Czy to tylko dywersja, czy zapowiedź poważnej operacji polityczno-wojskowej? To pytanie zadało sobie wielu komentatorów konfliktu w Ukrainie na wieść o tym, że pod koniec maja tego roku granicę ukraińsko-rosyjską przekroczyły Legion Wolności Rosji oraz Rosyjski Korpus Ochotniczy i uderzyły na siedziby FSB i MSW w Biełgorodzie.
Jedno jest pewne: fakt, że po stronie ukraińskiej walczą rosyjskie formacje jest dla Kremla dużym problemem i wywołuje bardzo niewygodne analogie historyczne. Władimira Władimirowicza Putina mógł zacząć straszyć duch generała Andrieja Własowa. Ten jeden z najzdolniejszych generałów sowieckich, który odznaczył się między innymi w obronie Moskwy, latem 1942 roku dostał się do niemieckiej niewoli i w niej ujawnił swe antybolszewickie poglądy. Stanął na czele Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej, z którą u boku Niemców chciał wyrwać Rosję z okowów bolszewickiej władzy. Ochotników wśród sowieckich jeńców mu nie brakowało – zresztą niemal od początku niemieckiej inwazji na Związek Sowiecki, tysiące czerwonoarmistów przechodziło na stronę Wehrmachtu, gdzie tworzono z nich najczęściej pomocnicze oddziały, a później i bojowe.
Członek legionu „Wolnej Rosji” (po lewej) wraz z członkiem białoruskiego pułku im. Kastusia Kalinouskiego i ukraińskim żołnierzem. Domena publiczna
Na szczęście dla Józefa Stalina, tym hamującym i torpedującym pomysły niemieckich generałów, aby rękami samych obywateli Związku Sowieckiego obalić władzę Kremla, był Adolf Hitler. W jego założeniu nie mogło być mowy o żadnej rosyjskiej państwowości – Wschód miał być wielkim spichlerzem i kolonią III Rzeszy, a Słowianie bez wyjątku niemieckimi niewolnikami. Dopiero gdy widmo klęski Niemiec zmieniło się w pewnik, a Armia Czerwona parła niepowstrzymanie ku jej granicom, żołnierzom Własowa pozwolono walczyć. Rosyjska Armia Wyzwoleńcza nigdy nawet nie zbliżyła się do granic rosyjskich i wbrew temu, co się powszechnie sądzi – nigdy też nie było jej w Polsce. Własowcy bili się z Armią Czerwoną na terytorium Niemiec, a następnie Czechosłowacji. Gdy padł Berlin, dywizje Własowa przeszły na stronę aliantów, a jedna z nich wspomogła praskich powstańców i uratowała stolicę Czech przed masakrą, którą jej szykowały oddziały nie mających już nic do stracenia esesmanów.
To może wrócić
Generał Własow wraz ze swymi żołnierzami oddał się w ręce Amerykanów i Brytyjczyków. Ani jedni, ani drudzy nie zamierzali jednak ratować byłych sojuszników Hitlera. Nie trafiały do nich argumenty Własowa, że jego jedynym wrogiem był Stalin i bolszewicy. Generała razem z jego podwładnymi odesłano Stalinowi i los ich był straszny. Żołnierzy w większości wtrącono do kopalni uranu bez prawa wyjścia na powierzchnię. Natomiast śmierć ich dowódcy była szybsza, ale wyjątkowo okrutna. Stalin rozkazał stracić Własowa w ten sam sposób, w jaki Hitler wymordował oficerów oskarżonych o zorganizowanie zamachu na niego w 1944 roku – powiesić na strunie od fortepianu, ale po namyśle przelicytował w okrucieństwie swego niemieckiego odpowiednika. 2 sierpnia 1946 roku kat prócz powieszenia na strunie, wbił w podstawę czaszki generała stalowy hak… To świadczyło o tym jak dyktator nienawidził swego byłego generała i jak bardzo się go bał.
Określenie „własowiec” stało się synonimem zbrodniarza i zdrajcy. Tak też nazywano w Polsce wszystkich żołnierzy formacji wschodnich walczących po stronie Niemców, między innymi osławionych okrucieństwami podczas tłumienia Powstania Warszawskiego siepaczy Bronisława Kamińskiego z RONA – Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej. W rzeczywistości własowców nigdy w Warszawie nie było. Generał Andriej Własow poniósł więc całkowitą klęskę. Jednak Putin musi zdawać sobie sprawę, że mogą się dziś pojawić następcy Własowa (tym bardziej że w latach dziewięćdziesiątych w Rosji podejmowano próby rehabilitacji generała), którzy staną na czele rosyjskich oddziałów, mających na sztandarach słowo „Свобода” – „Wolność”.
