoczął od prześledzenia list ofiar zbrodni katyńskiej. Odznaka została wykonana ze srebra, co świadczyło o tym, że prawdopodobnie należała do oficera. Po lekturze opracowania „Żandarmi zamordowani na Wschodzie w latach 1939–1949” autorstwa Jana Sulińskiego major wytypował dwie osoby: płk. Stanisława Sitka, komendanta Centrum Wyszkolenia Żandarmerii w Grudziądzu, oraz ppłk. Stanisława Kuciela, dowódcę 3 Dywizjonu Żandarmerii w Grodnie.
Archiwalne poszukiwania major łączył z rekonstrukcją przedmiotów dla Muzeum Katyńskiego. Pracę rozpoczął od odznaki. Gdy jej obraz pojawił się na ekranie monitora w technologii 3D, dostrzegł dwa małe zagłębienia: jedno w miejscu, w którym zwykle znajdował się znak mennicy oraz drugie, w którym zapisywano numer. – Mamy skaner światła strukturalnego, który skanuje do dziesiątych części milimetra. Mogłem dokonać bardziej precyzyjnej analizy powierzchni odznaki. Gdy zwiększyłem rozdzielczość obrazu, zobaczyłem cyfrę 9. Wcześniej trudno ją było dostrzec, gdyż podczas ekshumacji ktoś flamastrem naniósł w tym miejscu numer ekshumacyjny – opowiada mjr Klepczyński.
Film: MON
Sięgnął zatem po opracowanie Centralnej Biblioteki Wojskowej „Żandarmeria Wojskowa w dokumentach z lat 1918–1939”. Okazało się, że Odznaka Pamiątkowa Żandarmerii została ustanowiona rozkazem marszałka Józefa Piłsudskiego 31 grudnia 1931 roku. Ta data oraz niski numer sugerowały, że została ona najprawdopodobniej nadana w roku 1932. W cyfrowych zasobach biblioteki wielkopolskiej mjr Klepczyński odnalazł rocznik oficerski z tego okresu, w którym występowali zarówno ppłk Kuciel, jak i płk (wówczas major) Sitek.
– Zakładałem, że odznaka należy do patrona naszej jednostki – płk. Stanisława Sitka, który zginął w Katyniu – wspomina major. Okazało się jednak, że pułkownik został rozstrzelany w Twerze, a nie w Charkowie, gdzie odnaleziono odznakę. – Dokumentacja wywozowa z miejsc kaźni wskazywała, że miejscem rozstrzelania ppłk. Kuciela był Charków – opowiada major. W bibliotece Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim odnalazł listę żandarmów, którzy zginęli w Katyniu. Było na niej nazwisko podpułkownika.
Poszukiwania wykazały, że żandarm razem z odznaką otrzymywał dyplom podpisany przez komendanta Żandarmerii płk. Felicjana Płato Bałabana oraz legitymację odznaczenia, w której wpisywany był jego numer oraz data i numer rozkazu dowódcy dywizjonu. Mjr Klepczyński prześledził w sieci aukcje numizmatyczne z ostatnich lat, na których wystawiano srebrną Odznakę Pamiątkową Żandarmerii. W Centralnym Archiwum Wojskowym przeglądał roczniki oficerskie, rozkazy dowództwa Żandarmerii z 1932 roku, księgi, w których odnotowywano opłaty za odznaki, a także rozkazy dowódcy dywizjonu.
Tropy wiodą do Gdańska
– Szybko trafiłem na dwa dokumenty, które potwierdziły, do kogo należy odznaczenie. W książce numerowej Odznaki Pamiątkowej Żandarmerii Wojskowej oraz w księdze alfabetycznej Odznaki Pamiątkowej Żandarmerii Wojskowej pod numerem 9 znajdował się ppłk Stanisław Kuciel, dowódca 3 Dywizjonu ŻW z Grodna – mówi mjr Klepczyński. Identyfikacja została zakończona. Mjr Klepczyński postanowił dotrzeć do rodziny ppłk. Kuciela. Chciał odnaleźć dyplom lub legitymację nadania odznaczenia.
– Łatwo nie było, bo nazwisko Kuciel jest dość popularne – wspomina major. Poszukiwania rozpoczął od przeglądania internetu i portali społecznościowych. W jednej z gazet ukazujących się w Trójmieście trafił na wywiad z Wojciechem Kucielem, który stwierdził, że jego ojciec był żandarmem i został zamordowany w Charkowie. Na Facebooku znalazł kilkunastu Kucielów. Napisał e-maile z prośbą o kontakt. Po dwóch godzinach odpowiedziała Zofia Kuciel. Jak się okazało, wnuczka ppłk. Stanisława Kuciela i córka Wojciecha. Poszukiwania mjr. Klepczyńskiego zakończyły się w Gdańsku spotkaniem z synem człowieka, którego odznakę zidentyfikował.
