Dziś mija 77 lat od największego zrywu w okupowanej Europie. Mimo upływu lat dyskusja nad zasadnością powstania warszawskiego nie słabnie. Nie może to dziwić, zważywszy na dramatyczne konsekwencje, jakie ono przyniosło. Jedno w tym wszystkim nie budzi wątpliwości – bezprzykładne bohaterstwo tych, którzy wtedy stanęli do nierównej walki.
Powstańcza czujka w ruinach kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu.
Decyzją komendanta głównego Armii Krajowej generała Tadeusza Bora-Komorowskiego Warszawa w marcu 1944 roku została wyłączona z akcji „Burza”. Wobec doniesień o coraz większych klęskach Niemców na froncie wschodnim, generał Komorowski chciał oszczędzić stolicy zniszczeń. Wciąż też liczył, że będzie w Warszawie wraz ze swym sztabem witał Sowietów jako gospodarz. Kanałami dyplomatycznymi w Watykanie i Szwajcarii nawiązano nawet z Niemcami rozmowy, by ogłosić Warszawę miastem otwartym (niebronionym, którego zgodnie z prawem wojennym nie można atakować). Kilka miesięcy później, latem 1944 roku, to wszystko było już nieaktualne.
Przede wszystkim akcja „Burza”, która miała uświadomić Sowietom wkraczającym na ziemie Rzeczypospolitej, że Armia Krajowa jest tu prawowitym gospodarzem, spaliła na panewce. Wprawdzie dowódcy Armii Czerwonej chętnie korzystali z pomocy militarnej AK, lecz po walce za każdym razem stawiali jej żołnierzy przed alternatywą: albo wstąpienie do armii Berlinga, albo rozbrojenie. Większość polskich oficerów trafiała przy tym od razu w ręce NKWD. Komenda Główna AK łudziła się, że Sowieci zmienia postępowanie po przekroczeniu Bugu, w centralnej Polsce, ale tak się nie stało. Co więcej, w Lublinie zainstalowali oni marionetkową władzę polskich komunistów… W Warszawie rozpoczęły się gorączkowe dyskusje, co wobec tego robić.
Klincz
W istocie zrobić można było już niewiele. Pułkownik dyplomowany Kazimierz Iranek-Osmecki, szef Oddziału II (wywiadu) Komendy Głównej AK, tak pisał po latach: „Od oficerów polskich, którzy byli jeńcami w ZSRR, wiedzieliśmy o rosyjskich planach zdobycia Europy. […] Mieliśmy uczucie, że jedynie my znaliśmy bolszewików. Przeczuwaliśmy, że Europie i światu zagraża olbrzymie niebezpieczeństwo, lecz wydawało się, że nikt tego nie widzi. Zachód był ślepy. Wydawało się nam, że jest naszym obowiązkiem otworzyć mu oczy, zanim będzie za późno. […] Rozumieliśmy, że znowu woła nas przeznaczenie. Skoro jednak nikt nie chciał słuchać naszych słów, nie pozostało nam nic innego, jak zaalarmować świat, poświęcając siebie”. Jak widać, nawet ten oficer, znany ze swego trzeźwego rozumowania, a ponadto szef wywiadu, który był znacznie lepiej poinformowany w wielu kwestiach niż inni dowódcy AK, uległ gorączce mesjanizmu. Otóż przywódcy zachodni dobrze wiedzieli, co robią. Z pełną świadomością pod koniec 1943 roku na konferencji w Teheranie oddali Stalinowi pieczę nad Europą Środkowo-Wschodnią, aby szybko i z jak najmniejszymi stratami własnymi pokonać nie tylko Hitlera, lecz także cesarza Hirohito. W globalnym układaniu świata Polska nie miała dla nich większego znaczenia.
Powstańcy na stanowisku ogniowym, uzbrojeni w granatnik przeciwpancerny typu PIAT, 1944 r.
Bieg wydarzeń domknęli polscy przywódcy przekonani, że jednak mogą obudzić sumienie demokratycznej części świata. Jednym z głównych orędowników wszczęcia w Warszawie powstania był generał Leopold Okulicki „Kobra”. Paradoksalnie naczelny wódz, generał Kazimierz Sosnkowski, wysłał Okulickiego do kraju, by hamował zapędy Komendy Głównej w zbytnim ujawnianiu przed Sowietami struktur AK i pilnował, żeby akcja „Burza” nie wymknęła się spod kontroli. W rzeczywistości „Kobra” dolewał benzyny do ognia. Generał Sosnkowski w swej instrukcji dla Komendy Głównej przypominał o potrzebie oszczędzania własnych sił, o odpowiedzialności za żołnierzy podziemnej armii. Jednocześnie upoważniał Komendę Główną, zważywszy na możliwości, do opanowania przed przybyciem Armii Czerwonej „dużego miasta lub terytorium”, które posłużyłyby za bazę do ustanowienia przedstawicielstwa politycznego i wojskowego prawowitych władz Rzeczypospolitej. To ogólnikowe sformułowanie „dużego miasta lub terytorium” Okulicki samowolnie uściślił: wskazał Warszawę.
Gorączka
Pod koniec lipca 1944 roku Warszawa zmieniła się w beczkę prochu, do której wystarczyło tylko przyłożyć zapalony lont. Do miasta coraz większym strumieniem zaczęli płynąć maruderzy z rozbitych na wschodzie jednostek Wehrmachtu. Niemieckie władze wpadły w panikę, nawet Gestapo uciekło. Na horyzoncie coraz głośniej rozlegała się kanonada sowieckiej artylerii, a na niebie coraz więcej było samolotów z czerwonymi gwiazdami. Tej chwili żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego wyczekiwali od kilku lat okupacji. Wydawało się, że lada moment ruszą do otwartej walki ze znienawidzonym wrogiem. Wielu, zwłaszcza młodych, było gotowych uczynić to nawet bez rozkazu z góry…
Sytuacja jednak zmieniała się jak w kalejdoskopie i to na niekorzyść stolicy. Niemcy po kilku dniach opanowali panikę we własnych szeregach, a w rejonie Warszawy pojawiły się ich świeże jednostki pancerne. 27 lipca gubernator dystryktu warszawskiego Ludwig Fischer rozkazał, żeby następnego dnia sto tysięcy warszawiaków, kobiet i mężczyzn, zgłosiło się do budowy umocnień nad Wisłą. Zmiana w zachowaniu okupantów nie uszła uwagi dowódców AK. Komendant Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej, pułkownik dyplomowany Antoni Chruściel „Monter”, ogłosił alarm dla żołnierzy AK, który jednak następnego dnia odwołano. Obwieszczenie zostało zignorowane, a Niemcy nie wyciągnęli z tego konsekwencji, ale stało się jasne, że w każdej chwili w ten sposób mogą pokrzyżować powstańcze plany.
Udzielanie pomocy rannemu na ulicy.
W kwaterze generała Komorowskiego trwały gorączkowe narady. 29 lipca specjalny emisariusz rządu londyńskiego Jan Nowak-Jeziorański uświadomił komendantowi głównemu i jego oficerom, że nie mają liczyć ani na wydatną pomoc aliantów, ani na przybycie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Jednocześnie nasłuch radiowy zameldował, że Radio Moskwa zaczęło nawoływać warszawiaków do walki. Następnego dnia podobny apel puściła w eter radiostacja Kościuszko, należąca do polskich komunistów w Lublinie.
Ostateczną decyzję o rozpoczęciu walki w Warszawie, według pułkownika Iranka-Osmeckiego, generał Komorowski podjął 31 lipca około godziny 17.00 w obecności generała Tadeusza Pełczyńskiego, szefa sztabu Komendy Głównej AK, generała Okulickiego, pułkownika Chruściela i Jana Stanisława Jankowskiego, delegata rządu na kraj. O rozpoczęciu powstania miały przesądzić wieści, jakie przyniósł pułkownik Chruściel, że czołgi sowieckie zajęły już wiele podwarszawskich miejscowości, a nawet zrobiły wyłom w niemieckiej linii obronnej w prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy – Pradze. Okazało się to fikcją, a meldunki napływające do „Bora” w następnych godzinach mówiły o czymś wręcz przeciwnym: pod Warszawą koncentrowały się czołgi, ale niemieckie. Przytłoczony odpowiedzialnością komendant naczelny jednak nie odwołał już rozkazów. Należy też podkreślić, że pułkownik, a następnie generał Chruściel, mianowany dowódcą powstania, jak na zawodowego oficera głosił kontrowersyjne opinie, twierdził bowiem, że przewagę, jaką mają w Warszawie Niemcy, zniwelują gniew i zapał powstańczego wojska…
Wybuch
O godzinie „W” – 17.00 – 1 sierpnia 1944 roku do walki na ulicach Warszawy ruszyło 23 tysiące żołnierzy Armii Krajowej. Jej siły w mieście szacowano na 50 tysięcy zaprzysiężonych, ale jedynie dziesięć procent żołnierzy miało broń palną (w większości krótką). Do akowców dołączyły oddziały Narodowych Sił Zbrojnych w sile około 800 ludzi i Armii Ludowej z prawie 500 bojownikami. Do powstańców sporadycznie przyłączali się też cywile, pełnili przede wszystkim role pomocnicze – budowniczych barykad i zaopatrzeniowców.
Powstaniec ze Starówki wychodzący z kanału, ul. Nowy Świat róg ul. Wareckiej, 1 września 1944 r.
