W Warszawie trwa konferencja Defence24 Day na temat szeroko pojmowanego bezpieczeństwa oraz przyszłości Wojska Polskiego. W debatach biorą udział przedstawiciele dowództw, przemysłu obronnego i niezależnych ekspertów z Polski i zagranicy. Podczas wydarzenia wicepremier Mariusz Błaszczak został uhonorowany nagrodą Człowiek Roku Czytelników Defence24.pl.
– To dla mnie bardzo ważne wyróżnienie – powiedział wicepremier Mariusz Błaszczak odbierając nagrodę Człowiek Roku Czytelników Defence24.pl. Szef MON-u otrzymał statuetkę za „stworzenie ram dla wzmocnienia potencjału Sił Zbrojnych RP oraz decyzje dotyczące skokowego przyspieszenia modernizacji technicznej”. O tym, że nagroda trafi do ministra obrony narodowej, zadecydowali internauci w głosowaniu, które odbyło się na łamach portalu. – Ta nagroda dotyczy nas wszystkich jako zespołu, zarówno współpracowników, którzy są cywilami, jak i żołnierzy Wojska Polskiego – zaznaczył wicepremier. Dodał, że wyróżnienie jest efektem ciężkiej pracy związanej ze wzmacnianiem Wojska Polskiego, jego modernizacji oraz zwiększającej się liczby samych żołnierzy.
Uroczystość wręczenia statuetki odbyła się podczas konferencji Defence24 Day. To największe tego typu wydarzenie, jakie odbywa się w Europie Środkowo-Wschodniej. Biorą w nim udział przedstawiciele dowództw wojskowych, przemysłu obronnego, politycy oraz polscy i zagraniczni eksperci, którzy dyskutują o szeroko pojmowanym bezpieczeństwie. Podczas tegorocznej edycji wydarzenia, które miało miejsce na stadionie PGE Narodowym, uczestnicy poświęcili wiele uwagi tematom związanym z przyszłością Wojska Polskiego. – Wojna jest jedną wielką zmienną. Podstawowym wyzwaniem dla nas jest to, jak budować system odstraszania, by efektywnie zadziałał – mówił podczas panelu „Wojna na Ukrainie – wnioski dla rozwoju i modernizacji sił zbrojnych” gen. broni Wiesław Kukuła, dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych. Podkreślił także, że najbardziej śmiercionośną bronią na polu walki pozostaje człowiek, który obsługuje uzbrojenie. Dlatego to bardzo ważne, aby zadbać o zasilenie wojska odpowiednimi osobami. – Trzeba zdefiniować na nowo podejście do systemu rezerw. Nowy system, nad którym już pracujemy, będzie zakładał długotrwałe powiązania żołnierzy rezerwy z konkretnymi jednostkami. Musimy wykorzystać potencjał młodych Polaków – podkreślił.
Natomiast gen. broni Jarosław Gromadziński, radca-koordynator w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, zaznaczał, że powinniśmy dokładnie obserwować to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą i wyciągać wnioski, jednak niekoniecznie wdrażać w Wojsku Polskim wszystkie rozwiązania, jakie sprawdziły się w tamtejszej armii. Wyjaśnił, że wynika to m.in. z różnicy w położeniu obu państw i ich wielkości. – Ukraina jest dużym krajem, my od linii granicy do linii Wisły nie mamy takiej głębokości. Musimy więc być szybsi i szybciej reagować – podkreślił. Zwrócił także uwagę na to, w jaki sposób Ukraińcy podczas wojny wykorzystują satelity Starlink. – Jestem wielkim fanem tego rozwiązania, bo to alternatywny środek łączności, którego Rosjanie nie są w stanie zakłócić – powiedział.
Gen. bryg. Artur Kępczyński, szef Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, odniósł się do kwestii związanych z logistyką. Jak mówił, już na początku wojny Rosjanie uderzali w składy materiałowe armii ukraińskiej, nawet te od dawna nieużywane, tym samym pozbawiając ją środków do walki. Natomiast sami tracili swoje siły, gdyż nie zadbali o warunki bezpieczeństwa, np. podczas ich przerzutu. – To świadczy o tym, że powinniśmy budować niewielkie magazyny, które będą znajdowały się blisko jednostek. Duże składy ewidentnie się nie sprawdziły – wyjaśnił. Natomiast gen. bryg. Mirosław Polakow, szef Pionu Wsparcia i zastępca szefa Sztabu Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, mówił o przemianie, jaka od 2014 roku zaszła w wojsku ukraińskim. Wyjaśnił, że chodzi nie tylko o zmianę struktury samych jednostek czy systemu dowodzenia, lecz także wykorzystania poszczególnych środków ogniowych. Jak mówił, Ukraińcy postawili na połączenie zdolności różnych rodzajów sił zbrojnych, dzięki czemu mogą działać szybko i efektywnie. – Możemy być dumni, bo dawno zaczęliśmy takie zdolności budować w Wojsku Polskim. Wykorzystywaliśmy je już podczas ćwiczeń „Anakonda’18” – podkreślił.
Natomiast w panelu „Bezpieczna Ukraina kluczem do bezpiecznej Europy” wzięli udział Hanna Maliar, wiceminister obrony Ukrainy, dr Adam Eberhardt, dyrektor Centrum Studiów Strategicznych i wiceprezes Warsaw Enterprise Institute, i Nicolas Tenzer, ekspert ds. geopolitycznych i prezes Centre d'étude et de réflexion pour l'action politique (franc. Centrum Studiów i Refleksji nad Działaniami Politycznymi). Przedstawicielka Ukrainy zwróciła uwagę, iż obecnie na świecie funkcjonuje wiele instytucji, które określają zasady prawa, funkcjonowania konfliktów zbrojnych czy traktowania chociażby jeńców wojennych, jednak żadna z nich nie jest w stanie egzekwować ich przestrzegania. – Rosja łamie wszelkie zasady, a sankcje gospodarcze nie są skuteczne. To pokazuje, że odnieśliśmy pod tym względem porażkę, bo nie jesteśmy w stanie zapobiec wojnie – zaznaczyła. Podkreśliła także, że agresor ma ogromny potencjał, a przez to, że nie liczy się z tym, co się dzieje z ludźmi na polu walki, jest w stanie powołać do walki ogromną liczbę rezerwistów. – Ukraina się broni przede wszystkim dzięki wsparciu od innych państw. Dla naszych partnerów ta sytuacja to także cenna lekcja, bo dzięki niej wielu z nich zaczęło odbudowywać swój potencjał militarny – zauważyła.
Z kolei dr Adam Eberhardt zwrócił uwagę, że przez wywołanie wojny Rosja osiągnęła odwrotne cele od zamierzonych. Bo zamiast osłabienia NATO doprowadziła do zwiększenia liczby członków Sojuszu, a sami sprzymierzeńcy wbrew przewidywaniom ekspertów z Kremla nie podzielili się, lecz stanęli ramię w ramię, aby wspierać Ukrainę. – To pokazuje, jak nieskuteczni są Rosjanie w osiąganiu swoich celów – mówił dr Eberhardt. – Jednak musimy pamiętać, że ich działania są bardzo agresywne. Gdyby w ciągu trzech dni podbili Kijów, tak jak zamierzali, nie zatrzymaliby się, tylko szli dalej – stwierdził. Natomiast Nicolas Tenzer mówił o znaczeniu odstraszania i konieczności podjęcia stanowczych działań wobec agresora. – Kultura polityczna Rosji cechuje się podziwem dla siły. Natomiast my na Zachodzie cenimy dialog i kompromis, więc w oczach Moskwy jesteśmy słabi. Dlatego powinniśmy jeszcze mocniej naciskać na Rosję, aby udowodnić, że cena tej wojny jest wyższa, niż korzyści, jakie może dzięki niej odnieść – przekonywał.
