Załoga śmigłowca ,,Anakonda” należącego do Marynarki Wojennej pomogła holenderskiemu marynarzowi, który złamał nogę na pokładzie swojego statku. Pomimo wysokiej fali, która utrudniała nocną akcję, mężczyzna został przetransportowany do szpitala.
– Początkowo wydawało się nam, że to będzie prosta akcja. Bardzo szybko jednak sprawy zaczęły się komplikować – przyznaje kmdr por. pil. Paweł Smereka, dowódca „Anakondy”.
Załoga śmigłowca została postawiona na nogi wczoraj około 22.00. Dyżurny Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni informował, że na holenderskim statku „Henny” doszło do wypadku. Jeden z marynarzy złamał nogę i potrzebuje pomocy. Jednostka znajduje się na polskich wodach, około 15 mil morskich na północny wschód od Helu. O 22.19 „Anakonda” wystartowała z lotniska w Gdyni-Babich Dołach. – Tej nocy na morzu panował spory ruch, więc statek niełatwo było znaleźć – opowiada kmdr por. Smereka. Ostatecznie śmigłowiec dotarł na miejsce po półgodzinnym locie. Stanął w zawisie, a załoga rozpoczęła operację podjęcia poszkodowanego marynarza.
– Pracę utrudniały nam duże fale. Statek kołysał się tak bardzo, że chwilami widać było jego śrubę – wspomina kmdr por. Smereka. Dodatkową komplikację stanowiła specyficzna konstrukcja jednostki. – „Henny” to średniej wielkości masowiec. A miejsce, z którego mogliśmy podjąć marynarza, znajduje się na środku pokładu – wyjaśnia kmdr por. Smereka. – Ogon śmigłowca znajdował się bardzo blisko przybudówek, sterówki. Musieliśmy uważać, by o nie zahaczyć. Dla załogi to dodatkowa adrenalina – dodaje.
Ze śmigłowca zostali opuszczeni na linie ratownik i lekarz. Na pokładzie statku udzielili marynarzowi pierwszej pomocy, następnie umieścili go na noszach. Po 14 minutach Holender znalazł się w śmigłowcu. Ostatecznie „Anakonda” na lotnisku w Babich Dołach zameldowała się pół godziny przed północą. Marynarz trafił do jednego z trójmiejskich szpitali.
Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej to jedyna w kraju formacja lotnicza, która pełni całodobowe dyżury ratownicze. Jej załogi prowadzą akcje na Bałtyku, a w niektórych przypadkach także na lądzie, do stu kilometrów od Wybrzeża. – W systemie ratownictwa na lotniskach w Gdyni Babich-Dołach, a także Darłowie dyżurują śmigłowce „Anakonda” i Mi-14 PŁ/R – tłumaczy kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Maszyny te są wspierane przez samoloty „Bryza”, które stacjonują na lotnisku w Siemirowicach. – „Bryzy” mają możliwość rzucenia tratwy ratowniczej, posiadają też specjalny system do namierzania sygnału radiostacji ratowniczych – wyjaśnia kmdr ppor. Cichy. – Współpracują ze statkami oraz łodziami Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. Są w stanie bardzo szybko odnaleźć rozbitków i naprowadzić jednostki pływające na ich pozycje – dodaje. Trzy lata temu na przykład „Bryza” brała udział w akcji pomocy dwóm rozbitkom, którzy podczas sztormu wypadli z angielskiego jachtu. Mężczyzn udało się uratować.
Tylko w tym roku lotnicy Marynarki Wojennej brali udział w siedmiu akcjach ratowniczych na Bałtyku. – Od początku lat 90. było ich 535. Łącznie udzieliliśmy pomocy 279 osobom – informuje kmdr ppor. Cichy.
* * * * *
Załogę „Anakondy”, która brała udział we wczorajszej akcji ratowniczej, tworzyli: kmdr por. pil. Paweł Smereka, dowódca, kpt. mar. pil. Marek Wawrzyniak, drugi pilot, st. chor. sztab. mar. Robert Kotyński, technik pokładowy, kmdr ppor. Daniel Bagiński, lekarz i chor. mar. Krzysztof Bilecki, ratownik.
autor zdjęć: archiwum Marynarki Wojennej, Artur Weber
komentarze