Rosyjska machina informacyjno-propagandowa jest jednym z najbardziej istotnych narzędzi wykorzystywanych w wojnie z Ukrainą, w relacjach z Zachodem, a nawet wobec sojuszników Moskwy. Ma także kluczowe znaczenie dla kontrolowania nastrojów własnego społeczeństwa. Dlaczego Rosjanin np. z Tuwy, ba, z podmoskiewskiej Kaługi wierzy, że w Kijowie rządzi junta, a ukraińscy żołnierze krzyżują dzieci? Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w wielu źródłach, ale on sam miałby jedną: „Bo tak mówią w telewizji”.
Rosyjska przestrzeń informacyjna pozostaje światem bardzo specyficznym, wobec czego pewne zjawiska, które tam zachodzą, mają swój nietypowy charakter trudny do porównania z innymi. Aż chciałoby się przytoczyć popularne słowa rosyjskiej propagandy: „nieposiadający odpowiedników na całym świecie” (ros. „nie imiejet analogow w mirie” – fraza często używana przez rosyjską propagandę w odniesieniu do rzekomo unikatowych rozwiązań technologicznych, zwłaszcza wojskowych, jakie mają zapewnić Rosji przewagę nad przeciwnikami). Ale co najważniejsze, rosyjską przestrzeń informacyjną wyróżnia hermetyczność i bezalternatywność przekazu. Poza oficjalnymi, czyli państwowymi, inne ośrodki informacyjne właściwie nie istnieją, a nawet jeśli są i przejawiają jakąś aktywność, to i tak pozostają pod kontrolą władz i służb specjalnych.
W efekcie takiej polityki oraz wielu innych uwarunkowań – także historycznych i społecznych – rosyjskie społeczeństwo jest wręcz całkowicie podatne na przekaz z państwowych kanałów. Co więcej, przeciętny użytkownik mediów (także społecznościowych) nie ma potrzeby poszukiwania alternatywnych źródeł informacji, a nawet jeśliby się z takimi zetknął – uzna je za wrogą wobec Federacji Rosyjskiej propagandę.
O juncie z Kijowa i krzyżowaniu dzieci
Nic zatem dziwnego, że przytłaczająca większość rosyjskiego społeczeństwa uwierzyła w zapewnienia prezydenta Władimira Putina i całego aparatu państwowego, że atak na Ukrainę nie jest wojną, lecz „operacją specjalną”, której celem jest w pierwszej kolejności „denazyfikacja” tego państwa. To jasne nawiązanie do motywu wielkiej wojny ojczyźnianej (1941–1945) z hitlerowskimi Niemcami i faszyzmem, którego nowym wcieleniem ma być współczesna Ukraina. Teza ta, jakkolwiek absurdalna, jest konsekwentnie przedstawiana przez rosyjskie media od 2014 roku i początku wojny w Donbasie, gdzie również – zdaniem Moskwy – nie doszło do rosyjskiej inwazji, lecz miała miejsce obrona „narodów Donbasu” przed brutalnym atakiem „kijowskiej junty wojskowej”. Ta z kolei miała zdobyć władzę w wyniku protestów na przełomie 2013 i 2014 roku (zorganizowanych i wspieranych przez kraje zachodnie).
W rosyjskich kanałach propagandowych mówi się więc o juncie z Kijowa, powstają „reportaże” o krzyżowaniu dzieci przez ukraińskich żołnierzy, tajnych laboratoriach, gdzie trwają prace nad bronią biologiczną, w internecie kolportuje się historię o niewolnikach rozdawanych Ukraińcom za udział w wojnie (sic!) itp. Te absurdy – momentami wręcz śmieszne – są przez przeciętnych Rosjan przyjmowane całkowicie bezkrytycznie.
Jednak wojna, czyli Rosja walczy o przetrwanie
Istotnym elementem rosyjskiego oficjalnego przekazu sprzed 24 lutego 2022 roku i pierwszych kilku tygodni wojny było budowanie i utrzymywanie przekonania o niezwyciężonej armii rosyjskiej, która w kilka dni (trzydniowa „operacja specjalna”) pokona Ukrainę i zakończy wojnę defiladą zwycięstwa w Kijowie. Realia okazały się zupełnie inne. Armia rosyjska w ciągu kilku dni zaczęła ponosić porażki i nie była w stanie prowadzić skutecznej ofensywy na żadnym z kierunków inwazji. Musiała więc wycofać się spod Kijowa, Czernihowa i Charkowa, a następnie skoncentrować na działaniach w Donbasie. Tu z pomocą przyszła propaganda, która na użytek własnego społeczeństwa wycofanie wojsk przedstawiła jako „gest dobrej woli” wobec Ukraińców. W rzeczywistości była to zaś strategiczna klęska planu inwazji Federacji Rosyjskiej i przejęcia kontroli nad Ukrainą (lub przynajmniej jej wschodnią częścią).