Siły niemieckie w mieście początkowo liczyły 20 tysięcy żołnierzy, policjantów i formacji paramilitarnych, znacznie lepiej uzbrojonych. Najistotniejsze jednak było to, że w celu zabezpieczenia tyłów wojsk zmagających się z Armią Czerwoną, garnizon Warszawy mógł w każdej chwili oczekiwać wsparcia ze strony oddziałów zmierzających na front. Czwartego sierpnia do tłumienia powstania skierowano korpus, którego dowódcą został generał Erich von dem Bach-Zelewski – specjalista w SS od działań antypartyzanckich. Korpus liczył 25 tysięcy żołnierzy, między innymi siepaczy Oskara Dirlewangera i kolaborantów Bronisława Kamińskiego (generała dowodzącego proniemiecką formacją Rosjan), którzy wsławili się szczególnym okrucieństwem wobec ludności cywilnej Warszawy. W sumie w bezpośrednich walkach z powstańcami brało udział 50 tysięcy żołnierzy niemieckich i ich sojuszników, wspieranych przez broń pancerną, artylerię i lotnictwo.
W pierwszych trzech dniach powstania w polskich rękach znalazła się większa część warszawskich dzielnic: Śródmieście z Powiślem, Stare Miasto, Żoliborz, Mokotów oraz trzy enklawy na Ochocie. Niestety, nie udało się zdobyć większości strategicznych celów, między innymi Cytadeli, Dworca Gdańskiego i lotniska Okęcie. Zwłaszcza ten ostatni punkt był ważny w powstańczych planach, gdyż na lotnisku spodziewano się przyjmować wsparcie z Zachodu. Od samego początku też Niemcy zachowali kontrolę nad wszystkimi liniami kolejowymi i mostami na Wiśle. Szybko też, bo od 5 sierpnia, przejęli inicjatywę operacyjną w Warszawie. Mimo przytłaczającej przewagi, bezpardonowego terroru w zajętych lub odbitych kwartałach miasta oraz niewielkiego zaopatrzenia z Zachodu (wobec zakazu lądowania alianckich samolotów za sowiecką linią frontu, który wydał Stalin), a przede wszystkim mimo braku pomocy ze strony Armii Czerwonej – powstanie jednak trwało. Walczący na barykadach zapisywali kolejną bohaterską i tragiczną kartę polskiej historii… Na pytanie, czy Sowieci byli wówczas w stanie zająć polską stolicę, twierdząco i zarazem bez złudzeń odpowiada między innymi profesor Maciej Szczurowski, historyk wojskowości: „[…] ze strategicznego i politycznego punktu widzenia Rosjanie nie mieli w tym żadnego celu. Co najwyżej mogli sobie skomplikować sytuację, stwarzając pole do działania i dając dodatkowe atuty ewidentnemu przeciwnikowi politycznemu, jakim dla Stalina był Rząd Polski w Londynie. Strefy władzy, podział wpływów był już dokonany w Teheranie. Na miejscu Stalina każdy postąpiłby podobnie. To Anglicy i Amerykanie oddali Polskę w radziecką strefę wpływów dużo wcześniej niż w Jałcie”.
Grupa młodych powstańców.
Z przytoczonym zdaniem trudno dyskutować. Optyka polityczna i militarna była dla walczących Polaków beznadziejna, ale w tej tragicznej sytuacji pierwsze dni powstania dla wielu warszawiaków stały się chwilami niepowtarzalnego później szczęścia. W wielu relacjach i wspomnieniach podkreślana jest euforia, jaka ogarnęła ludzi na widok biało-czerwonych flag na zdobytych ulicach i żołnierzy z orzełkami na czapkach. To był prawdziwy świt po długiej okupacyjnej nocy, odzyskiwanie godności. Krystyna Budnicka, która jako żydowskie dziecko ocalone z powstania w getcie ukrywała się po aryjskiej stronie, tak wspomina 1 sierpnia 1944 roku: „Wreszcie mogłam poczuć się naprawdę wolna. Nienaznaczona. Myśmy wtedy mieszkały z bratową u państwa Budnickich na ulicy Dobrej na Powiślu. Pamiętam ten entuzjazm, biało-czerwone flagi w oknach domów i nadzieję, że zaraz nadejdzie wyzwolenie…” Za tę nadzieję powstańcy i mieszkańcy Warszawy płacili najwyższą cenę i niezależnie od dyskusji na temat powstania warszawskiego należy o tym pamiętać i to szanować.
Bibliografia:
A. Borkiewicz, Powstanie Warszawskie 1944. Zarys działań natury wojskowej, Warszawa 2018.
K. Iranek-Osmecki, Powołanie i przeznaczenie. Wspomnienia oficera Komendy Głównej AK 1940–1945, Warszawa 1998.
A.L. Sowa, Kto wydał wyrok na miasto? Plany operacyjne ZWZ/AK (1940–1944) i sposób ich realizacji, Kraków 2016.
M. Szczurowski, Mity, rytuały, symbole a żołnierz polski w przestrzeni politycznej II wojny światowej, Toruń 2013.
W 77. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego przygotowaliśmy specjalne wydanie „Polski Zbrojnej”.
Mecenasami jednodniówki są Polska Grupa Zbrojeniowa i Polska Grupa Energetyczna.
Zapraszamy do lektury!
autor zdjęć: Wikipedia, IPN, NAC
komentarze