Żelazne nerwy, cierpliwość, wytrwałość, skłonność do ryzyka i szczęście – takie cechy u kapitana okrętu podwodnego gwarantowały jego załodze powodzenie i szansę przeżycia wojny. Te przymioty niewątpliwie miał oficer Royal Navy – kpt. HMS „Venturer” Jimmy Launders. Ale o jego wyjątkowości zdecydował jeszcze jeden talent – wybitne zdolności matematyczne.
Okręty podwodne stały się kluczowe w morskich bataliach II wojny światowej. Podwodniacy wszystkich stron konfliktu otrzymali do wykonania jedno podstawowe zadanie: zatopić jak najwięcej statków i okrętów przeciwnika, by w ten sposób sparaliżować jego militarny potencjał na lądzie. Kapitanowie, którzy mieli na koncie najwięcej posłanego na dno nieprzyjacielskiego tonażu, stawali się bohaterami. Jednak wśród samych podwodniaków prawdziwymi asami byli ci, którzy mogli poszczycić się zatopieniem nieprzyjacielskiego okrętu podwodnego. Jeśli ta sztuka udała im się dwa razy, mogli liczyć nie tylko na darmową kolejkę rumu w każdym porcie wojennym, lecz także poczesne miejsce w historii wojen morskich.
HMS Venturer. Fot. NAC
W brytyjskiej Royal Navy sześciu kapitanów okrętów podwodnych mogło pochwalić się wyczynem zatopienia dwóch okrętów podwodnych, a w amerykańskiej US Navy – dwóch. A jeden spośród nich wszystkich dokonał rzeczy, której do dzisiaj nie udało się powtórzyć żadnemu dowódcy okrętu podwodnego. Gdy jego jednostka była zanurzona, zaatakował i zatopił nieprzyjacielski okręt także pozostający pod wodą. Mowa o kpt. Jimmym Laundersie (1919–1988), który w maju 1943 roku objął dowództwo na HMS „Venturer”, nowoczesnym okręcie podwodnym typu V, i jak się miało okazać – nie tylko dowodził nim szczęśliwie do końca wojny, lecz także odniósł wiele sukcesów bojowych, w tym tak wyjątkowy. Zresztą 37-osobowa załoga „Venturera” od pierwszego dnia dowodzenia Laundersa była spokojna o swój okręt. Miał on opinię zdolnego i doświadczonego podwodniaka, którego odznaczono za nienaganną służbę Distinguished Service Cross.
Myśliwy Morza Północnego
Po okresie szkolenia i zgrywania załogi „Venturer” w sierpniu 1943 roku otrzymał przydział do 9 Flotylli Okrętów Podwodnych w Dundee. Tam wyznaczono mu rejon operacyjny na Morzu Północnym oraz u wybrzeży Norwegii. Swój pierwszy sukces kpt. Launders odniósł 2 marca 1944 roku, posyłając na dno niemiecki frachtowiec „Thor”. Miesiąc później do listy zatopionych dopisał również frachtowiec o nazwie „Friedrichshafen”, a we wrześniu norweski kabotażowiec „Vang”.
Wrzesień był dla okrętów podwodnych operujących na Morzu Północnym otwarciem „sezonu łowieckiego”. Wtedy to noc polarna stawała się coraz dłuższa i podwodniacy wyruszali ze swych baz w północnej części Wielkiej Brytanii ku wybrzeżom Norwegii. Ich rywale z Kriegsmarine – U-Booty stacjonujące w norweskich bazach – zbierały się zaś w wilcze stada i płynęły na Morze Arktyczne, by polować na alianckie konwoje niezmordowanie dostarczające zaopatrzenie do Murmańska. Jednym z tych U-Bootów był U-771 kpt. Helmuta Blocka. Jak się miało okazać, akurat załoga tego okrętu z myśliwych zmieniła się w zwierzynę.
