700 żołnierzy z ośmiu państw NATO, a do tego rzesze pasjonatów w replikach mundurów z czasów II wojny światowej, desantowało się w okolicach holenderskiego Arnhem. Był to hołd oddany spadochroniarzom, którzy 80 lat wcześniej wzięli udział w największej operacji powietrznodesantowej II wojny światowej – „Market Garden”. Kluczowe role odegrali w niej Polacy.
– Dlaczego to robię? To bardzo emocjonalna, osobista historia. Z jednej strony, wszyscy tutaj oddajemy hołd żołnierzom 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, chłopakom, którzy poświęcili tak wiele, by walczyć o wolność. Z drugiej, panująca w Driel atmosfera działa niczym magnes. Kiedy przechadzasz się po lądowisku w polskim mundurze i przyciągasz spojrzenia ludzi, przez chwilę czujesz się jak bohater. Wiem, że to może snobizm, odcinanie kuponów od czyjejś sławy, ale... w takiej chwili naprawdę człowieka rozpiera duma – przyznaje Maciej Grochowski, spadochroniarz z grupy Pathfinder Poland, który przyjechał do Driel, by wziąć udział w obchodach 80. rocznicy operacji „Market Garden”. I tak jak setki innych spadochroniarzy oddał skok upamiętniający bohaterów sprzed lat.
Grochowski wyskoczył z pokładu oryginalnego samolotu Dakota, który osiem dekad temu przerzucał do Holandii alianckich żołnierzy. W niedzielę maszyna pojawiła się nad Driel trzykrotnie, a z jej pokładu wyskoczyło kilkudziesięciu skoczków. Wśród nich było 34 Polaków, ale też Amerykanie, Brytyjczycy, Belgowie, Holendrzy czy Australijczycy. – Wśród nas znalazł się nawet mieszkający w Kanadzie Gurkha, który... miał na sobie mundur 1 SBS – wspomina Grochowski. – W końcu niedziela to był nasz, polski dzień... – dodaje. Skok odbył się dokładnie w miejscu, gdzie we wrześniu 1944 roku desantowały się główne siły brygady dowodzonej przez gen. Stanisława Sosabowskiego.
80 lat później Grochowski i jego koledzy mieli na sobie repliki historycznych mundurów. Tak jak ich poprzednicy skakali z okrągłymi spadochronami – wiernymi kopiami tych z czasów II wojny światowej. – Z Dakoty wyskakuje się bocznymi drzwiami. Skoczek jest połączony z pokładem za pomocą statycznej linki. Kiedy już znajdzie się poza samolotem, szarpnięcie otwiera spadochron – opisuje Mateusz Mroz, kolejny pasjonat, który wziął udział w rocznicowym desancie. Wrażenie, jak zgodnie przyznają spadochroniarze, jest niesamowite. – Strumień powietrza wytworzony przez silnik samolotu dosłownie wyrzuca człowieka do tyłu. Przez dłuższą chwilę leci się poziomo, w kierunku przeciwnym do samolotu. A tuż obok w podobny sposób przemieszczają się inni skoczkowie – opowiada Grochowski. Dopiero po kilku dobrych sekundach, spadochroniarz zostaje „uchwycony” przez grawitację i zaczyna przemieszczać się ku ziemi. – W powietrzu jest ciasno, łatwo na kogoś wpaść, dlatego nierzadko trzeba krzyczeć do partnerów, by mieli się na baczności. Zwłaszcza że okrągły spadochron opada bardzo szybko. 100 m nad ziemią należy bezwzględnie zwrócić się w kierunku przeciwnym do wiatru, bo tylko w ten sposób można nieco wyhamować. A i tak człowiek ląduje przy prędkości 5 m/s. W takich warunkach łatwo o kontuzję, a poziom adrenaliny jest naprawdę wysoki – zaznacza Grochowski.
Film: Pathfinder Poland
Przy okazji uroczystości w Driel Mroz doświadczył takich emocji dwukrotnie. Z pokładu Dakoty wyskoczył również kilka dni wcześniej, tyle że w Overasselt nieopodal Grave. Tam właśnie podczas „Market Garden” desantowali się Amerykanie i drugi rzut brygady gen. Sosabowskiego. – Razem ze mną skakało 48 spadochroniarzy, w tym sześciu Polaków. Miało być nas więcej, ale ostatni wylot z powodu pogody został odwołany. Wiał silny wiatr. Ja sam wylądowałem poza strefą zrzutu, na jednej z ulic pobliskiego miasteczka – przyznaje. Dla Mroza uroczystości miały wymiar szczególny także ze względu na powiązania rodzinne. W czasie II wojny światowej pod Arnhem desantował się jego dziadek. On sam zaczął skakać ze spadochronem właśnie po to, by oddać mu cześć i choć w drobnej części poczuć to, co on wtedy. – Takie skoki to zawsze dla mnie ogromne przeżycie. Tyle że tam na górze staram się o tym nie myśleć. Koncentruję się na tym, by nie zrobić błędu – mówi Mroz – Jednak na cmentarzu wojennym w Arnhem-Oosterbeek nie raz zdarzyło mi się uronić łzę...
Tymczasem podczas rocznicowych uroczystości skakali nie tylko pasjonaci historii. W sobotę nad wrzosowiskami Ginkelse w Ede desantowało się 700 żołnierzy z ośmiu państw NATO. Używali przy tym swojego etatowego wyposażenia oraz samolotów, z których korzystają na co dzień. Wśród uczestników tzw. memory jump znaleźli się żołnierze 6 Brygady Powietrznodesantowej w Krakowie. Jednostka nosi imię gen. Sosabowskiego. Dla Polaków udział w uroczystościach stanowił zwieńczenie ćwiczeń „Falcon Leap”, w których wzięły udział pododdziały z 12 państw NATO.
Okrągła rocznica „Market Garden” uczczona została także na ziemi. W weekend na uroczystościach w Driel pojawili się m.in. ostatni żyjący weterani operacji, przedstawiciele niderlandzkiej rodziny królewskiej, premier Holandii Dick Schoof czy amerykański gen. Christopher Cavoli, głównodowodzący sił NATO w Europie. W okolicznościowych przemówieniach znalazło się sporo odniesień do współczesności. – Dramatyczne wydarzenia ostatnich lat, których doświadczamy w Europie, pokazały, że sojusznicy trzymają się razem. A po to właśnie są sojusze. Musimy trzymać się razem i budować więzy oparte na historycznych wydarzeniach – mówił gen. Cavoli. Z kolei premier Schoof w swoim przemówieniu odwołał się m.in. do dziedzictwa żołnierzy gen. Sosabowskiego. – Ich przykład traktujemy dziś jak swoistą misję. Przesłanie, by stanąć tu i teraz w obronie wolności i wartości, o które z takim oddaniem i determinacją walczono 80 lat temu – podkreślał.
Polskie władze reprezentował w Driel Lech Parell, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Jak wyjaśniał, do Holandii miał przyjechać premier Donald Tusk, ale w Polsce zatrzymał go kryzys związany z powodzią na południu kraju. Parell odczytał przemówienie, które szef rządu miał wygłosić. „To, co się działo tu 21 września 1944 roku przeszło w Polsce do legendy. Pod osobistym dowództwem generała Sosabowskiego polscy spadochroniarze wylądowali w okolicach Driel, gdzie utworzyli przyczółek, którego zażarcie bronili przez cztery długie dni, ponosząc duże straty. Dzisiaj Polska oddaje cześć żołnierzom walczącym za wolność waszą i naszą. Czyn zbrojny brygady spadochronowej stał się symbolem poświęcenia i męstwa polskiego żołnierza w czasie II wojny światowej, podobnie jak obrona Westerplatte w 1939 roku czy zdobycie Monte Cassino w roku 1944” – napisał Tusk.
„Market Garden” to największa operacja powietrznodesantowa II wojny światowej. Wzięło w niej udział 85 tys. żołnierzy z Wielkiej Brytanii, USA, Kanady i Polski (1 Samodzielna Brygada Spadochronowa pod dowództwem gen. Stanisława Sosabowskiego). Głównym celem aliantów było uchwycenie kluczowych mostów na Renie, Waal i Mozeli, zanim Niemcy zdołają je wysadzić, obejście od północy silnie ufortyfikowanej linii Zygfryda, wreszcie zajęcie Zagłębia Ruhry – przemysłowego serca III Rzeszy. Realizacja tego planu miała znacząco przyspieszyć koniec wojny. Operacja przeprowadzona we wrześniu 1944 roku zakończyła się jednak niepowodzeniem. Alianci nie zdołali zająć kluczowego mostu w Arnhem, a Niemcom ostatecznie udało się odeprzeć uderzenie.
autor zdjęć: S. Brzezina, D.Cisło, Maciej Grochowski, UDSKiOR
komentarze