Nasze pociski poradzą sobie z pancerzami wrogich czołgów – mówią inżynierowie, którzy opracowali 120-milimetrową, podkalibrową amunicję do czołgów Leopard 2A4/5. Polskich produktów broni też wicepremier Tomasz Siemoniak. Przekonuje, że kupno tych pocisków to szansa dla naszych zakładów na produkcję zaawansowanych typów amunicji.
W tym roku wojsko podpisało z firmą Mesko, producentem amunicji dla polskiej armii, dwa duże kontrakty na dostawę pocisków do czołgów Leopard. Pierwszy został zawarty we wrześniu i zakładał dostawę czternastu tysięcy pocisków odłamkowo-burzących HE i HE-TP. Wartość umowy wyniosła 114 mln zł.
W listopadzie zaś MON zawarło kolejną umowę tym razem na dostawę trzynastu tysięcy pocisków podkalibrowych APFSDS-T. Tym samym polska armia uniezależniła się od dostaw amunicji do Leopardów z zagranicy.
Wkrótce po ogłoszeniu kontraktów w mediach pojawiły się spekulacje, że amunicja rzekomo nie spełnia standardów i nie jest w stanie przebić pancerzy rosyjskich czołgów. W piątek Mesko wydało oświadczenie w tej sprawie: „W nawiązaniu do doniesień medialnych na temat kontraktu na dostawę nabojów 120 mm z pociskiem podkalibrowym na potrzeby czołgów Leopard informujemy, że przedmiotowa amunicja produkcji MESKO S.A. spełnia najwyższe standardy jakościowe wymagane na nowoczesnym polu walki”.
Głos zabrał również wicepremier Tomasz Siemoniak. – Dziwię się, że ci wszyscy, którzy są pełni frazesów o popieraniu polskiego przemysłu, w takim przypadku dezawuują świetny polski zakład Mesko, projekt badawczo-rozwojowy finansowany ze środków Ministerstwa Nauki, który doprowadza do tego, że będziemy mieli polską amunicję do czołgów Leopard – mówił w wywiadzie dla radiowej Jedynki. Zdaniem szefa MON Polska powinna mieć „zdolność wytwarzania pocisków, by w sytuacji zagrożenia nie była skazana na import”.
Czy komuś więc zależy na storpedowaniu programu budowy polskiej amunicji dla Leopardów? Pytany o to Janusz Zemke, były wiceminister obrony, europoseł SLD, mówi: – Nawet nie dopuszczam myśli, że MON, decydując się na tak duży kontrakt amunicyjny, nie wzięło pod uwagę kluczowej przecież sprawy, jaką jest przebijalność pancerzy współczesnych czołgów.
Prace badawczo-rozwojowe nad 120-milimetrową amunicją do czołgów Leopard 2A4 inżynierowie rozpoczęli dwanaście lat temu. W tym samym roku do polskiej armii trafiły pierwsze niemieckie czołgi. Dr inż. Wiesław Jędrzejewski, szef zespołu business development w zakładach Mesko, od początku uczestniczył w projekcie. – Mieliśmy świadomość, jak trudnego zadania się podejmujemy. Było ono jednak o tyle ułatwione, że w Polsce prowadzono już zaawansowane prace nad nowymi 125-mm pociskami do czołgów PT-91 – tłumaczy.
W projekcie uczestniczyło wojsko, instytucje naukowo-badawcze, specjaliści z przemysłu zbrojeniowego oraz naukowcy z Politechniki Poznańskiej. Podpułkownik Mariusz Magier, kierownik zakładu uzbrojenia artyleryjskiego z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia, podkreśla, że kluczowe okazały się strzelania bojowe z kilku różnych prototypów amunicji. – Okazało się, że opracowany przez nas segmentowy rdzeń zdecydowanie lepiej radzi sobie z najnowszymi, wielowarstwowymi pancerzami. W przeciwieństwie do klasycznych konstrukcji w kontakcie z mocno nachylonymi płytami pancerzy nie rykoszetował – podkreśla ppłk Magier.
Wojskowi inżynierowie nie mogą jednak ujawnić szczegółowych parametrów technicznych pocisków, które niedawno kupiła armia. Ale zapewniają, że poradzą sobie one z pancerzami wrogich czołgów. – Łatwo szafować danymi o przebijalności, których my nie możemy ujawniać – mówią.
Opracowanie przez polskich inżynierów pocisków do Leopardów ma wymierne znaczenie dla budżetu państwa. Polskie konstrukcje są bowiem znacznie tańsze od porównywalnych pocisków zachodnich. A zakup amunicji to koszt setek milionów złotych.
W polskiej armii jest 247 Leopardów w dwóch wersjach: starszej 2A4 i nowszej 2A5. Czołg 2A4 jest uzbrojony w 42 naboje. Tylko w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej takich maszyn jest 128. Aby wszystkie pojazdy miały pełny „zapas” amunicji, potrzeba ponad pięć tysięcy pocisków. Jeden z nich kosztuje od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.
autor zdjęć: chor. Rafał Mniedło
komentarze