Podpisanie przez resort obrony umowy na budowę w ramach programu „Miecznik” trzech fregat dla polskiej marynarki wojennej na nowo rozpaliło w gronie ekspertów (i pseudoekspertów) dyskusje na temat tego, na ile posiadanie okrętu tej klasy jest w przypadku Polski zasadne. Warto spojrzeć na ten temat nieco szerzej, nie siląc się na krytykę za wszelką cenę.
Fregaty to dziś konie robocze ponad pięćdziesięciu marynarek wojennych, podczas gdy zwykle nieco większe niszczyciele posiada jedynie około tuzina państw. Z czego wynika popularność fregat? Otóż jest to okręt niezwykle uniwersalny, a przy tym stosunkowo tani (aż chciałoby się napisać: o korzystnym współczynniku zdolności w stosunku do ceny). Dzięki swym rozmiarom fregaty są platformami zdolnymi pomieścić więcej systemów uzbrojenia i wyposażenia niż jednostki mniejszych klas (np. korwety). Jeśli spojrzymy na trzy typy fregat budowanych obecnie w Europie, tj. niemiecki typ F125 Baden-Württemberg, włosko-francuski typ FREMM (z którego wywodzi się również amerykański typ Constellation) oraz brytyjski typ 26 City, zobaczymy okręty o podobnych gabarytach. Mają one 140–150 m długości, 6–7 tys. t wyporności, 4–7 tys. Mm zasięgu. Okręty przenoszą również podobne systemy uzbrojenia, choć oczywiście występują tu różnice wynikające z przeznaczenia okrętów. FREMM-y są budowane zarówno w wersji ogólnego przeznaczenia, jak i w wersji do zwalczania okrętów podwodnych. Z kolei jednostki brytyjskie mają mieć budowę częściowo modułową, umożliwiającą dostosowanie do danego rodzaju misji, przy czym obok dwóch ww. wersji mają występować również w wersji obrony powietrznej.
Głównymi systemami uzbrojenia są oczywiście systemy rakietowe, w przypadku jednostek niemieckich jest to 8 pocisków przeciwokrętowych oraz dwie 21-komorowe pionowe wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych. Uzbrojenie okrętów włoskich i francuskich zależy od wariantu – może to być osiem pocisków przeciwokrętowych (lub cztery pociski przeciwokrętowe i cztery pociski do zwalczania okrętów podwodnych) oraz 16-komorowa pionowa wyrzutnia pocisków przeciwlotniczych, jednak okręty francuskie wyposażone są w dwie takie wyrzutnie pionowe. Okręty w wariancie obrony powietrznej przenoszą dzięki temu więcej pocisków przeciwlotniczych, okręty w wariancie ogólnego przeznaczenia przenoszą zaś 16 pocisków do atakowania celów lądowych. Z kolei jednostki brytyjskie będą przenosiły w pionowych wyrzutniach 48 pocisków przeciwlotniczych oraz 24 pociski przeciwokrętowe i/lub do atakowania celów naziemnych. Oczywiście fregaty posiadają również uzbrojenie artyleryjskie, torpedowe, a ponadto są wyposażone w śmigłowce pokładowe.
Wyporność fregat przekłada się również na ich stateczność, ta zaś pozwala na zabudowanie wysokiego masztu z antenami radarowymi, co w połączeniu z mocą samego radaru umożliwia wykrywanie celów z większej odległości. Fregaty cechuje również większa autonomiczność niż jednostki mniejszych klas. Dzięki możliwości zapewnienia strefowej, a nie jedynie punktowej obrony przeciwlotniczej, fregaty stanowią trzon flotylli eskortowych czy innego rodzaju zespołów zadaniowych.
Dziś, obok wspomnianych wcześniej niszczycieli, są to w zasadzie jedyne jednostki uniwersalne, zdolne do wykonywania zadań związanych ze zwalczaniem innych okrętów nawodnych i podwodnych, a także obroną powietrzną.
Fregata rakietowa F 222 klasy F125 Baden-Württemberg. Fot. Carsten Vennemann / Bundeswehr
Rodzimi krytycy fregat używają najczęściej argumentu zakładającego ich ograniczoną użyteczność na Bałtyku, przesądzając przy tym o ich losie w przypadku zaistnienia konfliktu zbrojnego. To trudna do zaakceptowania logika. Po pierwsze jedną z funkcji sił zbrojnych jest funkcja odstraszania, a więc zapobiegania konfliktowi zbrojnemu (nie wchodząc tu w bardziej zawiłe kwestie związane z występowaniem tzw. dylematu bezpieczeństwa). Po drugie zaś należy przypomnieć rzecz dla wojskowych elementarną, a dla laików trudną do zrozumienia. Siły zbrojne to nie suma systemów uzbrojenia traktowanych oddzielnie. To komplementarna całość tworzona przez systemy dowodzenia, rozpoznania, kierowania, rażenia etc. Pojedynczy element, w tym przypadku okręt wojenny, nie może być traktowany w oderwaniu od ww. całości. Nie można też z góry przesądzać o tym, że dany system uzbrojenia jest podatny na zniszczenie przez broń będącą w posiadaniu potencjalnego przeciwnika/przeciwników. Tego rodzaju rozumowanie ma w sobie co najwyżej logikę podwórkowej zabawy w wojnę.
„Może nie wiedzieć Polak co to morze, gdy ziemie orze” pisał pod koniec XVI w. Sebastian Klonowic. Pogląd ten jest dziś tak samo szkodliwy, jakim był i wówczas. I chociaż dziś orzący stanowią zdecydowanie mniejszy odsetek społeczeństwa, to niestety nie przełożyło się to na wzrost świadomości morskiej rodaków.
autor zdjęć: Carsten Vennemann / Bundeswehr
komentarze