Wojsko odsunęło od władzy Mohammeda Mursiego. Tymczasowym szefem państwa został prezes Sądu Konstytucyjnego Adli Mansur. Działania armii poparła opozycja i autorytety religijne. Na ulicach egipskich miast dochodzi do starć zwolenników byłego prezydenta z jego przeciwnikami.
Od czwartku Adli Mansur , dotąd prezes Sądu Konstytucyjnego, jest tymczasowym prezydentem Egiptu. Jego kandydaturę przedstawili wojskowi, którzy dzień wcześniej odsunęli od władzy dotychczasowego przywódcę państwa. 3 lipca o godzinie 19.00 czasu lokalnego poinformowali oni wywodzącego się z Bractwa Muzułmańskiego Mohammeda Mursiego, że nie jest już prezydentem. Oficjalnie ogłosił to w specjalnym wystąpieniu głównodowodzący armią generał Abdel Fatah al-Sisi. Wojskowi twierdzą, że zamachu stanu dokonali w trosce o państwo. Przekonują, że nasilająca się polaryzacja polityczna między islamistami a liberałami mogła przekształcić się w zbrojny konflikt.
Generałowie zawiesili konstytucję i zapowiedzieli, że przejściowo Egipt będzie miał rząd technokratyczny. Armia poinformowała także o przeprowadzeniu nowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Na wieść o odsunięciu Mursiego zgromadzeni na ulicach jego polityczni przeciwnicy nie ukrywali radości. Ruch armii poparli przedstawiciele opozycji, jaki również najwyżsi duchowni – wielki szejk meczetu Al-Azhar Ahmed al-Tajeb oraz biskup Tawros, głowa Kościoła koptyjskiego.
Ostateczny upadek prezydenta Mursiego rozpoczął się 30 czerwca, gdy na ulicach egipskich miast pojawiły się wielotysięczne rzesze jego przeciwników. Następnego dnia wojskowi przedstawili mu ultimatum. Miał 48 godzin na podjęcie działań na rzecz rozładowania napięcia w kraju. Mursi odrzucił żądania, twierdząc, że nie ulegnie naciskom wewnętrznym ani zagranicy i gotowy jest umrzeć. Wczoraj oświadczył na Facebooku, że nie przyjmuje oświadczenia armii. Ponadto stwierdził, że miał miejsce zamach stanu. Podobnego zdania są jego zwolennicy. Oficjalnie nie wiadomo, gdzie w tej chwili przebywa. Według jednego z jego doradców prezydent jest przetrzymywany przez wojsko.
W nocy egipskie służby bezpieczeństwa zatrzymały czołowych działaczy Bractwa Muzułmańskiego oraz islamistycznej Partii Wolności i Sprawiedliwości. Gazeta „Al-Ahram” podała, że władze wydały nakazy aresztowania trzystu ich członków. Oficjalna agencja prasowa MENA poinformowała, że policja prowadziła działania zmierzające do zatrzymania tych „członków Bractwa Muzułmańskiego, którym zarzucono podżeganie do przemocy i zakłócanie bezpieczeństwa i porządku". Aresztowano między innymi lidera tego ugrupowania Mohammeda Badi oraz byłego przewodniczącego parlamentu – przywódcę PWiS Mohammeda Saad el-Katatniego. Według MENA czołowi islamiści trafili do tego samego kairskiego więzienia, w którym przebywa były prezydent kraju Hosni Mubarak.
Związane z egipskimi islamistami stacje telewizyjne Al-Hafiz, Al-Nas i Egypt25 przerwały nadawanie. Siły bezpieczeństwa wkroczyły także do siedziby katarskiej telewizji Al-Dżazira, gdzie zatrzymano pięć osób, z których cztery potem zwolniono. Władze Kataru uznawane są za politycznego sojusznika odsuniętego prezydenta.
Na ulicach egipskich miast pojawili się żołnierze, czołgi i inne pojazdy pancerne. Armia zadeklarowała, że będzie chronić obywateli i przeciwstawi się krwawym starciom. Mursi zaś zaapelował na Facebooku do rodaków, by powstrzymali rozlew krwi. Mimo tego wezwania w kilku miejscowościach doszło do krwawych starć zwolenników byłego prezydenta z jego oponentami i policją. Od wczoraj zginęło 14 osób, a od rozpoczęcia w niedzielę wielkich antyprezydenckich demonstracji życie straciło już około 50, a setki odniosły rany.
Ani prezydent USA Barack Obama, ani Unia Europejska i ONZ nie uznały jednoznacznie działań armii za zamach stanu. Arabia Saudyjska już wczoraj przesłała gratulacje nowemu prezydentowi.
Źródła: PAP, BBC News, Reuters
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze