Nowy sprzęt i uzbrojenie oraz znacząca rozbudowa struktur: trzecia dekada XXI wieku upłynie pod znakiem modernizacji rodzimych wojsk rakietowych i artylerii, które nie tylko odzyskują zdolności bojowe utracone kilka dekad temu, ale także zdobywają takie, jakich nigdy nie miały.
Cztery pułki – 5 Pułk Artylerii w Sulechowie, 23 Pułk Artylerii w Bolesławcu, 14 Pułk Przeciwpancerny w Suwałkach oraz 18 Pułk Artylerii w Nowej Dębie, jedna brygada – 1 Mazurska Brygada Artylerii w Węgorzewie oraz Olecku, a także pododdziały wsparcia ogniowego w brygadach pancernych, zmotoryzowanych oraz zmechanizowanych. Rodzime wojska rakietowe i artylerii (WRiA) to zaraz po wojskach pancernych i zmechanizowanych drugi pod względem liczebności rodzaj wojsk lądowych.
Jeszcze dziesięć lat temu eksperci nie mieli wątpliwości, że polska artyleria, choć liczna, ma nie tylko ograniczone zdolności bojowe – nie posiadała wówczas żadnego systemu ogniowego umożliwiającego rażenie celów położonych dalej niż 30 km – lecz także przestarzałe uzbrojenie. Takie oceny nie dziwiły. W 2013 roku podstawowym systemem ogniowym WRiA była dysponująca maksymalną donośnością około 15 km 122-milimetrowa haubica samobieżna 2S1 Goździk – mieliśmy ich wówczas około 350. Nieco większy zasięg, ale również niedostateczny – bo wynoszący zaledwie 19–20 km – posiadało drugie pod względem liczebności działo w Siłach Zbrojnych RP, czyli 152-milimetrowa armatohaubica Dana.
Niewiele lepiej, zarówno jeśli chodzi o nowoczesność systemów ogniowych, jak i o ich zasięg, było w przypadku broni rakietowej. W 2013 mieliśmy w służbie jej trzy typy – WR-40 Langusta, BM-21 Grad oraz RM-70. Wprawdzie langusty to była broń stosunkowo nowa, bo wprowadzona do służby w 2008 roku. Niestety, ich konstrukcja bazowała na wysłużonych zestawach BM-21 Grad, więc zasięg ograniczał się do około 20 km. Dopiero w 2013 roku uruchomiono prace badawczo-rozwojowe nad amunicją Feniks, która zwiększała donośność langust dwukrotnie.
Zmiany tuż za rogiem
Zatem dekadę temu dość trudno było dyskutować z tezą, że polskie WRiA mocno odstają od wymagań ówczesnego pola walki. Jednak w 2013 roku zmiana jakościowa była już blisko. Miał pojawić się sprzęt o kryptonimach wziętych od czterech skorupiaków – Krab, czyli osadzona na podwoziu gąsienicowym 155-milimetrowa armatohaubica; Rak, czyli 120-milimetrowy automatyczny moździerz na podwoziu kołowym; Kryl, czyli 155-milimetrowa armatohaubica na podwoziu kołowym; oraz Homar, czyli wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa dalekiego zasięgu, umieszczona na podwoziu kołowym.
Choć programy dotyczące tego sprzętu uruchamiano w różnych latach, to przełom 2012 i 2013 roku był cezurą czasową. Wówczas bowiem wojsko przyjęło do testów (warunkowo ze względu na problemy z podwoziami) osiem krabów, które dysponowały zasięgiem około 40 km. Czekało również na oddanie do testowania dwóch zamówionych w 2009 roku prototypowych raków.
Sprawa Kryla była nieco bardziej skomplikowana. Miał powstać w wyniku prac badawczo-rozwojowych sfinansowanych przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, więc wojsko na przełomie 2012 i 2013 roku musiało cierpliwie czekać na ich zakończenie, aby podjąć decyzję o ewentualnym zakupie. Jak pokazał czas, terminu ich zakończenia wyznaczonego na 2015 rok nie udało się dotrzymać, a później program został odsunięty na boczny tor ze względu na inne wydatki obronne.
W przypadku homarów przełom 2012 i 2013 roku był o tyle istotny, że w grudniu 2012 roku, po trwających w nieskończoność analizach, zdecydowano o wpisaniu tego programu do „Planu modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP na lata 2013–2022”, kierując go tym samym do realizacji przez odpowiednie monowskie instytucje.
Wieloletnia perspektywa
Eksperci podkreślają, że program modernizacji wojsk rakietowych i artylerii miał przynieść kompleksową poprawę ich zdolności bojowych i eliminację wszystkich bolączek. Kraby powinny być bowiem siłą ogniową pancernej pięści naszej armii, czyli towarzyszyć w boju czołgom (zastępując goździki); raki – dać wsparcie ogniowe pododdziałom zmotoryzowanym i zmechanizowanym, zastępując holowane moździerze, kryle – przejąć zadania dan. Homary miały zaś dać siłom zbrojnym zdolność do rażenia celów na odległości powyżej 100–150 km, którą wojska rakietowe utraciły po wycofaniu ze służby systemów Toczka.
