Seria krwawych zamachów terrorystycznych na kościoły i hotele, przeprowadzona na Sri Lance w Niedzielę Wielkanocną 21 kwietnia 2019 roku, zaskoczyła i zszokowała cały świat. Śmierć w atakach, do których przyznały się niewielkie miejscowe ugrupowania islamistyczne działające na rzecz i w imieniu Państwa Islamskiego (IS), poniosło około 260 osób (w tym ponad 40 cudzoziemców), a niemal 600 zostało rannych. Plasuje to lankijski dramat w czołówce listy najkrwawszych ataków terrorystycznych na świecie w ostatniej dekadzie.
Był to także największy pod względem liczby ofiar zamach dokonany przez IS od początku istnienia tej organizacji. Stanowi potwierdzenie obaw, że w całej Azji Południowo-Wschodniej toczy się zażarta walka między Państwem Islamskim a Al-Kaidą (AQ) o wpływy wśród lokalnych społeczności muzułmańskich. Ważnym elementem rywalizacji obu tych głównych struktur międzynarodowego dżihadu jest dążenie do radykalizacji miejscowych muzułmanów i włączenia ich w działania własnych globalnych sieci ekstremistycznych.
Rywalizacja o rząd dusz
Formalną odpowiedzialność za zorganizowanie zamachów na Sri Lance wzięły na siebie dwa miejscowe ugrupowania radykalnych muzułmanów: National Thowheed Jama’ath (Narodowe Stowarzyszenie Monoteizmu) oraz Jama’athe Milla’athe Ibrahim (Stowarzyszenie Wiary i Tradycji Abrahama). Oba znane były dotychczas niemal wyłącznie z hałaśliwych pikiet i demonstracji oraz werbalnych ataków na wrogów islamu, podejmowanych przede wszystkim przeciwko buddystom.
Wielkanocne zamachy, których celem stali się przede wszystkim lankijscy chrześcijanie, świadczą więc o fundamentalnej zmianie ideowych priorytetów i celów działania miejscowych ekstremistów islamskich. Ta przemiana nie byłaby jednak możliwa bez inspiracji i wpływów z zewnątrz – w tym wypadku Państwa Islamskiego. Ugrupowanie kalifa Ibrahima (Abu Bakr al-Baghdadi) zdołało bowiem w ostatnich latach stworzyć na Sri Lance duży i dobrze zakonspirowany przyczółek, wykorzystując do tego miejscowy muzułmański radykalizm. IS wyprzedziło konkurencyjną Al-Kaidę, która również niejako specjalizuje się w budzeniu dżihadystycznej świadomości wśród lokalnych społeczności islamskich w wielu miejscach świata. Najwyraźniej emisariusze kalifatu dotarli na Sri Lankę wcześniej lub też ich oferta okazała się bardziej atrakcyjna niż AQ.
W efekcie na wyspie od co najmniej trzech lat działało kilka zakonspirowanych komórek Państwa Islamskiego, które przygotowywały zamachy i szerzyły wśród miejscowych muzułmanów ideologię świętej wojny w wydaniu kalifatu. Cudzoziemscy operatorzy IS, w tym wielu doświadczonych w walkach bojowników z Bliskiego Wschodu, dysponowali pokaźnymi funduszami, a także odpowiednim know-how i zasobami materiałowymi, dzięki czemu mogli planować i przygotowywać operacje terrorystyczne.
Radykaliści wywodzący się spośród lokalnej społeczności muzułmańskiej odpowiadali za udzielanie schronienia organizatorom przedsięwzięcia, dostarczanie informacji niezbędnych do przygotowania ataku, a także wystawienie zamachowców ochotników. Wszyscy szahidzi (muzułmańscy zamachowcy samobójcy), którzy przeprowadzili wielkanocne ataki, byli rodowitymi Lankijczykami. Tamtejsze siły bezpieczeństwa potrzebowały aż dwóch tygodni na eliminację lub aresztowanie większości członków komórek IS na wyspie, liczących niemal 300 radykałów, głównie miejscowych muzułmanów. Ludzie ci byli doskonale zorganizowani i wyposażeni (mieli nawet własny obóz szkoleniowy na wschodzie wyspy). Wielu z nich było ponadto szkolonych do roli szahidów, co oznacza, że kalifat szykował kolejne zamachy na Sri Lance, być może wymierzone nie tylko w chrześcijan.
