W najbliższych miesiącach MON chce sfinalizować trzy warte dziesiątki miliardów złotych przetargi. Siadając do negocjacji z firmami, które zdobędą zlecenia, możemy być pewni, że będą one walczyły o najkorzystniejsze dla siebie zapisy każdego z paragrafów kontraktu. I tak jak to było 10 lat temu w przypadku przetargu na samoloty F-16, z pewnością wykorzystają wszystkie nasze niedopatrzenia i błędy – pisze Krzysztof Wilewski, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
W przypadku przetargów na nowe okręty podwodne, przeciwlotnicze i przeciwrakietowe zestawy rakietowe średniego zasięgu oraz na wielozadaniowe śmigłowce, które mają być rozstrzygnięte w 2015 roku, Polska jest w komfortowej sytuacji. W mojej ocenie bowiem wyboru dokonywać będziemy nie pomiędzy sprzętem dobrym a bardzo dobrym, a pomiędzy rozwiązaniami bardzo dobrymi lub wyjątkowo dobrymi. Oczywiście w przypadku każdego z przetargów mam swoich osobistych faworytów, ale moje preferencje bardziej wynikają z oceny zysków ekonomiczno-politycznych, jakie nieść będzie wybór danej konstrukcji, niż z przewagi technologiczno-bojowej któregoś z rozwiązań.
Dlatego w mojej ocenie w przyszłym roku osoby zaangażowane we wspomniane przetargi czeka arcytrudne i arcyważne zadanie, ale nie będzie nim wybór zwycięzców przetargów, a takie przygotowanie kontraktów, aby firma, która okaże się ich beneficjentem, w 100 procentach wypełniła swoje zobowiązania.
Nie tylko te dotyczące samego sprzętu i uzbrojenia nam sprzedawanego, bo o to się nie martwię. Ale przede wszystkim, aby dotrzymała obietnic i deklaracji, które dotyczyć będą tzw. polonizacji, czyli szeroko rozumianego udziału polskich podmiotów w kontrakcie. Bo bez pewnych gwarancji, że na umowach zyska polski przemysł, dostając nowe technologie, zawiązując strategiczne, biznesowe partnerstwa lub dołączając do programów badawczo-rozwojowych nad nowym uzbrojeniem, nie warto wydawać takich pieniędzy. To byłby grzech śmiertelny.
A że takie błędy nam się zdarzają, świadczy historia. I mówię to z goryczą, gdyż dziesięć lat temu byłem zwolennikiem wyboru samolotu F-16 jako najlepszej maszyny dla naszych sił powietrznych, ale w tym przypadku bardzo mocno zawiedliśmy się na wypełnieniu offsetowych zobowiązań przez naszych sojuszników. Bezwzględnie wykorzystali nasz brak doświadczenia w tej dziedzinie. Ta lekcja musi nam towarzyszyć przy negocjacji kontraktów na okręty podwodne, wielozadaniowe śmigłowce oraz zestawy rakietowe średniego zasięgu.
komentarze