Artyleria musi stanowić połączenie młota ze skalpelem, moc powinna iść tu w parze z dokładnością. Dlatego zakładano również znaczące podniesienie zdolności w zakresie precyzyjnego rażenia celów. Planowano pozyskać nie tylko amunicję artyleryjską mogącą trafiać w cel z dokładnością do metra, lecz także pociski rakietowe dysponujące podobnymi parametrami.
Określone w ubiegłej dekadzie plany zakładały, że proces modernizacji będzie znacząco, bo aż na lata trzydzieste obecnego stulecia, rozciągnięty w czasie. Po początkowych komplikacjach z programem „Krab”, w wyniku których polskie podwozia zastąpił wyrób koreański, udało się z powodzeniem zakończyć program pozyskania pierwszego dywizjonowego modułu ogniowego Regina. I tak w 2016 roku podpisano kontrakt z Hutą Stalowa Wola na dostarczenie kolejnych czterech modułów – czyli łącznie 96 dział. W tym samym roku Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało umowę, również z HSW, na osiem raków, mimo że nie zakończyły się prace badawczo-rozwojowe nad wozami specjalistycznymi (przede wszystkim rozpoznania artyleryjskiego).
Jeśli chodzi o homara, dość długo nie podejmowano decyzji o formule jego pozyskania – ścierały się dwie koncepcje. Pierwsza zakładała powierzenie projektu badawczo-rozwojowego polskiej zbrojeniówce, druga – zakup wyrobu zagranicznego. Ostatecznie zapadła decyzja o kupnie gotowej już broni i w konsekwencji w 2019 roku zakontraktowano jeden dywizjon amerykańskich wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych M142 HIMARS (składa się on z 20 wyrzutni).
Gwałtowne przyspieszenie
Czas pokazał, że nie będzie nam dane spokojnie realizować rozłożonych na wiele lat programów modernizacyjnych wojsk rakietowych i artylerii. 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała zbrojnie Ukrainę i nasza armia stanęła przed podwójnym wyzwaniem: jak skutecznie pomóc walczącemu sojusznikowi oraz jak szybko wzmocnić potencjał bojowy SZRP. W obu przypadkach rodzime wojska rakietowe i artylerii miały fundamentalne znaczenie. Już bowiem pierwsze dni wojny pokazały, jak ważne są tego rodzaju pododdziały w działaniach na froncie.
Choć z przyczyn oczywistych nie można podawać dokładnych danych o polskiej pomocy militarnej udzielonej Ukrainie, to po ponad półtora roku działań wojennych nie jest już tajemnicą, że przekazaliśmy sąsiadom ogromne ilości sprzętu wojskowego. To były nie tylko czołgi czy transportery opancerzone, lecz także systemy artyleryjskie. I chociaż mogliśmy być dumni, że Ukraińcy stawiają opór Rosjanom, dysponując naszymi krabami, goździkami czy BM-21 Grad, to rząd i MON musieli szybko zadbać o realne wzmocnienie SZRP i uzupełnienie broni, którą przekazaliśmy.
Analizy resortu obrony pokazały, że krajem, który w zaledwie kilka miesięcy może rozpocząć dostawy niezbędnego nam uzbrojenia artyleryjskiego, jest Korea Południowa. Dlatego zdecydowaliśmy, że właśnie stamtąd pozyskamy zarówno 155-milimetrowe armatohaubice K9 Thunder, jak i wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe dalekiego zasięgu K239 Chunmoo.
Jako pierwsze zakontraktowano K9 Thunder. 27 lipca 2022 roku podpisano umowę ramową dotyczącą 672 haubic (w tym część miała być produkowana w Polsce), a już po miesiącu wykonawczą na dostarczenie 212 dział wraz z amunicją. Wkrótce zamówiono też drugi system koreańskiej broni artyleryjskiej. 19 października 2022 roku Agencja Uzbrojenia podpisała z firmą Hanwha Defense umowę ramową przewidującą dostarczenie 288 egzemplarzy K239 Chunmoo oraz amunicji o zasięgu 80 i 290 km. 4 listopada 2022 roku zawarto umowę wykonawczą, na mocy której Polska zdecydowała się ostatecznie kupić 218 wyrzutni oraz kilkanaście tysięcy rakiet. W polskiej armii K239 Chunmoo będą nosiły oznaczenie Homar-K.
Koreańczycy w obu przypadkach deklarowali błyskawiczne, patrząc na realia kontraktów zbrojeniowych, dostawy broni. Obietnic dotrzymali. Pierwsze K9 Thunder dotarły nad Wisłę już w grudniu 2022 roku, a wyrzutnie K239 Chunmoo w sierpniu 2023 roku.
Co ważne, zakup koreańskich systemów ogniowych nie oznacza, że resort obrony zrezygnował z poprzednich planów zakładających m.in. pozyskanie sporej liczby wyrzutni HIMARS. Pierwsze amerykańskie zestawy rakietowe zaprezentowały się jako Homar-A na defiladzie z okazji Święta Wojska Polskiego, a negocjacje w sprawie nabycia kolejnych trwają. Rząd USA zgodził się, abyśmy kupili ich nawet 500 sztuk.
I tak w przyspieszonym tempie polskie wojska rakietowe i artylerii zyskują zdolności bojowe, jakich nigdy wcześniej nie miały.
autor zdjęć: HSW S.A., Sławomir Kozioł / 18 DZ
komentarze