Od początku listopada „Venturer” był najdalej wysuniętym na północ okrętem podwodnym Jej Królewskiej Mości, patrolującym Arktykę. Oprócz rutynowego zadania miał jeszcze dostarczyć zaopatrzenie dla członków norweskiego ruchu oporu obserwujących ruch niemieckich okrętów w Andfjorden, wypływających z pobliskiej bazy w Harstad. W warunkach nocy polarnej, kiedy samo określenie pozycji geograficznej okrętu było nie lada wyczynem, szczególnego znaczenia nabierało podwodniackie przysłowie: „Kto zobaczy pierwszy, ten wygrywa”. I tak lepsi okazali się wachtowi z „Venturera”, którzy rano 11 listopada u wejścia do Andfjorden przez peryskop wypatrzyli kiosk U-Boota. Kpt. Launders dał natychmiast rozkaz do wystrzelenia salwy torped w kierunku płynącego w wynurzeniu nieprzyjaciela. Na wyniki ataku nie trzeba było długo czekać. Po 90 s na pokładzie brytyjskiego okrętu usłyszano głośną eksplozję – znak, że któraś z czterech torped osiągnęła cel. U-771 stał się grobowcem dla całej, liczącej 51 marynarzy, załogi. By uniknąć pościgu niemieckich patrolowców, „Venturer” szybko opuścił wody Andfjorden, ale wrócił tu następnego dnia i dostarczył zaopatrzenie dla norweskich partyzantów. Po kilku dniach okręt bez przeszkód dotarł do bazy w Lerwick, gdzie jego dowódcę okrzyknięto asem w jednym z miejscowych pubów.
Operacja „Cezar”
Na przełomie 1944 i 1945 roku jasne już było, że los III Rzeszy jest przesądzony. Adolf Hitler i jego świta liczyli już tylko na jakieś nadzwyczajne wydarzenie, które zmieni układ sił na froncie, oraz na wunderwaffe – cudowną broń. W tych imaginacjach Hitler zdawał się na swego sojusznika na Dalekim Wschodzie. Wierzył, że jeśli zdoła dostarczyć Japończykom odpowiednich specjalistów, plany nowoczesnych broni i surowce, to będą oni zdolni odciągnąć Amerykanów od Europy. To szalone zadanie otrzymała flota podwodna Kriegsmarine, a operacji nadano kryptonim „Cezar”. Do akcji wyznaczono U-864 kmdr. ppor. Ralfa-Reimara Wolframa. Jego okręt był prawdziwym olbrzymem wśród U-Bootów – podwodnym krążownikiem o długości prawie 90 m i wyporności nawodnej 1610 t! Pod pokładem U-864 znalazły się m.in. plany samolotów odrzutowych, rakiet V-2 i eksperymentalnych okrętów podwodnych, ale przede wszystkim 1857 pojemników z rtęcią dla japońskiego przemysłu zbrojeniowego (m.in. do produkcji zapalników). Do załogi dołączyło też kilku japońskich i niemieckich specjalistów, którzy mieli w Kraju Kwitnącej Wiśni wprowadzić w życie dostarczone projekty.
Cumowanie niemieckiego okrętu podwodnego w bazie. Fot. NAC
U-864 wypłynął z portu w Kiel 5 grudnia 1944 roku i skierował się do bazy w Horten, gdzie załoga przeszła szkolenie w obsłudze chrap, jak nazywano urządzenie stosowane na okrętach podwodnych do doprowadzania powietrza do silników spalinowych, gdy jednostka jest zanurzona na głębokości peryskopowej. 27 grudnia okręt wypłynął w morze. Jednak bardzo szybko okazało się, że doszło do awarii chrap. Od tego czasu pech nie opuszczał już załogi. Do nieszczęść dołączyły usterki wynikłe z uderzenia w kamieniste dno, a przy okazji naprawy w norweskim Bergen wykryto kolejne. Tam też dziełem przypadku okręt uniknął bombardowania przez brytyjskie bombowce. I ostatecznie 7 lutego nad ranem Wolfram wypłynął w swój ostatni, jak się miało okazać, rejs.
Podwodny cios
W istocie Brytyjczycy dzięki odszyfrowywanym depeszom z Enigmy i raportom norweskiego ruchu oporu wiedzieli zarówno o zadaniu, jak i kłopotach kmdr. ppor. Wolframa. Kiedy nalot na Bergen nie przyniósł spodziewanego zniszczenia U-864, wysłano rozkaz do kpt. Laundersa, by popłynął w rejon Bergen i starał się zatopić wychodzące z tej bazy U-Booty. By nie zdradzić, że alianci znają kody Enigmy, nie przekazano dowódcy „Venturera”, że chodzi głównie o U-864. „Venturer” znalazł się na wyznaczonych pozycjach 5 lutego, ale nie zdołał wytropić okrętu Wolframa. Ten wymknął się z Bergen niezauważony, lecz wtedy odezwał się znowu pech. 8 lutego na U-864 doszło do kolejnej awarii – tym razem prawego silnika Diesla. Trzeba było wracać z powrotem do Bergen. Ze sztabu Kriegsmarine przyszedł rozkaz, by Wolfram skierował się do wyspy Fedje, przy której 10 lutego miała na niego czekać eskorta kutrów, aby ochraniać go w drodze do bazy. Jednak dzień wcześniej miał się dopełnić los jego i 73 ludzi załogi (razem ze wzmiankowanymi wyżej pasażerami).