Wojciech Kuciel ma 90 lat. O wydarzeniach z czasów wojny opowiada, jakby miały miejsce wczoraj. Rozkłada na stole dokumenty związane z ojcem: rodzinny album ze zdjęciami sprzed II wojny, listy ojca z obozu, zapytania rodziny do Czerwonego Krzyża o jego losy.
Na jednej ze ścian wiszą zdjęcia. Najstarsze pochodzi z 1917 roku i przedstawia ppłk. Kuciela z żoną, która miała wówczas 17 lat. Obok wisi reprodukcja patentu oficerskiego podpułkownika podpisanego przez marszałka Józefa Piłsudskiego. – Dokument ten przetrwał wojnę, bo gdy Niemcy wkroczyli do Grodna, matka zawinęła go w rulon i zakopała w komórce – opowiada Wojciech Kuciel.
W 1931 roku ppłk Stanisław Kuciel został dowódcą 3 Dywizjonu Żandarmerii Wojskowej w Grodnie. Mieszkał tam do 1939 roku z żoną i trzema synami. Zajmowali mieszkanie na piętrze budynku, w którym na parterze mieściło się dowództwo Żandarmerii. Gdy wybuchła wojna, Wojciech Kuciel był uczniem czwartej klasy. Pierwszego września 1939 roku nie poszedł jednak do szkoły. – Tego dnia o godzinie piątej rano staliśmy na balkonie: ojciec, matka, mój brat i ja. Patrzyliśmy, jak nadlatują niemieckie samoloty bombardujące Grodno. Pamiętam, jak silny był podmuch od bomby, która spadła 400 m dalej – wspomina mężczyzna. Ppłk Kuciel wywiózł rodzinę do majątku w Siderce, a sam wyruszył na front.
Z czasem zaczęły przychodzić listy ze Starobielska. Niektóre z nich ocalały, mimo że litery wyblakły, ale na pożółkłym papierze można odczytać ich treść. – Ostatnią kartkę od ojca dostaliśmy w moje urodziny, 6 kwietnia 1940 roku. Pisał, że dostanę prezent, gdy on wróci do domu. A przecież już wtedy Sowieci zaczęli ich mordować, o czym nie wiedzieliśmy. Czekaliśmy na jego powrót – mówi Wojciech Kuciel.
W jednej z obozowych pocztówek ppłk Kuciel pisał do żony: – Boję się, abyście nie pojechali tam, gdzie wuj Sosnowski budował most na Amurze – zapomniałem, jak ta miejscowość się nazywa...
– Treść tego listu dowodzi, że do obozów dochodziły informacje o wywózkach rodzin oficerów na Sybir – tłumaczy syn żandarma. Takiej wywózki nie uniknęła również rodzina Kucielów. W nocy z 20 na 21 czerwca 1941 roku NKWD zabrało matkę i synów. Pociąg, którym jechali, nie dotarł jednak do miejsca przeznaczenia, gdyż między Baranowiczami a Stołpcami został zbombardowany przez Niemców – właśnie rozpoczęła się wojna niemiecko-rosyjska. – To był jedyny pociąg, który został przez Niemców ostrzelany. W lokomotywie wybuchł pożar, spłonęły cztery wagony. Nam udało się uciec i przedostać do Polski – wspomina Wojciech Kuciel.
Po zakończeniu II wojny światowej rodzina ciągle czekała na powrót ppłk. Kuciela. Nie było oficjalnego potwierdzenia, że zginął. Jego nazwisko nie znalazło się na listach ofiar z Katynia opublikowanych przez Niemców. „Jest na liście zaginionych”, takie dwie odpowiedzi dostała rodzina Kucielów w lutym i w lipcu 1946 roku od Czerwonego Krzyża. – Minęły lata zanim się dowiedzieliśmy, że ojciec został zamordowany w Charkowie. W 1963 roku zmarła mama. Do końca czekała na jego powrót – wspomina Wojciech Kuciel. Na liście jeńców wojennych NKWD obozu w Starobielsku ppłk Stanisław Kuciel figuruje pod numerem 1380. W Charkowie podczas prac ekshumacyjnych znaleziono kartkę z jego nazwiskiem zawiniętą w rosyjską gazetę. Pochowany jest w grobie 6, 7./94.
W 2007 roku ppłk Stanisław Kuciel, decyzją ministra obrony narodowej, został pośmiertnie awansowany do stopnia pułkownika. Wojciech Kuciel nie zna okoliczności nadania ojcu srebrnej Odznaki Pamiątkowej Żandarmerii, lecz chętnie wyraził zgodę, aby jego imię nosił Wydział Żandarmerii Wojskowej w Bemowie Piskim.
Z okazji Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej przygotowaliśmy wydanie specjalne „Polski Zbrojnej”.
Mecenasem wydania jest Polska Spółka Gazownictwa, a partnerem wydania Muzeum Katyńskie.
autor zdjęć: arch. Żandarmerii Wojskowej
komentarze