Wobec tego rosyjski aparat propagandowy był zmuszony znaleźć odpowiedź na jeszcze bardziej niewygodne pytanie: dlaczego rosyjska armia, rzekomo tak świetnie uzbrojona i przygotowana do działań, ponosi porażki w wojnie ze słabszą teoretycznie Ukrainą i nie jest w stanie odnieść zwycięstwa? Wyjaśnienie okazało się tyleż oczywiste, co skuteczne, bo bazujące na znanych od dawna (jeszcze z czasów ZSRR) tezach. Otóż, winni są Zachód, NATO, a w szczególności Stany Zjednoczone, czyli główny przeciwnik ZSRR z czasów zimnej wojny.
Obwód doniecki, Ukraina, 23 stycznia 2024 r. Ukraińscy żołnierze jadą czołgiem na linię frontu w kierunku Bachmutu, gdzie nadal toczą się starcia między Rosją a Ukrainą.
Tym samym rosyjski aparat propagandowy płynnie przeszedł z narracji o „operacji specjalnej” do przekazu o wojnie o przetrwanie Rosji w starciu z całym światem zachodnim. Wkrótce okazało się, że co prawda ukraińska armia została pokonana już wiosną 2022 roku, lecz na jej miejsce pojawiły się oddziały najemników NATO przebranych w ukraińskie mundury. To oni od tamtej pory prowadzą wojnę mającą na celu zniszczenie wojskowe i gospodarcze Rosji oraz narzucenie jej zachodniego ustroju i zasad funkcjonowania. Zdecydowanie największą grozę budzą wzmianki o najemnikach z Polski. Nieoficjalnie mówi się o przypadkach, gdy sama informacja o pojawieniu się na danym odcinku frontu rzekomych „polskich żołnierzy fortuny”, uważanych za groźnych przeciwników, powodowała niepokój po stronie rosyjskiej. W ujęciu kremlowskiej propagandy Federacja Rosyjska walczy więc w obronie własnej suwerenności i podmiotowości państwa, bo nie zgadza się być krajem satelickim USA. Co więcej, mimo niesprzyjających okoliczności i ponoszonych strat (które uzasadniają mobilizację ogłoszoną jesienią 2022 roku) Rosja wygrywa i dokonanie „denazyfikacji i demilitaryzacji” Ukrainy jest tylko kwestią czasu.
Ten obraz świata przedstawiony powyżej jest niemal bezkrytycznie przyjmowany przez Rosjan – a przynajmniej nic nie wskazuje na to, by było inaczej. Według badań sondażowych poparcie dla polityki Władimira Putina i jego działań wobec Ukrainy nadal utrzymuje się na wysokim poziomie sięgającym 70%. Jeśli weźmie się pod uwagę brak jakichkolwiek poważniejszych protestów społecznych przeciwko wojnie i polityce Putina, to wyniki tych badań wypadałoby traktować jako prawdziwe. Wojna stała się dla przeciętnego Rosjanina czymś normalnym, zwykłym elementem życia i funkcjonowania państwa oraz społeczeństwa.
Bez szans na zmiany
Takie właśnie przesłanie znalazło się także w niedawnym wystąpieniu prezydenta Federacji Rosyjskiej na zjeździe partii Jedna Rosja. Wówczas to Putin otrzymał jednogłośnie nominację do startu w wyborach prezydenckich. Pomimo fasadowej demokracji, z jaką mamy do czynienia w Rosji, wybory są ważnym momentem. Stanowią bowiem potwierdzenie władzy urzędującego prezydenta, co jest istotnym argumentem dla Moskwy w jej relacjach międzynarodowych. I choć w krajach zachodnich rosyjska wersja demokracji budzi znaczne zastrzeżenia, to w wielu państwach Afryki, Bliskiego Wschodu czy Ameryki Południowej jest przyjmowana z dużo mniejszymi zastrzeżeniami (lub bez jakichkolwiek). Także dlatego Rosja dąży do budowania sojuszy z krajami tzw. globalnego Południa i tymi wszystkimi, które kontestują zachodnią (czytaj: amerykańską) wizję świata oraz relacji międzynarodowych. Nie dziwi zatem współpraca Moskwy z Teheranem czy Koreą Północną, aktywność w ramach grupy BRICS czy w Afryce. Warto o tym pamiętać, mając na uwadze także rosyjską działalność propagandową i dezinformacyjną. O ile w Polsce, w Europie czy USA może się ona wydawać nieskuteczna czy nawet śmieszna, o tyle poza naszym obszarem geopolitycznym reakcje są często zupełnie inne.
Wybory w Federacji Rosyjskiej zaplanowane na marzec 2024 roku są istotne jeszcze z jednego powodu – wpłyną niewątpliwie na sytuację na froncie. Do tego czasu strona rosyjska będzie dążyć do osiągnięcia jakichkolwiek sukcesów, które będzie można przedstawić jako zwycięstwa w „operacji specjalnej” przeciwko Ukrainie i NATO/USA, wspierających „kijowski reżim”. Zapewne przełoży się to na zwiększoną intensywność ostrzałów rakietowych terytorium Ukrainy. Nasilone będą także działania propagandowo-dezinformacyjne prowadzone przez siły prorosyjskie w krajach zachodnich. Są bowiem one obliczone głównie na zmniejszenie wsparcia politycznego (a co za tym idzie wojskowego i gospodarczego) dla Ukrainy.
autor zdjęć: Ignacio Marin / Anadolu/Abaca/East News
komentarze