Rozważamy zakup trzech nowych okrętów podwodnych. Nie prowadzimy zaś żadnych rozmów na temat leasingu – mówi Waldemar Skrzypczak, wiceminister obrony narodowej. W ten sposób dementuje informacje, jakie pojawiły się w mediach w ostatnich dniach, że wojsko chce leasingować niemieckie, używane okręty podwodne.
Jako pierwszy informację na ten temat podał portal trojmiasto.pl, a za nim branżowy portal defence24.pl. Podchwyciły ją m.in. francuskie i amerykańskie media. Tymczasem, jak dowiedzieliśmy się w MON, żaden dziennikarz nie próbował potwierdzić, czy rzeczywiście polska armia zamierza wynająć niemieckie okręty podwodne. – Żaden dziennikarz nas o to nie pytał – zapewnia kmdr Janusz Walczak, dyrektor Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON.
Informacje o leasingu niemieckich okrętów podwodnych pochodziły z „kilku nieoficjalnych i niezależnych od siebie źródeł”. Według tych doniesień resort zmienił nawet opracowane w dowództwie Marynarki Wojennej wymagania taktyczno-techniczne, jakie mają spełniać poszukiwane przez armię jednostki.
Tymczasem gen. Waldemar Skrzypczak, wiceminister obrony narodowej odpowiedzialny za zakupy dla wojska, stanowczo dementuje doniesienia medialne na ten temat. – Rozmawialiśmy o różnych wariantach zakupu okrętów podwodnych po to, aby wypracować jak najlepsze decyzje – mówi wiceminister. – Podkreślam jednak, że nie prowadzimy rozmów w sprawie leasingu tych okrętów.
Niedorzeczne, jego zdaniem, są też sugestie, że w MON zmieniono wymagania taktyczno-techniczne, aby pożyczyć od Niemców używane okręty podwodne.
Zdaniem ekspertów, zarzuty o „majstrowanie” w dokumentacji są zupełnie niewiarygodne, bo Marynarka Wojenna nakreśliła tylko podstawowe wymagania, jakie mają spełnić nowe okręty podwodne. Dodają oni, że biorąc pod uwagę specyfikę Bałtyku, morza stosunkowo płytkiego, ale z dużym zasoleniem, podstawowy wymóg wobec tych jednostek to zdolność długiego przebywania w ukryciu. Do jego spełnienia niezbędny jest napęd diesla (lub diesel plus elektryczny) w wersji AIP (Air Independent Propulsion), czyli niepotrzebujący do działania tlenu. Takimi możliwościami dysponują obecnie cztery konstrukcje, wszystkie europejskie: francuskie Scorpene, niemieckie U-212 (lub 214), hiszpańskie S-80 oraz szwedzkie A-26.
Z ich producentami Ministerstwo Obrony Narodowej prowadziło już rozmowy na temat zakresu i możliwej polonizacji produkcji jednostek dla Marynarki Wojennej. Z żadnym zaś nie rozmawiano o leasingu starych okrętów.
Na nowe uzbrojenie i sprzęt wojskowy dla Sił Powietrznych, Wojsk Lądowych i Marynarki Wojennej resort obrony zamierza wydać prawie sto trzydzieści miliardów złotych. Projekt unowocześnienia Marynarki Wojennej jest, po budowie systemu obrony powietrznej, drugim najdroższym programem. Przewiduje on kupno do 2026 roku trzech niszczycieli min – kryptonim „Kormoran II”, trzech okrętów patrolowych z funkcją zwalczania min – kryptonim „Czapla”, trzech okrętów obrony wybrzeża – kryptonim „Miecznik” oraz trzech okrętów podwodnych. MON na nowe okręty chce przeznaczać około miliarda złotych rocznie.
Podobnie jak we wszystkich programach modernizacyjnych, także w przypadku kupna nowych okrętów priorytetem ma być udział polskiego przemysłu w realizacji zbrojeniowych zleceń. – Zależy nam na jak największym zaangażowaniu firm polskich w proces produkcji i wyposażania okrętów oraz w serwisowanie i produkcję części zamiennych – komentował dla portalu polska-zbrojna.pl Jacek Sońta, rzecznik ministra obrony narodowej.
Armia ma pięć okrętów podwodnych – cztery klasy Kobben, jeden klasy Kilo. Kobbeny powinny zostać wycofane ze służby do końca 2016 roku, natomiast jedyny okręt klasy Kilo do końca 2022 roku.
autor zdjęć: Marian Kluczyński
komentarze