O godzinie 9.32 operator ASDIC-u na „Venturerze” usłyszał słabe odgłosy, które zinterpretował jako praca diesla. Zmieniający się przy urządzeniu marynarze potwierdzali to przypuszczenie, a o 10.50 oficer wachtowy, Andrew Chalmers, dostrzegł w peryskopie „cienki maszt przypominający peryskop w odległości 5000 jardów [4572 m – przyp. red.]”. W istocie był to maszt pracujących chrap. Wezwany do centrali kpt. Launders natychmiast ogłosił alarm bojowy. O 11.15 kapitan zapisał w dzienniku pokładowym: „Zauważono peryskop i rozpoczęto podejście do ataku”. To „podejście do ataku” oznaczało dalszą obserwację. Launders liczył na to, że U-Boot wynurzy się i wtedy będzie mógł go precyzyjnie storpedować. Ale nic takiego nie nastąpiło. Wolfram nie zauważył ani nie usłyszał zasilanego silnikami elektrycznymi „Venturera”, ale jako doświadczony podwodniak rozkazał płynąć zygzakiem.
Kpt. Launders, widząc powtarzalność zwrotów i wciąż wysunięty „peryskop” nieprzyjaciela, dzięki czemu mógł łatwo uzyskiwać kolejne namiary, postanowił zaryzykować atak torpedowy. Tym bardziej że po dopłynięciu przez U-Boota do Fedje atak byłby już niemożliwy, a nic nie wskazywało na to, by chciał on się wynurzać. W tej chwili przydały się wybitne uzdolnienia matematyczne kapitana. Launders szybko wyliczył pozycję, którą nieprzyjacielski okręt osiągnie, i parametry potrzebne do oddania celnej salwy torpedowej. O 12.12 dał rozkaz do wystrzelenia czterech torped w regularnych, 16- i 18-sekundowych odstępach. Według jego obliczeń pierwsza powinna uderzyć w dziób U-Boota, a pozostałe w rufę. Launders wziął pod uwagę ewentualną reakcję niemieckiego dowódcy na odgłosy zbliżających się torped i próby uników trafienia. Dokładnie po 135 s załoga „Venturera” usłyszała eksplozję, a następnie dźwięki łamiącego się kadłuba. Po chwili ciszy, która zapadła, marynarze znowu usłyszeli odgłosy wybuchów – znacznie słabsze. To o brzegi Fedje eksplodowały trzy niecelne torpedy. Tą śmiertelną dla U-864 okazała się prawdopodobnie ostatnia, czwarta.
Świadkiem zagłady U-Boota był 12-letni Kristoffer Karlsen, który ze swoją babcią zbierał torf na opał na brzegach Fedje. Akurat podniósł wzrok na spokojne tego dnia Morze Północne, kiedy nagle w ogłuszającym huku wzniósł się w górę na kilkadziesiąt metrów słup wody, jakieś szczątki i czarny dym. Chłopiec zauważył też przez moment podłużny kształt, który później określił jako kadłub okrętu podwodnego.
Tak zakończyła się bezsensowna misja U-864. Do dziś dla władz Norwegii wielkim problemem pozostają pojemniki z rtęcią tkwiące wciąż w przepołowionym wraku U-Boota. Kpt. Jimmy Launders udowodnił, że atak torpedowy pod wodą jest możliwy, i wyprzedził swą epokę, gdyż dziś na tzw. podwodnych okrętach myśliwskich podobne wyliczenia robią komputery.
Bibliografia:
J. Dimbleby, „Bitwa o Atlantyk”, przeł. M. Ronikier, Kraków 2017.
D. Pastwa, „Dwa U-Booty Jimmy’ego Laundersa”, „Okręty” 2015, nr 6, s. 36 –54.
M. Wiggins, „W bezdennej otchłani”, przeł. M. Kompanowski, Warszawa 2011.
autor zdjęć: NAC, Wikipedia
komentarze