Sprawa ostrzału afgańskiej wioski Nangar Khel wróciła na wokandę. Dziś przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie stanęło czterech żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną i ostrzelanie niebronionego obiektu cywilnego. Proces ze względów proceduralnych został odroczony do stycznia.
Prowadzący sprawę sędzia uznał, że plut. rez. Tomasz Borysiewicz i chor. Andrzej Osiecki nie mogą mieć tych samych obrońców, bo to może rodzić konflikt interesów. Zapowiedział więc, że zwróci się do prezesa Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie o wyznaczenie pierwszemu z nich adwokata z urzędu. A ten musi mieć czas na zapoznanie się z aktami. Dlatego dziś proces został odroczony do stycznia przyszłego roku.
Początki sprawy Nangar Khel sięgają 16 sierpnia 2007 r. Wówczas to pociski z moździerza i karabinu maszynowego wystrzelone przez polskich żołnierzy spadły na afgańską wioskę. Na miejscu zginęło sześć osób, dwie kolejne zmarły w szpitalu. Kilka miesięcy później, już w Polsce, na polecenie prokuratury zostało zatrzymanych siedmiu żołnierzy z 6 Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Sześciu zostało oskarżonych o zbrodnię wojenną. Siódmy o ostrzelanie niebronionego obiektu cywilnego. Za pierwsze z przestępstw grozi dożywocie, za drugie – 25 lat więzienia. Żołnierze nie przyznali się do winy. Twierdzili, że doszło do wypadku. W rzeczywistości celem ostrzału była nie wioska, lecz położone na okolicznych wzgórzach stanowiska rebeliantów.
Proces w tej sprawie toczył się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. 1 czerwca 2011 r. żołnierze zostali uniewinnieni. Sąd uznał, że zebrany przez prokuraturę materiał dowodowy zawiera braki na tyle istotne, że niemożliwe jest przypisanie komukolwiek winy za incydent. Prokuratura odwołała się od wyroku. W marcu tego roku Sąd Najwyższy ostatecznie oczyścił z zarzutów dwóch szeregowych, którzy obsługiwali moździerz, oraz kpt. Olgierda C., dowódcę zespołu bojowego z bazy Wazi Khwa, który miał wydać rozkaz ostrzału wioski. Sprawy pozostałych czterech żołnierzy zwrócił jednak do ponownego rozpatrzenia. Wojskowy Sąd Okręgowy ma rozstrzygnąć, czy wioska nie została jednak ostrzelana celowo na skutek samowolnej decyzji oskarżonych, którzy pojechali na akcję.
Na ławie oskarżonych, oprócz Borysiewicza i Osieckiego, zasiadają jeszcze dowódca plutonu ppor. Łukasz Bywalec oraz st. szer. Damian Ligocki, który obsługiwał karabin maszynowy. – Sąd ma raz jeszcze przesłuchać niektórych świadków – tłumaczy Andrzej Reichelt, obrońca Borysiewicza i Osieckiego. Podczas poprzedniego procesu obrońcy wnioskowali o przeprowadzenie wizji lokalnej w Afganistanie. Wniosek został przez sąd odrzucony. Adwokaci raczej go nie powtórzą. – Zastanowimy się nad tym. Ale w tej chwili trudno będzie przeprowadzić rekonstrukcję wydarzeń. Nie do końca nawet wiadomo, pod czyją kontrolą tak naprawdę znajduje się prowincja, w której doszło do incydentu – przekonuje Reichelt. Prawnik nie chce spekulować na temat przyszłych rozstrzygnięć. – Trudno mi jednak przypuszczać, aby prokuratura zdołała udowodnić winę naszych klientów – podsumowuje.
autor zdjęć: Ewa Korsak
komentarze