To był najpoważniejszy od 11 września 2001 roku zamach bombowy w USA. Nieznani sprawcy odpali dwa ładunki tuż przed metą bostońskiego maratonu. Zginęły trzy osoby, rannych jest ponad 140. – Na świecie liczono się z kolejnymi aktami, ale wiele osób było przekonanych, że nie dotkną one imprez sportowych – mówią eksperci.
Jak podaje Reuters, ładunki zostały wypełnione prochem dymnym. – Wybuch był duży, ale liczbę ofiar uznać należy za stosunkowo niewielką – podkreśla Grzegorz Cieślak z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. – Albo ładunki zostały wadliwie skonstruowane, albo też głównym celem zamachowców było nie tyle zabicie jak największej liczby osób, co wprowadzenie chaosu, zasianie strachu – dodaje.
Wciąż nie wiadomo kto stoi za zamachami. Śledztwo prowadzi FBI, a zaangażowane w nie są służby na szczeblu lokalnym, stanowym i krajowym.
Według Krzysztofa Liedela z BBN sposób przeprowadzenia ataku mógłby wskazywać na terrorystów wewnętrznych, którzy wywodzą się z grup skrajnej prawicy. – Za trzy dni przypada kolejna rocznica zamachu na biuro władz federalnych w Oklahoma City. Dokonał go Timothy Mc Veigh. Zginęło wówczas 168 osób – mówi Cieślak. – Trzeba jednocześnie pamiętać, że pewnej grupie osób w USA nie podoba się polityka prezydenta Obamy, zmierzająca do ograniczenia prawa do posiadania broni – dodaje.
Jednak na razie to tylko spekulacje. Na tym etapie, jak podkreślają eksperci, nie można wykluczyć żadnego scenariusza. Za zamachem równie dobrze mogli stać terroryści związani ze światowym dżihadem, skrajnie prawicowa grupa lub samotny ekstremista.
Czy bostoński zamach oznacza, że polityka walki z terroryzmem przyniosła fiasko? – Myślę, że nie. Po 11 września amerykańskim służbom udało się udaremnić kilkadziesiąt zamachów. Ale żadne państwo nie może dać społeczeństwu stuprocentowej gwarancji ochrony – podkreśla Liedel. Jego zdaniem poniedziałkowy atak obalił pewien mit, którym żyła międzynarodowa społeczność. – Po zamachach z 2001 roku liczono się z możliwością kolejnych aktów terroru. Większość osób była jednak przekonana, że nie dotkną one imprez sportowych – wyjaśnia Liedel. Podkreśla, że takiemu przeświadczeniu przeczyły fakty. – Przecież Rajd Dakar zmieniał trasę właśnie w związku z tego typu zagrożeniem, amerykańskie służby zaś udaremniły zamach podczas jednego ze spotkań futbolu amerykańskiego. Ale dopiero zdarzenia z Bostonu pokazały szczególnie dobitnie, że wiele osób żyło złudzeniami – dodaje.
Zamach w Bostonie postawił na nogi służby specjalne nie tylko w USA, ale także w krajach z nimi zaprzyjaźnionych. Eksperci są zgodni: jeśli za atakami stali terroryści islamscy, mogą się one powtarzać nie tylko w Stanach.
– Im częściej będziemy słyszeć, że tamtejszym służbom udało się udaremnić zamach, tym większe jest prawdopodobieństwo, że terroryści następnym razem mogą uderzyć zupełnie gdzie indziej, w państwach drugiego planu – uważa Cieślak. Ekspert podkreśla, że taka prawidłowość dotyczy też samych Stanów Zjednoczonych. – Dlaczego do zamachu doszło właśnie w Bostonie? Bo w Waszyngtonie czy Nowym Jorku terrorystom byłoby o wiele trudniej – podsumowuje.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze