Ponad 600 żołnierzy z 13 państw – członków NATO i krajów partnerskich – zameldowało się 12 września 1994 roku na poligonie w Biedrusku pod Poznaniem. Rozpoczynały się „Cooperative Bridge” (most współpracy), czyli pierwsze wspólne ćwiczenia wojskowe żołnierzy Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz państw, które przystąpiły do programu „Partnerstwo dla pokoju”.
W poczekalni do NATO
W 1991 roku zostały rozwiązane struktury Układu Warszawskiego, do którego należały siły zbrojne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, a potem Rzeczypospolitej Polskiej. Jesienią 1993 roku prezydent Lech Wałęsa w liście do sekretarza generalnego NATO Manfreda Wörnera zaznaczył, że jednym z priorytetów Polski jest członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. W styczniu 1994 roku na szczycie w Brukseli państwom Europy Środkowej i Wschodniej przedstawiono propozycję współpracy w ramach programu „Partnerstwo dla pokoju”. Niecały miesiąc później prezydenci państw Grupy Wyszehradzkiej (Czech, Słowacji, Węgier i Polski) zaakceptowali ją.
Program miał przygotować kraje byłego Układu Warszawskiego do wejścia do NATO, ułatwić im współpracę poprzez wspólne ćwiczenia oraz udział w operacjach pokojowych i humanitarnych. Dla kandydatów była to też okazja do przybliżenia standardów swoich sił zbrojnych do tych wyznaczonych przez Sojusz.
Po tej samej stronie
W pierwszych wspólnych ćwiczeniach w ramach programu wzięli udział wojskowi ze Stanów Zjednoczonych, z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Danii, Włoch, Holandii, Polski, Bułgarii, Czech, ze Słowacji, z Litwy, Rumunii i Ukrainy. Polskie wojsko wysłało do Biedruska, bo właśnie tam się one odbyły, około stu żołnierzy z kilku jednostek, głównie z 11 Dywizji Kawalerii Pancernej. „Takich ćwiczeń nie można było sobie nawet wyobrazić, mimo to w ramach transformacji Wojska Polskiego stały się faktem”, podkreślał w czasie rozpoczęcia manewrów gen. dyw. William Carter, dowódca 1 Dywizji Pancernej USA i jeden z dwóch głównodowodzących manewrami. Drugim dowódcą był gen. bryg. Zygmunt Sadowski, zastępca dowódcy i szef sztabu ówczesnego Śląskiego Okręgu Wojskowego.
„Ćwiczenia o kryptonimie »Cooperative Bridge ’94« obejmują szkolenie plutonów i kompanii z podstawowych zadań związanych z utrzymywaniem pokoju. Ich celem jest dzielenie się doświadczeniami dotyczącymi utrzymywania pokoju, wspólnego zrozumienia procedur operacyjnych i poprawy zdolności sił wojskowych NATO i partnerskich do współpracy w międzynarodowych operacjach pokojowych”, podało 12 września 1994 roku biuro prasowe NATO. Tyle oficjalna nota dotycząca bezprecedensowego wydarzenia, o którym donosiły światowe media.
Dziennikarka Jane Perlez w artykule w „New York Timesie” z 15 września 1994 roku tak opisała to wydarzenie: „setki żołnierzy […] będących do niedawna po przeciwnych stronach zimnej wojny zebrało się w tym tygodniu na terytorium Polski, by pierwszy raz przećwiczyć praktyczne procedury utrzymywania pokoju jako sojusznicy, a nie jako dawni wrogowie”.
Pokój w Rubblandii
Na potrzeby ćwiczeń sformowano międzynarodowy batalion, który podzielono na pięć kompanii pod dowództwem: niemieckim, włoskim, brytyjskim, amerykańskim i polskim. Wymieszano je narodowościowo, co miało ułatwić nawiązywanie znajomości pomiędzy przedstawicielami różnych armii. Zgodnie ze scenariuszem manewrów wojska sprzymierzone musiały zapewnić pokój fikcyjnej Republice Rubblandii otoczonej wrogimi państwami – Hinlandią i Gothlandią. Dodatkowo w Rubblandii narastały wewnętrzne spory na tle religijnym.
Przez pięć dni żołnierze ćwiczyli budowanie check pointów i posterunków obserwacyjnych, prowadzenie patroli pieszych i kołowych, eskortowanie konwojów, ochronę VIP-ów, udzielanie pomocy rannym czy radzenie sobie z uchodźcami. Ponadto na strzelnicy zapoznawali się z bronią swoich kolegów. Amerykanie strzelali np. z polskich kbk AK, a Polacy z amerykańskich M16. „W nieodległym od strzelnicy centrum dowodzenia, tak jak na prawdziwej wojnie, sztabowcy oznaczają pozycje pododdziałów. Na mapie Rubblandii niebieską linią oznaczone są strefy patroli, punkty lądowania śmigłowców, miejsca, gdzie przeprawia się przez jezioro uchodźców”, opisywał ćwiczenia dziennikarz poznańskiej „Gazety Wyborczej” 19 września 1994 roku w tekście „Bundeswehra pod Poznaniem”.
Manewry były zresztą szeroko relacjonowane przez 500 dziennikarzy, w tym wielu zagranicznych. „Atlantyckie ćwiczenia na polskiej ziemi”, „Jak dobrzy koledzy”, „Milowy krok”, „Uczymy się siebie” – tak brzmiały tytuły artykułów na ten temat z „Polski Zbrojnej”, której nie mogło zabraknąć na takim wydarzeniu.
Żołnierzy poznawali nawzajem swoją broń, wyposażenie i uzbrojenie, oglądali czołgi, wozy bojowe i śmigłowce. „Teraz przychodzi czas, aby przełamać pewne schematy, pewne zahamowania, kolegów z innych armii można poznać jako normalnych ludzi, podobnie reagujących na podobne sytuacje. Myślę, że takie spotkania prowadzą do lepszego zrozumienia, a tym samym do lepszych kontaktów na płaszczyźnie wojskowej”, mówił w materiale Polskiej Kroniki Filmowej z 28 września 1994 roku anonimowy polski żołnierz.
Z kolei, jak pisała Jane Perlez, amerykański sierż. Timothy Britt, patrząc na polski pluton, stwierdził: „Są bardziej zdyscyplinowani, niż myślałem. Mówiąc wprost, cieszę się, że są teraz naszymi przyjaciółmi. Nie chciałbym się im sprzeciwiać”.
Przepustka dla Polaków
Wśród ćwiczących byli także Polacy od lat zamieszkujący poza granicami kraju. Jak donosiła „Gazeta Wyborcza”, amerykańscy oficerowie Ryszard Wojewoda i Lech Lityński byli zachwyceni nie tylko spotkaniem ze starą ojczyzną, lecz także warunkami na poligonie. „Kilka miesięcy temu była tu inspekcja z NATO i oficerowie twierdzili, że chyba nie da się przeprowadzić ćwiczeń w takich złych warunkach”, mówił jeden z nich. „My takie ćwiczenia przygotowujemy przez rok. Wy zrobiliście to w dwa miesiące”, opisywał wrażenia żołnierzy dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Likwidacji uprzedzeń pomagało też wspólne mieszkanie i posiłki, m.in. w barze „Kuźnia” naprzeciw bramy garnizonu.
„Podejrzewam, że jest to początek, wstęp do naszej drogi do NATO, »Partnerstwo dla pokoju« jest taką przepustką dla nas”, skonstatował jeden z polskich żołnierzy w relacji Polskiej Kroniki Filmowej. O znaczeniu manewrów mówił podczas ich otwarcia premier Waldemar Pawlak, podkreślając, że mają one bardzo duży wydźwięk międzynarodowy, istotny ze względu na współpracę państw na rzecz zapobiegania konfliktom.
„Przedsięwzięcie to jest wyrazem nowego myślenia o sprawach europejskiego bezpieczeństwa. Po raz pierwszy armie państw, które do niedawna, wolą Jałty, należały do przeciwstawnych sobie bloków polityczno-militarnych, spotkały się na wspólnych ćwiczeniach”, stwierdził podczas odwiedzin na poligonie prezydent Lech Wałęsa. Jak dodał, ćwiczenia pokazały, że współdziałanie naszych armii jest możliwe i że mimo różnic w uzbrojeniu i technice wojskowej żołnierze dobrze się rozumieją. Niespełna pięć lat później Polska była w NATO.
Komentarz: Tomasz Szulejko
Udział w ćwiczeniach „Cooperative Bridge” był dla mnie czymś całkowicie nowym i przełomowym, ale też ważnym doświadczeniem. To był epokowy moment, po raz pierwszy mogliśmy z żołnierzami z krajów NATO spojrzeć sobie prosto w oczy, a nie przez lornetkę czy celownik. Okazało się, że bylibyśmy w stanie szybko się porozumieć. Rozmawialiśmy, czasem po angielsku, czasem we własnych językach, a często za pomocą gestów. Zobaczyłem, że mimo różnic jesteśmy tacy sami, wszyscy myślimy i czujemy podobnie, po żołniersku. Te ćwiczenia były rzeczywiście mostem między nami i innymi żołnierzami. Zrozumiałem, co znaczy interoperacyjność, czyli że możemy się różnić, ale szybko wypracujemy sposób komunikacji i wspólne procedury. Niezwykle ciekawe było poznanie innych typów broni, sprzętu do łączności, przedmiotów wyposażenia i oporządzenia. To wydarzenie zapoczątkowało nasz marsz do NATO. Poczułem, że jeśli pojawią się decyzje polityczne, w jakiejś perspektywie naprawdę będziemy żołnierzami NATO, najsilniejszego sojuszu na świecie. I tak się stało.
Płk rez. Tomasz Szulejko, były rzecznik prasowy Sztabu Generalnego WP, podczas „Cooperative Bridge ’94” był oficerem łącznikowym.
autor zdjęć: arch. WIW, Wojciech Stein / PAP
komentarze