Uczestnicy konferencji poruszyli także kwestie związane z „działaniem państw w przestrzeni informacyjnej jako kluczowym elemencie bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego”. Dr Agnieszka Glapiak, zastępca przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i założycielka Akademickiego Centrum Komunikacji Strategicznej, zwróciła uwagę, iż obecnie mamy do czynienia z wojną informacyjną. – Dziś każdy może pisać i mówić to, co chce, szczególnie za pośrednictwem mediów społecznościowych. Rosjanie wykorzystują tę sytuację i przeznaczają wiele pieniędzy na to, aby uprawiać propagandę – powiedziała. Wyjaśniła, że te działania są prowadzone przede wszystkim na terenie Ukrainy, Białorusi, ale także Polski. Przykładem ich jest rozpowszechniane fake newsów, że Polakom jest odbierany „socjal” i oddawany uchodźcom z Ukrainy, że migranci na granicy polsko-białoruskiej są źle traktowani, że polskie wojsko jest kiepsko wyszkolone i wyposażone, a ci, którzy wstąpią w szeregi armii, będą bronić ziem zachodniej Ukrainy, które Polska chce zająć. Andrij Szapowałow, szef Ukraińskiego Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji, dodał, że takie akcje należy nazwać informacyjnym terroryzmem. – A informacyjni terroryści powinni otrzymywać takie same kary jak inni terroryści, bo ich działania powodują panikę, chaos i poczucie zagrożenia w społeczeństwie – zaznaczył.
A o tym, jak sami żołnierze radzą sobie z wojną informacyjną, mówił ppłk Tomasz Gergelewicz, zastępca dyrektora ACKS. Oficer zaznaczył, że dezinformowanie to jeden ze sposobów oddziaływania na przeciwnika, jaki jest wojsku znany od lat. Zmienił się jednak sposób prowadzenia takich działań, a także ich skala. Kiedyś bardzo popularne było np. dystrybuowanie ulotek, dziś wystarczy zamieścić jeden wpis w mediach społecznościowych, by dana informacja błyskawicznie zyskała globalny zasięg. – Dlatego prowadzimy różne szkolenia, podczas których wyjaśniamy, że dezinformacja to nie jest tylko pojęcie słownikowe, lecz element rzeczywistości. Media społecznościowe zapewniają anonimowość, każdy w nich może się podać za eksperta, uczulamy więc żołnierzy, iż nie wszystko co przeczytają w sieci jest prawdą – wyjaśnił. Dodał także, że obiorca informacji powinien zwrócić szczególną uwagę na emocje, jakie wywołuje w nim dany post. Im są większe, tym większe prawdopodobieństwo, że informacja nie jest prawdziwa. Wówczas nie należy jej powielać, przekazywać kolejnym osobom, bo w ten sposób zwiększa się jej zasięg, tym samym szerzy dezinformację. Z tą tezą zgodził się Kamil Basaj, prezes Fundacji INFO OPS Polska, który powiedział, iż Rosja wykorzystuje różne narzędzia, aby wywołać określone emocje w danym środowisku. Chodzi o różnego rodzaju prowokacje czy rozprzestrzenianie właśnie nieprawdziwych wiadomości. – Dobrym przykładem takiego postępowania był ostrzał zaporoskiej elektrowni jądrowej. Jego celem było wywołanie paniki – stwierdził. Przypomniał także, że jeszcze przed wojną Rosja wystosowała pismo, w którym oczekiwała od Stanów Zjednoczonych i NATO gwarancji bezpieczeństwa, a kiedy nie zyskała aprobaty, wykorzystała ten fakt, aby usprawiedliwić swoją agresję na Ukrainę.
Moderator dyskusji zapytał także Agnieszkę Romaszewską-Guzy, dyrektor Biełsat TV, czy na agresywną politykę informacyjną wroga można odpowiedzieć taką samą taktyką. – Należy się nie tylko bronić przed narracją przeciwnika, lecz także narzucać własną – stwierdziła. Dr Glapiak dodała, iż trzeba edukować społeczeństwo. – Dziś w mediach liczą się klikalność i sensacyjne tytuły. To błąd. Społeczeństwo oczekuje rzetelności od dziennikarzy – podkreśliła.
autor zdjęć: Maciej Nędzyński/ CO MON, Defence 24
komentarze