Nie ma ucieczki od robotyzacji pola walki w każdej z domen operacyjnych. Armie na całym świecie zaczęły się poważnie przygotowywać do klasycznej, pełnowymiarowej wojny konwencjonalnej, a nie tylko do misji stabilizacyjnych i pokojowych. Firmy zbrojeniowe znacznie szybciej niż dotychczas wyciągają wnioski z konfliktów, które się toczą lub toczyły w ostatnim czasie. To najważniejsze refleksje z zakończonych niedawno londyńskich targów zbrojeniowych Defence and Security Equipment International. Druga co do wielkości impreza wystawiennicza w branży po raz kolejny udowodniła, że daje możliwość spojrzenia na problemy bezpieczeństwa i wyzwania modernizacji technicznej z właściwej perspektywy.
Tysiące produktów oferowanych przez firmy z globalnego rynku obronnego. Setki wybitnych branżowych specjalistów, z którymi zorganizowano dziesiątki konferencji, prelekcji i sympozjów. Światowe i europejskie premiery najnowszych rozwiązań militarnych. Zorganizowane z rozmachem tegoroczne targi Defence and Security Equipment International już za nami.
W tym roku do stolicy Wielkiej Brytanii przyjechało prawie 1600 wystawców z całego świata, by promować swoje produkty. Choć najwięcej było firm z Wysp Brytyjskich – Anglii, Szkocji, Walii oraz Irlandii – to drugą (liczebnie) reprezentację stanowiły przedsiębiorstwa ze Stanów Zjednoczonych. Było ich prawie dwieście. Dla porównania przypomnę, że powierzchnia wystawiennicza londyńskich targów była cztery razy większa niż ta, którą mieli do dyspozycji producenci na Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach.
Czy było coś ciekawego? To jedno z najczęstszych pytań, które słyszę od znajomych, gdy mówię, że właśnie (lub niedawno) wróciłem z MSPO, DSEI czy paryskich Eurosatory. O ile w przypadku Kielc zdarzało mi się kurtuazyjnie odpowiadać, że było „dość interesująco”, tak w przypadku londyńskich targów czy Eurosatory nigdy nie miałem poczucia niedosytu. Oczywiście fakt, że obie te imprezy odbywają się co dwa lata, sprawia, iż prezentujące się na nich firmy mają więcej do pokazania. W Kielcach niejednokrotnie miałem wrażenie, że widzę dany produkt właściwie taki sam, jak rok, dwa czy trzy lata temu.
Robotyzacja
Jeśli miałbym pokusić się o krótkie podsumowanie tego, co zaprezentowano w tym roku nad DSEI, zawarłbym to w trzech kluczowych wnioskach. Pierwszy – nie ma ucieczki od robotyzacji pola walki w każdej z domen operacyjnych. Drugi – armie na całym świecie zaczęły się poważnie przygotowywać do klasycznej, pełnowymiarowej wojny konwencjonalnej, a nie tylko do misji stabilizacyjnych i pokojowych. I trzecia refleksja – mniejsze i większe firmy zbrojeniowe znacznie szybciej niż dotychczas wyciągają wnioski ze współczesnych konfliktów.
Bojowy robot lądowy firmy Aselsan.
Jeśli chodzi o robotyzację, to na targach była ona widoczna szczególnie w dwóch obszarach. Lądowym – firmy prezentowały sporo autonomicznych, wielozadaniowych pojazdów, które mają wyręczać żołnierzy w niebezpiecznych zadaniach. Część to tylko koncepcje i demonstratory technologii, ale były też konstrukcje gotowe do produkcji albo rozwiązania już wdrożone do służby.
Co ważne, lądowe roboty nie ograniczają się tylko do małych, zwinnych wszędołazów. Na przykład firma Milrem Robotics promowała opracowany wspólnie z m.in. Rheinmetallem i Kongsbergiem autonomiczny czołg Type-X.
Drony
Oczywiście na targach w Londynie nie mogło zabraknąć różnego typu bezzałogowych statków powietrznych. Dobrze było widać obecne trendy w projektowaniu i rozwoju tych konstrukcji. Przede wszystkim dążenie do zwiększenia możliwości „lotnych” dronów. Dobrym tego przykładem jest hybrydowy Strix z firmy BAE System. To dość duża – jak na bezzałogowce – konstrukcja, która została tak zbudowana, aby mogła pionowo lądować, a potem, jak np. amerykańskie zmiennopłaty Osprey, latać tak jak samolot z zachowaniem wszystkich zalet tego typu przemieszczania się. Ponieważ na DSEI pokazywanych było kilka dronów typu VTOL – vertical take-off and landing – można stwierdzić, że konstruktorzy widzą duży potencjał w tego typu napędach.