Trzecia Rosja
Nieprawdą jest, że żołnierz rosyjski jest bezwolnym mięsem armatnim, które zniesie każde upokorzenie czy klęskę, by na końcu zginąć. Tutaj także analogie historyczne są bardzo wymowne. Klęski na froncie Wielkiej Wojny doprowadziły do upadku caratu w 1917 roku (nie mylić z przewrotem bolszewickim). Również podczas wojny polsko-bolszewickiej znaleźli się Rosjanie, którzy pragnęli walczyć po naszej stronie, by obalić w swej ojczyźnie bolszewizm.
Aleksander Kiereński (drugi od prawej) i Borys Sawinkow (pośrodku) w otoczeniu kierownictwa ministerstwa wojny Rosji w 1917. Domena publiczna
Reprezentował ich w Polsce Rosyjski Komitet Polityczny (zwany też Rosyjskim Komitetem Ewakuacyjnym), powołany do życia na przełomie maja i czerwca 1920 roku przez przybyłego z Paryża Borysa Wiktorowicza Sawnikowa. Ten jeden z czołowych eserowców (członkowie Partii Socjalistów-Rewolucjonistów), minister w rządzie Aleksandra Kiereńskiego, śmiertelny wróg bolszewików oraz wzięty publicysta zobaczył w konflikcie polsko-bolszewickim szansę urzeczywistnienia jego idei „Trzeciej Rosji” – państwa demokratycznego i odcinającego się od polityki imperialistycznej. Sawnikow w lipcu 1920 roku przystąpił do organizowania u boku Wojska Polskiego 3 Armii Rosyjskiej najpierw pod dowództwem generała Piotra Głazenapa, a następnie generała Borysa Peremykina. Jednak nie zdążyła ona wziąć udziału w walce na froncie, prócz grupy bojowej (zwanej w dokumentach armią) słynnego zagończyka – generała Stanisława Bułak-Bałachowicza, która po podpisaniu dwustronnej umowy między generałem a Sawnikowem 27 sierpnia 1920 roku, została podporządkowana Rosyjskiemu Komitetowi Politycznemu jako „rosyjska” (choć w oddziałach Bałachowicza samych Rosjan było niewielu – przeważali Ukraińcy, Kozacy i Białorusini).
Konny oddział Kozaków w służbie niemieckiej, 1943. Domena publiczna
Z perspektywy czasu historycy oceniają, że Józef Piłsudski, w którym członkowie komitetu rosyjskiego pokładali swe nadzieje (nazywając go w swych publikacjach „Mesjaszem”), tak naprawdę nie wierzył w „Trzecią Rosję” Sawnikowa, a jego działalność traktował jako czynnik, która osłabi sowieckie imperium. Komitet był mu potrzebny też do tego, by pokazywać rządom zachodnim, że istnieją siły rosyjskie, które godzą się na jak najdalsze granice Rzeczypospolitej na Wschodzie.
Była to więc doraźna dywersja polityczno-wojskowa i tu dotykamy kwestii najistotniejszej. Jeśli akcja w Biełgorodzie to jedynie dywersja – jedno z działań przygotowujących grunt do wielkiej ofensywy, to dla wojsk Putina z pewnością niesie to wielkie komplikacje, ale nie katastrofę. Jeśli Legion Wolności Rosji i Rosyjski Korpus Ochotniczy okażą się mistyfikacją – oddziałami tylko z nazwy rosyjskimi (jak wspomniana armia Bułak-Bałachowicza), to z pewnością zapiszą się w podręcznikach działań specjalnych i dywersyjnych i na tym koniec. Putin miałby jednak problem, gdyby te formacje rozrosły się w autentyczne legiony wolności i Rosjanie zobaczyli w nich alternatywę dla reżimu… Czas pokaże, jak potoczą się wydarzenia.
Bibliografia
N. Davies, Orzeł biały, czerwona gwiazda, Kraków 2011; P. Korczyński, Wojownicy, żołnierze i śmierć nie zawsze godna chwały, Kraków 2015; J. Thorwald, Iluzja. Żołnierze radzieccy w armii Hitlera, Warszawa – Kraków 1994.
autor zdjęć: domena publiczna, NAC
komentarze