Prowadzisz operację na zupełnym pustkowiu. Spodziewasz się tu spotkać jedynie wroga. Ale nawet tam znajdzie się czasami ktoś zupełnie przypadkowy. Na przykład dziecko. Musisz błyskawicznie zdecydować: darować życie, ryzykując śmiertelnym niebezpieczeństwem, czy zabić i skazać się na ciężar, który będziesz nosić do końca życia. Potrafisz wyobrazić sobie taki wybór? – pyta Naval, były operator GROM-u.
Niedługo w kinach będzie można obejrzeć film opowiadający o dramatycznych wydarzeniach żołnierzy SEAL Team 10, którzy brali udział w misji „Operation Red Wings" w górach Afganistanu w 2005 roku. Ekranizacja powstała na podstawie książki „Przetrwałem Afganistan”, autorstwa Marcusa Lutterella – żołnierza SEAL, uczestnika feralnej misji.
Misja była doskonale zaplanowana. Żołnierze byli przygotowani i czujni. Dobrze wiedzieli, co mają robić. Aż tu nagle... Przed uzbrojonymi żołnierzami nagle „wyrasta” mały chłopiec otoczony stadem kóz. Ciekawy podchodzi coraz bliżej… Operatorzy darują mu życie.
Już teraz słyszę komentarze na temat przebiegu zdarzenia: „Świetnie wyszkoleni faceci nie potrafili poradzić sobie z dzieciakiem, którego puścili wolno, a ten oczywiście ich sypnął i się zaczęło…”.
Świetnie wyszkoleni faceci? Tak. Ale do czego? Szkolenie operatorów sił specjalnych polega na przygotowywaniu ich do zmierzenia się z najbardziej zaciekłym i bezwzględnym wrogiem, walczenia z przeważającymi siłami nieprzyjaciela, atakowania i bronienia się skutecznie. Tak, by przeżyć. Do takich zadań można się przygotować. Ale czy można być przygotowanym do tego, by poderżnąć gardło przypadkowemu świadkowi? Z całym przekonaniem odpowiadam: nie! Siły specjalne nie szkolą zabójców, lecz operatorów świadomych tego, co potrafią i co wiedzą. To dojrzali faceci, którzy kiedy trzeba dołożą każdemu, kto stanie im na drodze. Ale jeśli tym kimś będzie dziecko?
Operatorzy wojsk specjalnych są normalnymi facetami, którzy mają ludzkie uczucia. Po kilkumiesięcznej misji wracają do domów, gdzie czekają rodziny i gdzie wisi lustro, w które trzeba spojrzeć. Podczas szkoleń w GROM-ie zawsze się powtarza: jesteśmy po to, by ratować życie. To jest główne przykazanie. Ale aby je komuś uratować, często kogoś trzeba tego życia pozbawić. Nie będę stawał w obronie terrorystów i bandytów, to był ich wybór – stanąć nam na drodze. Niestety, nawet na pustkowiu może się pojawić ktoś, kto znalazł się tam przypadkiem, nie wiadomo skąd. Nie jesteś pewny, kim jest. Terrorystą? Wrogiem? A jeśli niewinnym dzieciakiem? W ułamku sekundy trzeba zdecydować: darować życie, ryzykując śmiertelnym niebezpieczeństwem, czy pozbawić go i skazać się na ciężar, który będzie się nosić do końca życia. Potraficie to sobie wyobrazić?
Dla wielu żołnierzy, którzy przeżyli Afganistan, to nie będzie tylko film wojenny. To będzie hołd dla żołnierzy SEAL Team 10, którzy pokazali, że bycie elitą, to nie puste słowa i stawanie w rankingu. To też odpowiedzialność i podejmowanie decyzji, których konsekwencje są często najwyższą ofiarą.
komentarze