Najtrudniej jest zniszczyć niewybuch spoczywający pod wodą. Nurkowie muszą zdecydować: wyciągnąć go na powierzchnię, czy zdetonować na dnie? A jeśli tak, to w jaki sposób: jaki ładunek założyć i co zrobić, by go odpalić. Przez kilkanaście dni nurkowie doskonalili swoje umiejętności na poligonach w Dziwnowie.
Do Dziwnowa przyjechało blisko 50 marynarzy. Wśród nich byli zarówno nurkowie minerzy, jak i nurkowie inżynierii. – Ćwiczyli na poligonie morskim i morsko-lądowym – mówi kmdr ppor. Jacek Kwiatkowski, rzecznik 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Lista zadań była całkiem pokaźna.
– Marynarze budowali dwa rodzaje sieci wybuchowych: zarówno elektryczne, jak i ogniowe – wyjaśnia kmdr ppor. Kwiatkowski. Służą one do odpalenia ładunku, przy użyciu którego detonowany jest niewybuch. Różnica między nimi polega na sposobie uruchamiania. W przypadku pierwszej z sieci cały proces inicjuje impuls elektryczny, w przypadku drugiej – specjalny lont.
Sieci wybuchowe są wykorzystywane zarówno na lądzie, jak i pod wodą. Ale, jak przyznaje kpt. mar. Adam Pociecha, dowódca grupy nurków-minerów z 12 Dywizjonu Trałowców w Świnoujściu, to właśnie operacje tego drugiego rodzaju są najtrudniejsze. – Pod wodę zwykle schodzi zespół złożony z sześciu nurków. Muszą oni bardzo dokładnie zlustrować niewybuch i ocenić, czy należy go wyciągać na powierzchnię, czy może zdetonować pod wodą – wyjaśnia kpt. mar. Pociecha. Na decyzję ma wpływ szereg czynników, m.in. wielkość ładunku, falowanie, temperatura wody i powietrza, otoczenie, w jakim spoczywa, czy odległość od brzegu. Zdarza się, że poruszenie ładunku grozi niekontrolowanym wybuchem. Z drugiej jednak strony podwodna detonacja może wzbudzić na tyle dużą falę, że w niebezpieczeństwie znajdą się na przykład okoliczne budynki czy znajdujący się na brzegu ludzie. – Trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw, a potem podjąć dobrą decyzję – tłumaczy kpt. mar. Pociecha. – To cała, skomplikowana operacja. Co ważne, nie możemy się podczas niej spieszyć. Nie działamy, jak grupa antyterrorystyczna – podkreśla.
W Dziwnowie nurkowie wykonywali także zadania przy użyciu robota typu „Expert”. To wyposażone w koła z gąsienicami, zdalnie sterowane urządzenie, które obsługa podprowadza do podejrzanego przedmiotu, lustruje go, a w razie zagrożenia przystępuje do unieszkodliwiania znaleziska. – Robot może na przykład wywieźć porzucony pakunek z dala od zabudowań i ludzi. Może też zneutralizować improwizowany ładunek wybuchowy, strzelając w niego z działka wodnego – tłumaczy kmdr ppor. Kwiatkowski.
Nurkowie-minerzy z 8 Flotylli mają go na wyposażeniu od niespełna roku. – Robot pracuje rzecz jasna tylko na lądzie. Ale nasi nurkowie wzywani są również do takich akcji. W razie zagrożenia działają jak saperski zespół szybkiego reagowania – podkreśla kmdr ppor. Kwiatkowski.
Ćwiczenia w Dziwnowie trwały dwanaście dni. Zakończyły się w piątek.
autor zdjęć: Marynarka Wojenna
komentarze