Trzecia część przygód jednego z najpopularniejszych komandosów w historii kina – Johna Rambo rozgrywa się w Afganistanie. „Rambo III” w 1990 roku trafił do księgi rekordów Guinnesa jako najbardziej brutalny film, a w finale zadedykowany został „Dzielnemu narodowi afgańskiemu”. Dziś ta dedykacja i wymowa filmu tworzą szczególny dysonans…
Kiedy Afganistan pojawia się na pierwszych stronach gazet… nie mogą to być dobre wiadomości. Ta znana od XIX wieku zasada kolejny raz się potwierdziła. Tytuły prasowe krzyczą „Wojna w Afganistanie jest nie do wygrania!” lub „Afganistan pozostaje niezdobyty!” itp. Czy mają one jednak uzasadnienie w historii? Ziemie dzisiejszego Afganistanu, bo o państwie afgańskim można mówić dopiero od XIX wieku, były od starożytności najeżdżane przez armie Aleksandra Macedońskiego, Arabów, Persów, Mongołów, Uzbeków i Tadżyków, a w końcu pojawili się tu Brytyjczycy i Rosjanie. Scenariusz tych wypraw był za każdym razem podobny. Najeźdźcy szybko opanowywali doliny i miasta – siejąc w nich terror i zniszczenie – a następnie wikłali się w krwawe walki z wojownikami kontrolującymi góry i pustynie. Kończyło się to wycofaniem okupantów i ich wielkimi stratami.
Nim jednak w kompletnie zrujnowanym Afganistanie zapanował względny spokój, znowu w dolinach pojawiały się obce wojska, by siać pożogę. Dlaczego władcy czy przywódcy mocarstw od starożytności po XX wiek z takim uporem starali się zdobyć ten kraj, nieatrakcyjny pod względem surowców, po większej części górzysty i zamieszkany przez biedne, ale bardzo bitne plemiona? Odpowiedzią na to pytanie jest położenie geograficzne i strategiczne Afganistanu. Ten kto zdobył Afganistan, kontrolował bramę do subkontynentu indyjskiego. Kiedy w XIX wieku w Azji rozpaliła się rywalizacja między imperium brytyjskim a rosyjskim, Afganistan stał się buforem między strefami wpływów obu mocarstw. Oczywiście zarówno Brytyjczycy, jak i Rosjanie zabiegali o to, by mieć w tym buforze jak największe wpływy. Tu lepszymi graczami okazali się Rosjanie, którzy postawili na dyplomację i operacje wywiadowcze. Natomiast Brytyjczycy aż trzy razy w XIX stuleciu uwikłali się w wojny, które za każdym razem kończyły się ich klęską (to koszmary z kampanii afgańskiej nie dawały spać asystentowi Sherlocka Holmesa – doktorowi Watsonowi).
Król Afganistanu Amanullah Khan przyjmuje z wagonu kolejowego na dworcu w Białymstoku raport generała brygady Aleksandra Litwinowicza, dowódcy Okręgu Korpusu Wilno (z prawej z wężykiem generalskim na czapce). Widoczny również generał Kazimierz Sosnkowski (wysiada z pociągu).
Tu po raz pierwszy też pojawił się w Afganistanie wątek polski, za sprawą służącego w carskiej armii Jana Prospera Witkiewicza (z tych samych Witkiewiczów, od których pochodzili Stanisław Witkiewicz i Stanisław Jan Witkiewicz). Ten zesłany karnie za działalność patriotyczną do garnizonu w Azji Środkowej żołnierz dzięki swym zdolnościom lingwistycznym i odwadze został wysłany w tajnej misji do Afganistanu. Był tak skuteczny w podburzaniu plemion afgańskich przeciw Brytyjczykom, że ci uznali, że to właśnie głównie jemu zawdzięczają przegraną w pierwszej wojnie afgańskiej. Gdy w 1839 roku wrócił do Petersburga z bagażem zdobytych dokumentów i map, niedługo potem znaleziono go martwego w hotelowym pokoju. Śmierć tę przypisano agentom jej królewskiej mości, królowej Wiktorii.
Afgańska gra cieni
Po latach rywalizacji i konfliktów, rządy obu mocarstw doszły w końcu do wniosku, że lepiej będzie dla nich zachować stan równowagi w Azji Środkowej. 31 sierpnia 1907 roku Brytyjczycy i Rosjanie podpisali traktat, który w założeniu miał rozwiązać wszystkie, narosłe przez lata, problemy obu mocarstw w tym regionie. Wyznaczono sobie strefy wpływów w Persji, Tybet oddano pod kontrolę Chinom, a jeśli chodzi o Afganistan, miano dbać o jego neutralność. Co oznaczało to dla tamtejszych narodów i plemion? Sztucznie wyznaczone i narzucone granice, które wytyczył w dużej części znany i Polakom specjalista w tej dziedzinie – lord George Curzon, w latach 1899–1905 wicekról Indii. On to między innymi podzielił granicą na pół ziemie największej nacji w regionie – Pasztunów.
