Tytuł może nie jest oryginalny, ale oddaje dobrze polsko-włoskie związki. Tymi słowami, po włosku właśnie, przemówił w Rzymie do tłumów w 1978 r. krakowski arcybiskup Karol Wojtyła z balkonu Świętego Piotra – „Wezwano mnie z dalekiego kraju”.
Istotnie jest daleko. Z Krakowa, prastarej stolicy Polski, przez słowackie Karpaty, pogranicze austriacko-węgierskie, słoweńską Lublanę, wenecką lagunę, Rawennę i Perugię 1426 km na piechotę do Rzymu, jak dokładnie wyliczają Google Maps. Tyle, a nawet więcej musiało przebyć trzystu pancernych wojów pierwszego polskiego króla, Bolesława Chrobrego, który w roku tysięcznym odstąpił swych rycerzy na wyprawę do Włoch saskiemu władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego, cesarzowi Ottonowi Rudemu. Według francuskiego kronikarza niemiecki cesarz z polskim królem udali się najpierw do grobu Karola Wielkiego w Akwizgranie, leżącym przy obecnej granicy z Belgią. Po otwarciu grobowca Otton podarował Bolesławowi złoty tron Karola, na którym siedzieć miał od dwu wieków cesarski zewłok. Wraz z niespodziewaną śmiercią Ottona na zamku Paterno w rzymskim Lacjum rozwiały się plany uniwersalnego imperium wspartego na czterech filarach – Galii, Germanii, Italii oraz Sclavinii, czyli Słowiańszczyźnie. Pamięć o polskich pancernych, którzy wojowali na dalekiej włoskiej ziemi przed tysiącem lat, przetrwała dzięki cudzoziemskim kronikarzom.
Z Wenecji w XII w. miał pochodzić, jak głosi najnowsza teoria, ojciec polskiego kronikarstwa zwany Gallusem. Polacy, przede wszystkim duchowni, chodzili po włoskim bucie wielokrotnie, wędrując do Rzymu i do powstających jak grzyby po deszczu uniwersytetów. W Bolonii i Padwie studiowali Mikołaj Kopernik i słynny polski kardynał czasów reformacji Stanisław Hozjusz. Temu ostatniemu zawdzięczają Polacy własne hospicjum przy Botteghe Oscure w rzymskiej dzielnicy Sant’Angelo. Był to rodzaj domu pielgrzyma przy kościele patrona Polski, biskupa krakowskiego Stanisława, którego relikwie sprowadzono tu po śmierci Hozjusza. Fundacja nie przetrwała upadku państwa polskiego, podzielonego w 1795 r. pomiędzy trzech zaborców – Prusy, Rosję i Austrię. Trzy lata później, 8 maja 1798 r., na świętego Stanisława – w dniu, kiedy katolicki Kraków nawiedza procesjonalnie z wielką pompą relikwie świętego – jego rzymski kościół otwarli polscy legioniści gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, po czym wysłuchali Mszy św.
Legiony napoleońskie (1797–1807)
Skąd po ośmiuset latach polscy wojacy znaleźli się ponownie w sercu Włoch? Nie byli to zwykli najemnicy, jak zbuntowani luterańscy knechci katolickiego cesarza Karola V, którzy dokonali trzy stulecia wcześniej słynnego sacco di Roma, masakrując 6 maja 1527 r. gwardzistów szwajcarskich, chwalebnie poległych w obronie papieża. Skierowana przeciwko Rosji i Prusom w 1794 r., zakończona klęską polska Insurekcja gen. Tadeusza Kościuszki, a następnie upadek państwa spowodowały emigrację setek działaczy politycznych i tysięcy żołnierzy. Ci, którzy pozostali w kraju, zostali wcieleni do armii zaborczych – rosyjskiej, pruskiej i austriackiej. Służba wojskowa w armiach okupantów stała się zmorą Polaków aż do 1945 r., a nawet dłużej, gdy liczyć podporządkowanie przez 45 lat po II wojnie światowej polskiej armii rosyjskiemu „gwarantowi” oraz służbę byłych polskich obywateli w armii sowieckiej.
Byli jeńcy polscy z obozu włoskiego w piemonckim La Mandria di Chivasso po zakończeniu I wojny światowej, grudzień 1918 r.
Pod koniec XVIII w. jedynym w praktyce, choć niepewnym sojusznikiem Polaków pozostawała walcząca z Prusami jakobińska Francja. Nie zmienił tego aliansu przewrót termidoriański w 1794 r., powstanie konsulatu i zawrotna kariera pierwszego konsula – Napoleona. Jednym z takich emigrantów był polski generał Dąbrowski, który uzyskał w 1797 r. od walczącego z Austriakami w Lombardii Napoleona zgodę na sformowanie z polskich jeńców, którzy dostali się do niewoli francuskiej, osobnego legionu. Miał on posiłkować twór francuski, Rzeczpospolitą Lombardzką. Legioniści nosili na polskim mundurze kokardy włoską i francuską, wraz z napisem Gli uomini liberi sono fratelli (Ludzie wolni są braćmi). Było to więc nowe wojsko, obywatelskie i republikańskie, na wzór armii insurekcyjnej Kościuszki z 1794 r., w którym różnice stanów i pochodzenia nie miały odgrywać roli. Kościuszko, uwolniony z rosyjskiej twierdzy przez cara Pawła, został symbolicznym zwierzchnikiem żołnierzy. Służba ta niosła jednak ze sobą dramatyczne czasem rozdwojenie. Rewolucyjna armia francuska pod hasłem wolności i równości przynosiła okupację francuską i walkę z religią. Polscy legioniści chcieli walczyć, by wrócić do swojego kraju i nade wszystko, zwłaszcza ci pochodzenia chłopskiego, byli głęboko wierzącymi katolikami. Nie przypadkiem w Dziadach części III, dramacie czołowego polskiego romantyka Adama Mickiewicza, pojawia się postać Kaprala, który opowiada o zaskakującym wydarzeniu podczas służby w polskich legionach, najpierw we Włoszech, a następnie w Hiszpanii:
Konrad
Nie mieszam się do wszystkich świętych z litaniji,
Lecz nie dozwolę bluźnić imienia Maryi.
Kapral
To imię, Panie, nie żart –więc mnie się zdarzyło
W Hiszpaniji, lat temu – o, to dawno było,
Nim car mię tym oszpecił mundurem szelmowskim –
Więc byłem w legijonach, naprzód pod Dąbrowskim,
A potem wszedłem w sławny pułk Sobolewskiego. [...]
Otóż – więc z rozkazem
Brata Pana jechałem w miasteczko Lamego –
Jak dziś pamiętam – więc tam byli Francuziska:
Ten gra w kości, ten w karty, ten dziewczęta ściska –
Nuż beczeć; każdy Francuz, jak podpije, beczy.
Jak zaczną tedy śpiewać wszyscy nic do rzeczy,
Siwobrode wąsale takie pieśni tłuste!
Aż był wstyd mnie młodemu. – Z rozpusty w rozpustę,
Dalej bredzić na świętych; otóż z większych w większe
Grzechy laząc, nuż bluźnić na Pannę Najświętszę –
A trzeba wiedzieć, że mam patent sodalisa
I z powinności bronię Maryi imienia –
Więc ja im perswadować: – Stulcie pysk, do bisa!
Więc umilkli, nie chcąc mieć ze mną do czynienia. […]
Aż w nocy trąbią na koń – zaczną obóz trwożyć –
Francuzi nuż do czapek, i nie mogą włożyć: –
Bo nie było na co wdziać, – bo każdego główka
Była ślicznie odcięta nożem jak makówka.
Szelma gospodarz porznął jak kury w folwarku; –
Patrzę, więc moja głowa została na karku;
W czapce kartka łacińska, pismo nie wiem czyje:
»Vivat Polonus, unus defensor Mariae«.
Otóż widzisz Pan, że ja tym imieniem żyję.
Polacy tłumili w papieskiej Romanii powstanie ludności przeciwko Francuzom, za to w Reggio swoim taktem polscy żołnierze zyskali sympatię mieszkańców. Tu gen. Józef Wybicki, jeden z wybitniejszych polityków polskich przełomu XVIII i XIX w., napisał dla legionistów skoczny Mazurek Dąbrowskiego, przyszły hymn narodowy polskiej republiki, który wyrażał nadzieję na powrót do kraju:
Jeszcze Polska nie umarła
Kiedy my żyjemy,
Co nam obca moc wydarła
Szablą odbijemy.
Marsz, marsz Dąbrowski
Do Polski z ziemi włoski
Za twoim przewodem
Złączem się z narodem.
Polacy weszli 3 maja 1798 r. do Wiecznego Miasta, stolicy nowej Republiki Rzymskiej, powstałej na gruzach Państwa Kościelnego. Wtedy właśnie nastąpiło krótkotrwałe otwarcie polskiego kościoła św. Stanisława. Później było coraz gorzej. Część legionistów wydał Austriakom, jako obcych poddanych, francuski komendant kapitulującej w 1799 r. Mantui, a legiony poniosły olbrzymie straty, osłaniając odwrót Francuzów w bitwie z oddziałami rosyjsko-austriackimi nad Trebbią. Zalążkiem nowej legii stały się resztki żołnierzy, którzy przeżyli bitwę z Austriakami pod Marengo w zwycięskiej dla Napoleona kampanii 1800 r. Część żołnierzy przeszła następnie jako polskie oddziały na żołd Republiki Włoskiej, a część została wysłana do tłumienia murzyńskiego powstania w kolonii francuskiej na Haiti. Wielu spośród legionistów przeszło jednak na stronę powstańców – ich czarni potomkowie żyją na tej wyspie do dzisiaj.
Bohaterska bądź co bądź epopeja polskich legionistów na służbie włoskiej szybko przeniknęła do Polski i na Litwę pod zaborem rosyjskim, wchodząc na trwałe do historii obu krajów. W narodowym poemacie Mickiewicza Pan Tadeusz, pisanym na emigracji po klęsce kolejnego antyrosyjskiego powstania Polaków i Litwinów, znalazło się echo takiej opowieści:
Przecież nieraz nowina niby kamień z nieba
Spadała w Litwę. Nieraz dziad żebrzący chleba,
Bez ręki lub bez nogi, przyjąwszy jałmużnę,
Stanął i oczy wkoło obracał ostróżne.
Gdy nie widział we dworze rosyjskich żołnierzy
Ani jarmułek, ani czerwonych kołnierzy,
Wtenczas kim był, wyznawał: był legijonistą,
Przynosi kości stare na ziemię ojczystą,
Której już bronić nie mógł...
Jak go wtenczas cała
Rodzina pańska, jak go czeladka ściskała,
Zanosząc się od płaczu!
On za stołem siadał I dziwniejsze od baśni historyje gadał.
On opowiadał, jako jenerał Dąbrowski,
Z ziemi włoskiej stara się przyciągnąć do Polski,
Jak on rodaków zbiera na lombardzkim polu;
Jak Kniaziewicz rozkazy daje z Kapitolu
I zwycięzca, wydartych potomkom cezarów
Rzucił w oczy Francuzów sto krwawych sztandarów.
Potomkowie cezarów trzymali się jednak mocno, zjednoczenie Włoch pod egidą dynastii sabaudzkiej nastąpiło w 1870 r., gdy w końcu upadło rozkładające się Państwo Kościelne, a wojska włoskie zajęły opuszczony przez Francuzów Rzym, czyniąc kolejnych papieży na najbliższe 60 lat dobrowolnymi więźniami Watykanu.
Wiosna Ludów (1848–1849)
Nieudane powstanie narodowe Polaków przeciwko Rosji wyrzuciło za burtę w 1831 r. tysiące uchodźców stanowiących elitę złączonego z Rosją od roku 1815 węzłem dynastycznym Królestwa Polskiego. Była to tak zwana Wielka Emigracja, wielka nie ze względu na liczebność, a charakter jej przedstawicieli. Oficerowie, posłowie na ostatni Sejm i członkowie Rządu Narodowego, znani ziemianie, poeci romantyczni, dziennikarze i publicyści, wszyscy podążyli na zachód i południe Europy, rozsiewając po drodze zarazki buntu i rewolucji. Polityków i żołnierzy, reprezentujących niemal wszystkie ówczesne stronnictwa, od skrajnych konserwatystów po komunistycznych radykałów, łączyło, wbrew ich woli, jedno – pragnienie odzyskania niepodległości przez Polskę. To zaś mogło się dokonać w praktyce tylko przez wywrócenie europejskiego porządku politycznego lub społecznego, zagwarantowanego na kongresie wiedeńskim w 1815 r. traktatami Świętego Przymierza. W Europie Środkowej i Wschodniej moment ten nastąpił dopiero w roku 1918, po nagłym upadku trzech monarchii – carskiej Rosji, cesarsko-królewskich Austro-Węgier i cesarskich Niemiec. Do tego czasu słowo Polak w europejskich gabinetach oznaczało najczęściej niepoprawnego marzyciela i zarazem – groźnego rewolucjonistę.
Rolnicze i przeludnione Włochy, podzielone między kraje austriackich Habsburgów na północy i hiszpańskich Burbonów na południu (neapolitańskie Królestwo Obojga Sycylii), z państwem papieskim pośrodku, tylko czekały na rewolucję społeczną i Risorgimento – odrodzenie narodowe. Właściwie jedyną liczącą się rodzimą dynastią, która aspirowała do włoskiego przywództwa, była sabaudzka rodzina królewska, rządząca Sardynią i Piemontem. Cieszący się popularnością nowy papież Pius IX nie mógł zostać, nawet gdyby tego chciał, władcą nowego włoskiego państwa. Wiosna Ludów, która w latach 1848–1849 ogarnęła Francję, kraje niemieckie, Austrię z Węgrami i ziemie polskie, wybuchła także we Włoszech. Jak w okresie napoleońskim, powstały na północy, w walce z rządami austriackimi, republiki w Wenecji i Mediolanie, którym Sabaudowie wysłali na pomoc swe wojska.
Polscy petenci pukali od dawna do drzwi kurii rzymskiej, starając się o protektorat papieża nad swoją działalnością polityczną. Książę Adam Czartoryski, były minister spraw zagranicznych Rosji, pierwszy prezes Rządu Narodowego podczas antyrosyjskiego powstania w 1831 r., zwany niekoronowanym królem Polski główny dyplomata polskiej emigracji, zabiegał o poparcie Piusa IX dla sformowania w państwie papieskim polskiego legionu. Tego samego żądał polski poeta romantyczny, a zarazem działacz polityczny Mickiewicz, który uzyskawszy audiencję w Watykanie, krzyczał na papieża, że Duch Święty jest obecny w bluzach paryskich robotników, co wzbudziło ogólną konsternację. Sformowany przez okrzyczanego heretykiem i rewolucjonistą Mickiewicza demokratyczny i radykalny społecznie legion został przyjęty w końcu na służbę przez rząd Mediolanu, walcząc z Austriakami na drugorzędnym odcinku frontu nad jeziorem Garda, gdzie wznosi się znany erem kamedulski.
Polski generał Maciej Rybiński, ostatni wódz naczelny powstania przeciwko Rosjanom w 1831 r., został nawet dowódcą sił zbrojnych Wenecji, jednak podpisany z nim przez wenecki rząd układ nie wszedł w końcu w życie. Po austriackich zwycięstwach w północnych Włoszech część Polaków wycofała się do Piemontu, część przeszła na służbę słynnego włoskiego rewolucjonisty Giuseppe Garibaldiego. Człowiek księcia Czartoryskiego, a więc przedstawiciel konserwatystów, gen. Wojciech Chrzanowski, został faktycznym wodzem naczelnym sabaudzkiej armii sardyńskiej i zdołał podporządkować sobie radykalny legion Mickiewicza. Jednak przegrana Piemontu w walce z Austriakami i abdykacja króla na rzecz syna oznaczały tym samym koniec polskich formacji w sabaudzkiej służbie.
Na południu objawił się jeszcze jeden Polak – gen. Ludwik Mierosławski, znany i podziwiany, lecz chorobliwie ambitny dyletant, który objął dowództwo nad okręgiem wojskowym na Sycylii zbuntowanej przeciwko neapolitańskim Burbonom. I tu wojska rewolucyjne poniosły klęskę.
Część legionistów Mickiewicza przeszła do Toskanii, której rząd oferował im na krótko służbę wojskową, a następnie udała się na teren Republiki Rzymskiej, walcząc w jej obronie. Admirowany wcześniej przez Polaków papież uciekł do Gaety. Giuseppe Mazzini, dyktator republiki, ostatniego bastionu rewolucji, ogłosił powstanie nowego legionu polskiego, będącego oficjalnie rodzajem sprzymierzonego z Włochami oddziału. Dowódcą wspólnych sił był Garibaldi. Tereny republiki zajęli Francuzi, Habsburgowie i neapolitańscy Burbonowie, w obronie Rzymu odznaczyli się polscy legioniści, lecz 3 lipca 1849 r. do miasta wkroczyły wojska francuskie, restytuując władzę papieża. Resztki legionistów oraz żołnierzy włoskich udały się na statku nomen omen „Pius IX” do Grecji, by starać się następnie o przejście do Siedmiogrodu, gdzie z Austriakami i Rosjanami walczyła armia węgierska pod dowództwem słynnego polskiego generała Józefa Bema. Nic z tego nie wyszło.
Swego rodzaju zakończeniem tych polsko-włoskich paranteli był udział Francuzów i Włochów w kolejnym antyrosyjskim powstaniu, które wybuchło w Królestwie Polskim w 1863 r. Przyjaciel Garibaldiego, uczestnik włoskiej Wiosny Ludów, pochodzący z Bergamo płk Francesco Nullo, przybył do Krakowa, znajdującego się ówcześnie w granicach habsburskiej Austrii. Wcześniej spisał testament. Mianowany przez powstańczy Rząd Narodowy generałem, przekroczył na czele francusko-włoskiej legii granicę austriacko-rosyjską pod Krakowem 3 maja, w dniu polskiego święta religijnego i narodowego, upamiętniającego ogłoszenie Maryi królową Korony Polskiej w 1656 r. i uchwalenie pierwszej polskiej konstytucji w roku 1791. Zginął dwa dni później w bitwie z Rosjanami. Spoczął na cmentarzu w małopolskim Olkuszu.
Dwie wojny światowe
Na początku XI stulecia do Włoch miało zawędrować 300 polskich pancernych – siła ówcześnie nie do pogardzenia. Polskie legiony w służbie napoleońskich protektoratów liczyły po kilka tysięcy żołnierzy, całkiem sporo jak na stosunki wśród państewek włoskich. Dziesięciominutowa szarża jednego szwadronu polskich szwoleżerów na hiszpańskie baterie pod przełęczą Somosierra w górach Guadarrama, która w 1808 r. otwarła Napoleonowi drogę do Madrytu, pokazała, że niekoniecznie liczy się ilość, a podnieceni odpowiednio ambicją i uwielbieniem dla cesarza najemnicy mogą dokonać więcej niż rodzimi bohaterowie. Cudzoziemskie legie we Włoszech okresu Wiosny Ludów liczyły po kilkuset Polaków, ale za to ważną rolę odegrali w republikańskich wojskach polscy oficerowie. Pamięć tych wydarzeń jest wcale nieodległa. Mój dziadek macierzysty wspominał wydarzenia Wiosny Ludów w połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia jako żywą tradycję rodzinną, która zawładnęła wyobraźnią małego chłopca z Galicji, będącej do roku 1918 częścią monarchii austriackich Habsburgów: „Najdawniejsze moje wspomnienia dziecinne sięgają opowiadań dziadka o zdarzeniach roku 1848 we Lwowie. Te opowiadania, a zwłaszcza relacje o ostrzeliwaniu Lwowa armatami z Wysokiego Zamku, mam ciągle jeszcze w świeżej pamięci. [...] Na pokolenie mego dziadka silne wrażenie wywarł rok czterdziesty ósmy, powstanie na Węgrzech i przemarsz wojsk rosyjskich przez Galicję na Węgry. Z braci mego dziadka dwóch brało udział w powstaniu węgierskim. Jeden z nich został na Węgrzech, a drugi wyemigrował do Turcji. Znane to zdarzenia z historii ówczesnej drobnej [polskiej] szlachty”1.
„Tablica historyczna, chronologiczna i geograficzna działań Polaków we Włoszech dla odrodzenia ich ojczyzny”. Wydanie francuskie mapy historycznej z 1829 r. ukazującej trasy włoskich przemarszów polskich legionistów w latach 1797–1801.
Na początku 1918 r. jako osiemnastoletni maturzysta, jeszcze w mundurku szkolnym, wstąpił do Polskiego Korpusu Posiłkowego, legionu w służbie austriackiej. Tymczasem korpus, który się zbuntował, rozwiązano, a dziadka, wyszkolonego na artylerzystę, posłano w Alpy, na front włoski. Gdy w październiku c.k. monarchia zaczęła się rozpadać, wypisał sobie z kolegą fałszywy rozkaz urlopu do rodzinnego Lwowa, stolicy austriackiej Galicji, i wrócił do domu. Nie mieli tego szczęścia inni polscy rekruci. Około 60 tys. jeńców, będących przecież poddanymi austriackimi, znalazło się do jesieni w obozach we Włoszech. We Francji tymczasem sformowano po stronie aliantów sprzymierzoną Armię Polską, której oddziały rzutem na taśmę zdołały nawet wziąć udział w walkach z Niemcami w Szampanii. Jej dowódcy, gen. Józefowi Hallerowi, od października naczelnemu wodzowi Wojsk Polskich, podporządkowano wszystkie polskie formacje ochotnicze, od Kanady po rosyjski Władywostok. W obozach włoskich zaczął się werbunek do sojuszniczej polskiej armii. Po stronie Włochów walczyła już polska kompania, sformowana na terenie obozu w kampańskiej Santa Maria Capua Vetere. Drugi taki obóz znajdował się w piemonckiej La Mandria di Chivasso. W sumie zwerbowano 35 tys. ochotników spośród jeńców, którzy utworzyli pułki pod patronatem znanych nam bohaterów – Dąbrowskiego, Kościuszki, Mickiewicza, Nulla, Garibaldiego. Żołnierzy tych przetransportowano następnie do Francji, skąd w 1919 r. wyruszyli do swojego kraju. Niejako oblekły się więc w ciało słowa Mazurka Dąbrowskiego – „z ziemi włoskiej do Polski”.
Rok 1939 przyniósł katastrofę Polski, którą pokonali wspólnym wysiłkiem Niemcy i Rosjanie. Włochy, wspierające Hitlera, zachowały jednak neutralność wobec katolickiej Polski i sympatię wobec jej obywateli. Do 1940 r. tłumy uchodźców i ochotników do nowego Wojska Polskiego we Francji przesuwały się po włoskim bucie. Ambasador polski w Rzymie Bolesław Wieniawa-Długoszowski został wyznaczony na prezydenta Polski przez internowanego w Rumunii prezydenta Ignacego Mościckiego, jednak nie mógł objąć tej funkcji wobec sprzeciwu Francuzów i Anglików. W Rzymie zamieszkał, w drodze do Francji, prymas Polski August Hlond oraz – via klasztor Kamedułów nad jeziorem Garda, gdzie odwiedził swego stryja – biskup polowy Józef Gawlina. Wojsko Polskie ponownie tu zawitało w roku 1944, przechodząc ten włoski but od obcasa (Apulia), przez sznurowadła (Monte Cassino), po cholewę (Ankona z Bolonią), ale wojna się skończyła i w 1946 r.2 Korpus Polski został przetransportowany do Wielkiej Brytanii. Była to jednak kampania bohaterska. Dowodem są słowa samych uczestników. Gawlina, który specjalnie przyjechał pod Monte Cassino, napisał w swoich wspomnieniach: „Skoro tylko bitwa się ukończyła [...] zaczęła się szarzyzna dnia. Natura polska znów święciła triumfy. [...] Delegacja pułku piechoty zarzuciła mi, że jak zawsze krzywdzę piechotę, bo przeniosłem ich kapelana. Zdenerwowani przez bitwę rozsierdzili się nawet, a gdy uspakajająco jednemu z nich powiedziałem: – »Czekajże, złotko kochane«, stanął na baczność i powiedział: – »Melduję posłusznie, że nie jestem żaden kasztan, tylko bohater spod Monte Cassino«”2.
Posiłkujące Niemców na froncie wschodnim oddziały ekspedycyjne włoskie, o ile przechodziły przez tereny polskie pod okupacją niemiecką, spotykały się z życzliwym przyjęciem ludności, podobnie jak oddziały hiszpańskie i węgierskie. Te wojenne związki polsko-włoskie uchwycił dobrze Stanisław Lenartowicz, reżyser polskiej komedii Giuseppe w Warszawie (1964), sam żołnierz armii podziemnej i więzień rosyjskiego obozu koncentracyjnego po wojnie.
Dramat Włochów dopełnił się w latach 1943–1944. Ci, którzy przeżyli Stalingrad, znaleźli grób w obozach rosyjskich. Tę tragiczną historię przedstawił z humorem w Towarzyszu don Camillo (1963) Giovanni Guareschi. Stiepan Bordionnyj, bohater jednego z opowiadań, jeniec włoski, który ocalał z masakry, pozostał w miejscowym kołchozie i ożenił się po wojnie z obywatelką sowiecką, córką polskich chłopów.
Po przejściu Włoch na stronę aliantów w 1943 r. większość żołnierzy włoskich poza granicami kraju została umieszczona przez Niemców w obozach jenieckich i koncentracyjnych. Na warszawskich Bielanach znajduje się cmentarz żołnierzy włoskich. Pochowano tu prawie tysiąc Włochów, którzy dostali się do niewoli niemieckiej w czasie I wojny światowej i zmarli w obozach jenieckich w Polsce. Złożono tu także prochy przeszło 1400 Włochów, którzy stracili życie w Polsce z rąk niemieckich. Jest tu również wymowna tablica – poświęcono ją pamięci sześciu włoskich generałów, zamordowanych na polskiej ziemi przez wycofujących się Niemców w styczniu 1945 r.
1 Przemówienie w: Z kroniki naukowej, „Przegląd Zachodni” (Poznań) 1955, nr 5–6, s. 294.
2 J. Gawlina, Wspomnienia, oprac. J. Myszor, Katowice 2018, s. 315.
autor zdjęć: Cezary Pomykało, polonia.pl
komentarze