Posłowie nie mogą być zmobilizowani w czasie wojny, więc nie ma sensu przygotowywać ich do walki. Mogą w inny sposób przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa Polski i udowodnić, że los Ojczyzny leży im na sercu – o pomyśle wysłania parlamentarzystów na ćwiczenia wojskowe pisze Maciej Chilczuk, dziennikarz portalu polska-zbrojna.pl.
Rosną w Polsce domy z czerwoniutkiej cegły,
Domy wznosi piekarz, bo w tej pracy biegły.
Handel Zagraniczny rozwijają zduni.
Znają koniunktury z gawędzeń babuni.
Domy, mosty, szkoły to domena szewców,
A z krawców się robi zwycięstwa ich piewców.
Tych kilka fraz piosenki Kultu nucę od chwili, gdy usłyszałem o pomyśle, by na poligon wysłać naszych parlamentarzystów. Nijak nie trafiają do mnie argumenty, że w ten sposób przyczynią się oni do wzrostu bezpieczeństwa Polski, będą wrażliwsi na codzienny trud żołnierza czy udowodnią swoje patriotyczne uczucia. Nie jest bowiem rolą posłów stać na pierwszej linii frontu i nie ma sensu przygotowywać ich do takich zadań.
Nowoczesny świat zorganizowany jest wedle zasady ścisłej specjalizacji. Lekarz niech leczy, żołnierz niech broni, mechanik naprawia, a wszystkim będzie się żyło lepiej. Nie bez kozery jest hasło tzw. nowoczesnego patriotyzmu, w myśl którego skuteczniejsze z punktu widzenia dobra wspólnego jest płacenie podatków niż rzucanie się z „gołą klatą” na szańce wroga.
Parlamentarzyści mają do wykonania zadanie wielkiej wagi. Stanowią prawo, podstawę naszego współżycia społecznego. W parlamencie procedowana jest obecnie ustawa o dowodzeniu armią w czasie wojny. Ministerstwo Obrony Narodowej opracowuje reformę Narodowych Sił Rezerwowych. Przygotowywany jest ogromny projekt współpracy wojska z organizacjami proobronnymi. To wszystko potrzebuje bazy prawnej. Jest więc co robić.
W tych obowiązkach posłów nie wyręczą ani czołgista z Wesołej, ani nurek z Gdyni, ani pilot z Łasku. Nawet w obliczu pełnej mobilizacji, gdy na front ruszą nie tylko żołnierze zawodowi, władze wszystkich szczebli muszą działać. Państwo nie może na drzwiach wywiesić karteczki: „Chwilowo nieczynne, jesteśmy w okopach”. O bałaganie, jaki tworzy się, gdy najwyższe władze przestają pełnić swoje obowiązki, świadczy choćby przykład drugiej połowy września’39.
W całej sprawie najciekawsze jest jedno – pominięcie zapisów ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej. W myśl jej przepisów posłowie nie podlegają mobilizacji na czas wojny. Co więcej, nie można ich nawet powoływać na szkolenia rezerwy w czasie pokoju. Jeżeli więc zapowiedziane „majowe poligony” miałyby się odbyć, bardziej pewnie będą przypominać wycieczki w plener, urozmaicone strzelaniem do tarczy i przejażdżką BWP-em niż prawdziwe ćwiczenia. A na zabawy szkoda i czasu, i pieniędzy. O złym momencie na takie komiczne akcje propagandowe już nawet nie wspominam, bo kilkaset kilometrów za naszą granicą giną ludzie.
Nie odbieram posłom i senatorom prawa do walki o Polskę, bo to godne pochwały i najwyższego szacunku. Tylko nie każdy bój musi być tym frontowym. Twórzcie przepisy sprzyjające rozwojowi sił zbrojnych, popierajcie pomysły ich modernizacji, opracujcie pakiet zachęt, by pracodawcy chętniej zwalniali pracowników na ćwiczenia. Bijcie też na alarm w Europie, by nikt nie machnął ręką na problemy wschodniej flanki. Szable w dłoń i naprzód!
komentarze