Żołnierze z Batalionowej Grupy Bojowej NATO poruszyli niebo i ziemię, aby adoptować psa. Dziś Chico, bo tak go nazwali, jest pełnoprawnym mieszkańcem sojuszniczej bazy w Bemowie Piskim. – On jest nie tylko naszym towarzyszem, dzięki niemu rozłąka z bliskimi nie jest tak dotkliwa – mówią wojskowi, którzy służą w Polsce.
Chico pojawił się w życiu Batalionowej Grupy Bojowej NATO mniej więcej dwa lata temu. Niewielki łaciaty kundelek plątał się przy żołnierzach wojsk rozpoznawczych, którzy właśnie działali w terenie. Dzielnie razem z nimi przeszedł wiele kilometrów marszu. Potem coraz częściej pojawiał się na poligonie, tak że w końcu obecność psa stała się dla wszystkich naturalna. – Towarzyszył żołnierzom podczas porannych ćwiczeń, chętnie zajadał się też przysmakami, które wojskowi przemycali dla niego ze stołówki. Szybko nadaliśmy mu imię. A ja, żeby móc bawić się z Chico, nauczyłam się nawet komend w języku polskim – opowiada spec. Emily Dittmar z US Army.
Małgorzata Sobolewska, tłumaczka Batalionowej Grupy Bojowej wspomina, że Chico wziął nawet udział w obchodach Dnia Weterana, który w armii amerykańskiej przypada 11 listopada. – Następnego dnia rano w jednostce odbył się bieg, w którym uczestniczyło 1200 żołnierzy sojuszniczych armii. Jako pierwszy pobiegł oczywiście Chico. Żartowaliśmy, że to on nadaje tempo i wyznacza kierunek żołnierzom – śmieje się Sobolewska. Dodaje, że bieganie, obok spania i jedzenia to jedno z ulubionych zajęć psa. – I całe szczęście, bo biorąc pod uwagę to, ile je, mógłby mieć problemy z utrzymaniem sylwetki – dodaje.
Kudłaty przyjaciel stał się dla żołnierzy czymś więcej niż towarzyszem zabaw. Jak mówią wojskowi, Chico pomaga im uporać się z tęsknotą za domem. – Pamiętam, że zobaczyłem zdjęcie Chico jeszcze podczas szkolenia przygotowującego do wyjazdu na misję. Nie mogłem się doczekać spotkania z nim, wiedziałem, że dzięki jego obecności będzie mi w Polsce łatwiej– mówi sierż. Tom Canino z US Army. Podobnie o nowym pupilu mówi sierż. Michael Vanhoy. – Kiedy przyjechaliśmy do Polski, wszyscy tęskniliśmy za naszymi bliskimi. Obecność Chico sprawiła, że ta rozłąka jest trochę mniej dotkliwa – dodaje.
Nic dziwnego, że informacja, która pewnego dnia obiegła bazę, była jak grom z nieba: Chico zniknął. Wszyscy rzucili się szukać psa. Po kilku dniach nieformalna akcja zakończyła się sukcesem. Niestety połowicznym, bo Chico, owszem się znalazł, ale w… schronisku. Był co prawda pod bardzo dobrą opieką wolontariuszy z Przystanku na Cztery Łapy w Makowie Mazowieckim, jednak wojskowi chcieli, aby wrócił do Bemowa Piskiego. Okazało się to nie lada wyzwaniem, ponieważ polskie przepisy nie pozwalają, aby pies mieszkał na terenie jednostki wojskowej. – Pomysły były więc różne, niektórzy żołnierze byli gotowi nawet zabrać go ze sobą do Stanów – wspomina tłumaczka. Na szczęście okazało się, że nie jest to konieczne. Wojskowi poruszyli niebo i ziemię i znaleźli w końcu rozwiązanie, dzięki któremu Chico został pełnoprawnym mieszkańcem ich bazy w Bemowie Piskim. – Aby pies mógł przebywać na terenie jednostki, musi mieć przede wszystkim opiekuna, który będzie dbał o to, gdzie ma spać, co jeść i o to, aby był pod opieką weterynarza. Dlatego podczas każdej zmiany będzie wyznaczona jedna osoba, która będzie odpowiedzialna za psa – wyjaśnia ppłk Jarosław Wyszecki, komendant Ośrodka Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych Orzysz, gdzie stacjonują żołnierze NATO.
Teraz Chico opiekują się żołnierze z 2 Pułku Kawalerii US Army, którzy rozpoczęli służbę w Polsce miesiąc temu. Z nowym pupilem polubili się od razu!
autor zdjęć: U.S. Army Sgt. Sarah Kirby, spec. Emily Dittmar, spec. Kenneth Griffin
komentarze