Tak sobie myślę, że japońscy marynarze mieli sporo szczęścia, gdy kilka dni temu trzy okręty Morskich Sił Samoobrony przycumowały do Portu Wojennego w Gdyni. Witali je mieszkańcy i turyści machając japońskimi flagami. A przecież mogli trafić, tak jak Meksykanie – na agresywne i pijane hordy kiboli – pisze Edyta Żemła, redaktor naczelna portalu polska-zbrojna.pl.
Trudno pozostać obojętnym wobec tego, co rozegrało się w niedzielę w Gdyni. Na tamtejszej plaży kibole Ruchu Chorzów stoczyli regularną bitwę z marynarzami z żaglowca meksykańskiej marynarki wojennej „Cuauhtemoc”, który w sobotę wszedł do portu. Co było pretekstem? Kobieta albo raczej cześć wszystkich polskich kobiet. Śniady, meksykański marynarz śmiał zaczepić Polkę! I wydarzenia mogły potoczyć się tak:
– Taka zniewaga krwi wymaga – wrzasnął jeden z kiboli.
– Hajda na niego mocium panie – i tak całą kupą ruszyli kibice bić „Meksykańca”. I niestety, choć mamy XXI wiek, stylistyka z Henryka Sienkiewicza pasuje do gdyńskiego zdarzenia jak ulał.
Na podstawie tego, co dziś wiadomo, można powiedzieć, że zachowanie kibiców to ciemnogród, zacofanie, rasizm i szowinizm oraz skrajna głupota. Po pierwsze zasłanianie się kobietami, by znaleźć pretekst do wszczęcia bijatyki świadczy o kompleksach pseudokibiców. Kobiety naprawdę nie potrzebują, aby akurat kibole brali je w „obronę”. Mało tego, im dalej będą od tych „panów”, tym dla nich lepiej. Wygląda na to, że kodeks osobników spod znaku Ruchu Chorzów szybko zaprowadziłby kobiety do miejsca, w którym są Afganki pod rządami Talibów.
Po wtóre, agresja kiboli rośnie, gdy widzą osoby o ciemniejszej karnacji. To czystej wody rasizm. Można się oczywiście zastanawiać, czy gdyby „kobiecą cześć” naruszył wysoki blondyn ze Skandynawii to horda ruszyłaby na niego. Nie ma jednak po co snuć takich rozważań, bo kibice nie kryją swoich rasistowskich poglądów, a wręcz są z nich dumni.
Gdy okręty innych państw wchodzą do polskich portów, są traktowane bardziej lub mniej oficjalnie, ale zawsze jest to element polityki międzynarodowej. Morska dyplomacja może wpłynąć na poprawę relacji między krajami lub je pogorszyć. Nasze okręty wchodziły do portów Europy Zachodniej nawet w czasach, gdy Polska należała do Układu Warszawskiego. Wystarczy wspomnieć niszczyciel rakietowy ORP „Warszawa”, który gościł w RFN, Szwecji, Wielkiej Brytanii. Okręty NATO cumowały też wówczas w naszych portach. To był element ocieplenia stosunków między wrogimi obozami.
Gdy tydzień temu okręty japońskie opuszczały Gdynię, ich ambasador dziękował naszym władzom, mieszkańcom miasta i Marynarce Wojennej za wyjątkowe przyjęcie obywateli Kraju Kwitnącej Wiśni. Cały świat widział, jacy Polacy są uprzejmi i otwarci. Wizyta przeszła do historii i otworzyła nowy, lepszy rozdział między Polską i Japonią. Wizyta meksykańskiego okrętu, choć większość z nas tego nie chciałaby, też przejdzie do historii. Niestety, znowu zapiszemy się w globalnej świadomości jako naród rasistów i ksenofobów oraz agresywnych wielbicieli wyskokowych trunków.
komentarze