Zaplanowana na dekadę budowa kompleksowego, przeciwrakietowego i przeciwlotniczego systemu obrony naszego kraju musi mieć pewne i stabilne finansowanie. Wpisanie do ustawy, ile procent budżetu MON będzie co roku przeznaczane na „tarczę”, gwarantuje, że polityczne zawirowania nie zatrzymają całego programu – pisze Krzysztof Wilewski, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
Program modernizacji narodowego systemu obrony przeciwlotniczej, który w stosunku do obecnych jego możliwości ma być rozbudowany o komponenty przeciwrakietowe, zaplanowany jest na lata 2014–2023 plus. Czemu plus? Bo nie wiadomo, czy uda się go przez dziesięć lat zrealizować w całości.
Choć nie znamy dokładnego terminu jego finalizacji, już teraz jest pewne, że będzie to najdroższy program modernizacyjny w historii polskiej armii. Jego wstępne i bardzo szacunkowe widełki mówią nie o miliardach, a o dziesiątkach miliardów złotych. Dwóch, może trzech dziesiątkach miliardów.
Żeby uświadomić sobie jakiego rzędu jest to kwota, najlepiej spojrzeć na tegoroczny i ubiegłoroczny budżet państwa. W 2012 rok deficyt wyniósł 31 miliardów złotych. W tym roku – jak założono – będzie to około 35 miliardów złotych.
Przyjęta przez Sejm nowelizacja ustawy o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych RP, którą w piątek podpisał Prezydent Bronisław Komorowski, w przeciwieństwie do jej oryginału z 2001 roku, nie gwarantuje armii, iż otrzyma ona z budżetu więcej pieniędzy. Ona podtrzymuje to, co przyniosła wspomniana ustawa z 2001 roku, czyli obostrzenie, że wojskowy budżet musi wynosić nie mniej niż 1,95 procent produktu krajowego brutto.
Zmienia się za to swoboda MON w dysponowaniu przyznanymi mu środkami. Ustawa narzuca bowiem resortowi, że coroczny wzrost nakładów na siły zbrojne musi być przeznaczony na finansowanie programu obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Ustawa mówi również, że suma ta nie może być mniejsza niż 20 procent tego, co idzie w danym roku na modernizację techniczną.
O jakich kwotach mówimy? W zależności od tego, czy słuchamy pesymistów, wieszczących niewielki, 2–3 procentowy wzrost PKB w najbliższych latach, czy optymistów, liczących na powrót do 4–5 procent, MON będzie mógł przeznaczyć na „tarczę” od 16 do 28 miliardów złotych.
Fakt, iż wspomniana nowelizacja została przyjęta przez Sejm przy 410 głosach „za” i jedynie dwudziestu przeciwnych, pokazuje, że posłowie, podobnie jak w 2001 roku, potrafili dla dobra naszej armii schować do kieszeni różnice światopoglądowe.
Ustawa nie jest cudownym źródłem pieniędzy na program obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, ale cerberem. Przede wszystkim dla MON, aby ktokolwiek, kto będzie przez najbliższe lata jego szefem, nieważne z jakiej partii politycznej, nie mógł nagle pieniędzy z „tarczy” przesunąć na „ważniejsze” projekty. To także smycz na posłów. Jeśli obetną budżet obronny, to ustawa gwarantuje, że dwadzieścia procent wszystkiego, co idzie na modernizację, i każda złotówka, o którą przez dekadę zwiększy się budżetowa przedziałka dla armii, pójdą na budowę systemu mającego chronić nasze niebo.
Oczywiście jestem przekonany, że zarówno każdy z przyszłych ministrów obrony narodowej, jak i Panowie i Panie z Wiejskiej, nie wpadną na pomysł nagłego zakończenia wielomiliardowego, strategicznie ważnego programu budowy narodowego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Ale na wszelki wypadek, gdyby komuś… coś…. Cerber w postaci ustawy na pewno się przyda.
komentarze