Drugim trendem w konstruowaniu dronów jest ukierunkowanie ich na zadania logistyczne. Brytyjska firma MGI Engineering Ltd. pokazała na targach drona (także typu VTOL), który mógł zabrać podwieszony ładunek o wadze około 500 kg. To naprawdę imponujący wynik, tym bardziej że sam bezzałogowiec nie jest zbyt imponujących rozmiarów.
Trzecim kierunkiem rozwoju jest zwiększenie możliwości bojowych dronów. W Londynie zaprezentowano bardzo różne pomysły, od najprostszych – podwieszana i zrzucana na spadochronie bomba (albo wręcz pocisk moździerzowy) – aż po rozbudowane systemy walki, jak chociażby wymyślony przez fińskich specjalistów z firmy Insta dron z kierunkowym ładunkiem montowanym pod pokładem. Ładunek ten może być albo zrzucony i działać na ziemi niczym mina, albo eksplodować w powietrzu i razić odłamkami cel powierzchniowy (średnica pola rażenia odłamkami to 50 m).
Nie można też rzecz jasna pominąć w tym miejscu kilkunastu (jeśli nie kilkudziesięciu) rozwiązań typu amunicja krążąca, którą prezentowały w Londynie małe i duże firmy zbrojeniowe.
Większa siła rażenia, lepsza łączność
Wysyp amunicji krążącej jest kolejnym dowodem na to, że firmy zbrojeniowe znacznie szybciej niż dotychczas wyciągają wnioski ze współczesnych konfliktów. Tego typu broń jest wykorzystywana na wojnie w Ukrainie i dzięki temu możemy poznać tak jej zalety – sprawdzone na polu walki – jak i słabe strony. Przedsiębiorstwa produkujące amunicję krążącą wyciągają wnioski z tych lekcji – nie tylko ukraińskich, lecz także i rosyjskich – i starają się znaleźć panaceum. Zwiększają więc np. siłę rażenia dronów kamikadze, żeby na pewno zniszczyć trafiony cel, a nie tylko go uszkodzić, ulepszają systemy kierowania, aby nieprzyjaciel nie był w stanie zakłócić naszej łączności z bezzałogowcem.
Arktyczny wszędołaz firmy Polaris.
Doświadczenia płynące z wojny mają swoje odzwierciedlenie także w innych rozwiązaniach. Wiele firm prezentowało w Londynie rozwiązania, które mają zwiększyć odporność sieci łączności i dowodzenia na systemy walki radioelektronicznej. Aktywni byli również producenci broni antydronowej różnego typu – od elektronicznej po kinetyczną.
Gotowi do wojny
Te wszystkie wrażenia z wizyty na londyńskich targach układają się w jeden główny wniosek. Wyraźnie widać, że armie na całym świecie przestały myśleć w kategoriach „gotowości do misji stabilizacyjnych i pokojowych”, a zaczęły przygotowywać się do klasycznej wojny konwencjonalnej. Owszem, prezentowano pojazdy typu MRAP (jeden z podstawowych wozów na misjach), ale było ich kilka – w sumie może trzy, cztery. Kiedy byłem tutaj kilka lat temu, prawie każdy koncern zbrojeniowy chwalił się nimi w swojej ofercie. Dziś pewnie w katalogach produktów jeszcze są, ale już zdecydowanie na dalszych stronach.
Na DSEI ‘23 były za to promowane nowe bojowe wozy piechoty, nowe transportery opancerzone, nowe 155-milimetrowe armatohaubice, automatyczne moździerze, systemy przeciwlotnicze… Jednym słowem broń średnio przydatna na misji stabilizacyjnej, za to niezbędna podczas klasycznej wojny.
Gdy opuszczałem londyńskie targi, od razu wiedziałem, jak odpowiedzieć na pytanie: „czy było ciekawie?”. Defence and Security Equipment International po raz kolejny udowodniły mi, że jak w soczewce skupiają to wszystko, co w obronności dziś najważniejsze. Dają możliwość spojrzenia na problemy bezpieczeństwa i wyzwania modernizacji technicznej z najbardziej aktualnej dziś perspektywy.
autor zdjęć: Krzysztof Wilewski
komentarze