Hell week? Pestka! – mówi polsce-zbrojnej.pl Brandon Webb, były instruktor najbardziej elitarnej amerykańskiej jednostki specjalnej Navy Seals i autor książki „Czerwony krąg”. Jak wygląda „piekielny tydzień” w jego opowieści? – 5 dni bez snu, z minimalna ilością jedzenia, codziennie 2 mile pływania i 6 mil biegania. Brzmi przerażająco, ale proszę uwierzyć, to tylko niewinny początek.
Na zdjęciu Brandon Webb (po lewej) i Drago - Polak, który służył w Navy Seals. Razem przylecieli do Polski, aby między innymi nakręcić film o GROM-ie
Czym jest hell week? Dlaczego budzi taką grozę wśród żołnierzy?
To zabawne, bo hell week wcale nie jest tak straszne, jakby się mogło wydawać. Chyba nazwa tego treningu („piekielny tydzień”) jest po prostu bardzo medialna.... (śmiech). To pierwsza część szkolenia w procesie selekcji do Neavy Seals. Taki wstępny test na to, który z kandydatów się nadaje. Całe szkolenie podzielone jest na trzy fazy. Pierwsza faza sprawdza kondycję fizyczną. Druga – umiejętność nurkowania i działania pod wodą. W trzeciej sprawdzamy umiejętności walki na lądzie, czyli strzelanie, orientowanie się w terenie.
Hell week jest częścią pierwszej fazy. Trwa 5 dni. Kandydaci na Sealsów prawie nie śpią, codziennie pływają 2 mile, biegają około 6 mil trzymając nad głowami łodzie. Oni udowadniają nam, że się nadają, a my im, że potrafią więcej, że mogą pokonać swoje bariery, przekroczyć możliwości i te fizyczne i psychiczne.
Co czeka tych, którzy udowodnią, że potrafią?
Najtrudniejsza i najniebezpieczniejsza jest faza trzecia – walki na lądzie. Po wyczerpujących tygodniach ćwiczeń, kandydaci są wykończeni, ich koncentracja jest zdecydowanie mniejsza, trudno o trzeźwość myślenia. Ale właśnie w trzeciej fazie są one niezbędne. Zadania, które kandydaci do jednostki muszą wykonać są różne. Najtrudniejsza jest świadomość, że z każdej strony są atakowani, a każdy ich ruch jest obserwowany. Wiedzą, że jeśli źle położą palec na spuście, mogą odpaść. Wtedy wielu rezygnuje z dalszej selekcji. Tak trzeba – dla własnego bezpieczeństwa.
Ile osób kończy selekcję?
W mojej grupie na początku było 220 ochotników. Kurs przeszło 23. I to jest standardowy wynik.
Służyłeś w Sealsach 10 lat. Jak to się stało, że zmieniłeś system szkolenia snajperów w tej jednostce?
Miałem to szczęście, że ostatnie kilka lat pracowałem jako instruktor snajperów. Po drodze nadszedł XXI wiek i zmieniły się metody szkolenia. Zaczęliśmy inaczej przekazywać wiedzę. Wykorzystywałem metodę pozytywnego szkolenia. Owszem, mówiłem o błędach, ale też o tym, co żołnierze robili ok. Kiedy nowy snajper próbował robić kilka rzeczy naraz, zwykle żadna nie wychodziła mu dobrze. Mówiłem mu wtedy: teraz wystarczy, że zrobisz poprawnie dwie z tych rzeczy. Skup się tylko na nich. To metoda wielu olimpijczyków, a także trenera golfisty Tigera Woodsa. Chciałem też, by snajper umiał sobie poradzić w każdej sytuacji sam. Chodzi o to, że gdy na placu boju zostanie zupełnie sam, nie będzie miał wsparcia – przeżyje. Testowałem ich z każdej strony. Chciałem być pewnym, że zawsze sobie poradzą.
Wykorzystywałeś najnowsze technologie w treningach snajperskich?
Oczywiście! W końcu mamy XXI wiek! Wykorzystywałem specjalistyczne programy symulacyjne, aby żołnierze zrozumieli jak wygląda tor lotu pocisku np. podczas strzału na tysiąc metrów. W przeszłości było to trudne. Teraz nie ma z tym najmniejszego problemu. W zależności od potrzeb snajperzy mogą zobaczyć trajektorię lotu na określonej wysokości, w konkretnej temperaturze oraz kierunku i prędkości wiatru.
Brzmi jakbyś mówił o wykładach z fizyki lub matematyki!
Bo trochę to tak wygląda. Powtarzam mojemu małemu synowi, który mówi, że chce zostać snajperem, że musi się uczyć matematyki. Jej znajomość jest niezbędna w tej służbie.
Dlaczego?
Nawet jeśli strzelasz z bliskiego dystansu, powiedzmy 100 metrów, możesz chybić, bo źle określiłeś kierunek wiatru. Dlatego snajper zanim odda strzał, musi znać prędkość wiatru oraz kilka innych parametrów i szybko zrobić bardzo dokładne obliczenia. Uwzględnia w nich przeróżne siły: kierunek wiatru, jego prędkość, dopasowuje kąt strzelania. Dopiero po zrobieniu takich obliczeń strzela. Najlepiej celnie, ale jeśli się nie uda, ma tylko kilka sekund na korektę obliczeń i oddanie kolejnego strzału. Czy to nie są działania matematyczne? (śmiech)
Więc kandydat na snajpera musi być dobry z matematyki. Jakie jeszcze cechy powinien posiadać?
Inteligencję, cierpliwość. Musi być twardy psychicznie, umieć działać pod presją.
A propos psychiki, piszesz w swojej książce, że snajperzy to często ludzie zahartowani przez los już w dzieciństwie...
Tak, to z reguły nie są chłopcy rozpieszczeni przez rodziców. Ja wychowałem się nad oceanem. Mój ojciec, żebym nauczył się pływać, wypchnął mnie po prostu z łodzi prosto do wody. Nie było taryfy ulgowej.
Można urodzić się snajperem?
Nie. To doświadczenia życiowe kierują cię na tę drogę, no i cechy charakteru. Ale z tym też rożnie bywa. Wśród snajperów krąży taki żart: Cierpliwość to cecha snajpera, ale i spowiednika. Przyznacie jednak, że to zupełnie inne zawody.
autor zdjęć: EK, US Navy
komentarze