Pożegnanie króla Afganistanu Amanullaha Khana (na pierwszym planie z kapeluszem w dłoni) z prezydentem RP Ignacym Mościckim (na pierwszym planie - unosi kapelusz) na peronie dworca przed odjazdem z Warszawy. Widoczni również: generał Kazimierz Sosnkowski (1. z prawej), generał Daniel Konarzewski (za gen. Sosnkowskim), zastępca szefa Protokołu Dyplomatycznego MSZ Rajnold Przeździecki (z prawej za Ignacym Mościckim), adiutanci prezydenta RP kpt. Leonard Matuszewski (na prawo za królem Afganistanu) i rtm. Kazimierz Jurgielewicz (na prawo od Matuszewskiego).
To kolonialne dziedzictwo do dziś ma wpływ na sytuację w regionie, o czym świadczy chociażby historia tak zwanej Północno-Zachodniej Prowincji Pogranicznej, obecnie znajdującej się w granicach Pakistanu, ale zachowującej tradycyjnie wielką autonomię. Zamieszkujące je plemiona nie były skłonne poddawać się żadnej władzy, nie wyłączając Kabulu, ale chętnie i za sowitą opłatę godziły się być „języczkiem u wagi” w rozgrywce mocarstw. A kiedy przestawało im się to opłacać, występowały przeciw swym mocodawcom. To stąd mudżahedini, zaopatrywani przez Amerykanów, szli do zwycięskiej walki z armią sowiecką w latach osiemdziesiątych XX wieku i stąd – później czy obecnie – na swą świętą wojnę wyruszali talibowie…
Mieszkańcy Afganistanu
W czasie obu wojen światowych Afganistan zachował neutralność, ale nie przestawał być – zwłaszcza podczas II wojny światowej – areną rywalizacji mocarstw. Mało się o tym u nas pamięta, ale po 1939 roku Niemcy Hitlera i Związek Sowiecki Stalina współpracowały ze sobą wydajnie nie tylko w Europie Środkowej, ale i dalekim Afganistanie. Oba totalitarne państwa były zainteresowane osłabieniem władzy brytyjskiej przede wszystkim w Indiach, ale również w innych państwach regionu. Niemcy metodycznie budowali swe wpływy w Afganistanie w latach dwudziestych i trzydziestych przez różne umowy handlowe, między innymi na dostawy broni i wysyłanie tam swoich specjalistów, a pośród nich również agentów Abwehry.
Poseł Królestwa Afganistanu Allah Nowaz Khan (z lewej) i poseł Królestwa Syjamu Phja Noja Wang (z prawej) przed złożeniem listów uwierzytelniających Hitlerowi.
Afganistanem zajęli się tacy specjaliści od spraw azjatyckich, jak dyplomata i pisarz Werner Otto von Hentig i SS-Sturmbannführer dr Ernst Schäfer, znany między innymi ze swych naukowych peregrynacji do Tybetu. Opracowali oni plan proniemieckiego przewrotu politycznego w Afganistanie, którego głównym założeniem była pomoc Rosjan. Mianowicie „powstańcze” oddziały miały być zorganizowane w sowieckim Turkiestanie i stąd ruszyć na Kabul. W połowie listopada 1939 roku ambasador niemiecki w Moskwie Friedrich-Werner von der Schulenburg przedstawił ten plan Wiaczesławowi Mołotowowi, który do pomysłu podszedł entuzjastycznie. Sowiecki minister spraw zagranicznych odparł, że jego kraj wzmocniwszy swe wpływy na Zakaukaziu i w Azji Środkowej, nie ma nic przeciwko temu, by w Afganistanie zainstalował się proniemiecki rząd, który ułatwi wspólną antybrytyjską akcję. Do realizacji planu w końcu nie doszło z winy samych Niemców, a dokładnie rywalizacji między niemieckim Ministerstwem Spraw Zagranicznych, Abwehrą i Aussenpolitische Amt – biurem polityki zagranicznej partii nazistowskiej.
Mimo to planowano nadal wspólne działanie i przerwał je dopiero atak Hitlera na swego wschodniego sojusznika. Jeszcze w kwietniu 1941 roku powstał projekt, który wymownie zatytułowano „Oś Berlin-Bagdad-Kabul”. Wszystkie te plany po niemieckiej agresji w czerwcu 1941 roku obróciły się przeciwko Sowietom. Wtedy to Abwehra opracowała plan o kryptonimie „Tiger”. Przewidywał on wybuch powstania w całej Północno-Zachodniej Prowincji Pogranicznej, które miało rozlać się na sowiecki Turkiestan i dalej. Oczywiście wszystkie te poczynania śledzili z uwagą Brytyjczycy. Afganistan stał się więc wielkim polem bitwy wywiadów, a po zakończeniu wojny w miejsce pokonanych Niemców i Brytyjczyków, demontujących swe kolonie, weszli Amerykanie i rozpoczęła się zimnowojenna rywalizacja z Sowietami.
Afgańskie kobiety podczas prac polowych - reprodukcja fotografii z publikacji prasowej.
O co walczył Rambo?
Początkowo w Afganistanie powtórzyła się historia z XIX wieku – to Rosjanie potrafili sobie ułożyć z kolejnymi rządami afgańskimi lepsze stosunki, co owocowało współpracą gospodarczą. Dyplomacja amerykańska zachowywała się często w Kabulu jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany. Przykładem tego są bardzo źle odbierane przez Afgańczyków wizyty wysoko postawionych polityków amerykańskich, w tym prezydentów, bez zwyczajowych podarunków. To był tylko jeden z drobnych, acz wymownych, przykładów ignorancji. Czasem amerykańskich polityków potrafiły w Afganistanie wyprowadzić z równowagi drobne incydenty. Tak było w wypadku wizyty wiceprezydenta Richarda Nixona w grudniu 1953 roku. W środku nocy pod wiceprezydentem zerwało się zabytkowe łóżko, specjalnie wstawione do jego apartamentu z pałacu królewskiego. Następnego dnia dość obcesowe wypowiedzi Nixona odebrano jako lekceważenie problemów Afganistanu. Sowieci znowu zyskali nowe kontrakty.
Zaklinacz węży w Kabulu
Ale pod koniec lat siedemdziesiątych „słoniem” w Afganistanie został Leonid Breżniew, dając rozkaz do interwencji zbrojnej w tym kraju. I tak Związek Sowiecki dołączył do cmentarzyska imperiów, jak Afganistan po swych klęskach w XIX wieku nazywali Brytyjczycy. Cały demokratyczny świat wspomagał dzielnych mudżahedinów, którzy tak skutecznie i wytrwale walczyli z sowieckim Goliatem – zwłaszcza od kiedy partyzanci otrzymali przenośne zestawy rakietowe Stingera… Lecz po zwycięskiej wojnie z Sowietami zaczęły się konflikty między dotychczasowymi komendantami: Pasztuni, Hazarowie, Uzbecy i inne nacje przypomniały sobie co ich dzieli, a później nadeszli talibowie i już wszyscy pamiętamy co było dalej. Finałem były niedawne sceny z Kabulu, jako żywo przypominające ewakuację Sajgonu i inne horrory, o których Zachód wolałby nie pamiętać. Nie łudźmy się, że to koniec wojny w Afganistanie, bo mało jest takich miejsc na świecie, gdzie historia tak bardzo lubi się powtarzać…
Wracając do „Rambo III”, wbrew pozorom ta brutalna opowieść zakończona dedykacją uznania dla narodu afgańskiego, która u wielu dziś budzi cyniczny uśmiech, ma w sobie jedną istotną wskazówkę. Jak pamiętamy, John Rambo (Sylwester Stallone) długo odmawia wyruszenia na wojnę w Afganistanie. Zmienia zdanie dopiero na wieść, że do sowieckiej niewoli dostał się jego dawny dowódca i przyjaciel, pułkownik Samuel Trautman (Richard Crenna). Po wylądowaniu w afgańskich górach, zyskuje sobie szacunek mudżahedinów właśnie tym, że walczy o ocalenie przyjaciela. Afgańczycy cenią sobie jego szczerość intencji i odwagę. Może wreszcie czas zmienić priorytety w afgańskich wojnach…
Bibliografia
Rodric Braithwaite, „Afgańcy. Ostatnia wojna imperium”, Kraków 2012
Józef Kukułka, „Historia współczesnych stosunków międzynarodowych”, Warszawa 1998
Joanna Modrzejewska-Leśniewska, „Afganistan”, Warszawa 2010
autor zdjęć: materiały prasowe, NAC
komentarze