Muzułmańska apokalipsa
Radykalizacja muzułmanów ze Sri Lanki i włączenie się w globalną świętą wojnę pod sztandarami kalifatu nie jest czymś wyjątkowym. Proces umiędzynaradawiania celów i powiązań regionalnych bądź lokalnych społeczności radykałów islamskich w różnych częściach świata to typowa droga, którą przeszło w minionych dwóch dekadach wiele ugrupowań. W szczególny sposób można było obserwować ten proces w Azji Środkowej oraz Południowo-Wschodniej, m.in. na przykładzie talibów pakistańskich z Tehrik-i-Taliban Pakistan, afgańskich Islamistów z Emiratu Afgańskiego, a także tych uzbeckich czy tadżyckich.
Podobne mechanizmy można zaobserwować dziś na Sri Lance oraz w wielu innych krajach lub regionach Azji Południowo-Wschodniej. Wszędzie tam – od Kaszmiru, Indii i Bangladeszu, przez Mjanmę (Birmę), Malediwy, Tajlandię i Malezję, aż po Singapur, Indonezję i Filipiny – ma miejsce stopniowa radykalizacja tamtejszych społeczności muzułmańskich.
Często temu zjawisku sprzyjają specyficzne lokalne uwarunkowania historyczne, społeczno-polityczne i ekonomiczne: presja, a nawet prześladowania ze strony dominującej lub rządzącej wrogiej większości (etnicznej bądź religijnej), oraz fatalna sytuacja gospodarcza, powodująca wśród mieszkańców biedę i brak perspektyw życiowych. Proces radykalizacji muzułmanów w tej części Azji jest również stymulowany narastającą od ponad pięciu lat rywalizacją między Al-Kaidą a IS. Konkurują one przede wszystkim o wpływy wśród grup islamistycznych już działających, nierzadko od dekad, w wielu krajach azjatyckich. Obie starają się także – tak jak miało to miejsce na Sri Lance w przypadku IS – wychować własnych lokalnych sojuszników, dających największą gwarancję sukcesu w realizacji długofalowych strategii.
Spośród wszystkich rejonów działania Al-Kaidy i Państwa Islamskiego to właśnie Azja Południowo-Wschodnia, a zwłaszcza region afgańsko-pakistański, ma dla islamistów szczególne znaczenie. To tutaj, na obszarze częściowo odpowiadającym terytorium historycznej krainy Chorasan, ma się według muzułmańskiej tradycji apokaliptycznej zapisanej w apokryfach (hadisach) zrodzić ruch wiernych, który doprowadzi do wyzwolenia Jerozolimy z rąk niewiernych. I chociaż od 2014 roku rywalizacja między Państwem Islamskim a Al-Kaidą o tę część Azji toczy się głównie w Afganistanie, Pakistanie i Kaszmirze, to od pewnego czasu obserwuje się również gwałtowny wzrost aktywności islamskich grup ekstremistycznych w innych rejonach Azji Południowo-Wschodniej.
Pod sztandarami kalifa
Problem ten dotyczy nie tylko Sri Lanki. Na Filipinach, gdzie napięcia między chrześcijańską większością a muzułmanami mają długą tradycję, od dawna działają dwie duże grupy islamistyczne: Abu Sajef (wcześniej powiązana z Al-Kaidą, obecnie deklarująca wierność IS) oraz tzw. grupa Maute. Ta ostatnia (znana też jako Islamskie Państwo Lanao, a dawniej używająca nazwy Islamski Front Wyzwolenia Moro) w 2017 roku zajęła na kilka miesięcy 200-tysięczne miasto Marawi na wyspie Mindanao. Ustanowiła tam stolicę nowo powołanej przez siebie filipińskiej prowincji kalifatu – Wilajet al-Falabin, wprowadzając szariat i prześladując miejscowych chrześcijan.
Na Filipinach działają też komórki IS bezpośrednio podległe centrali tej organizacji, składające się – podobnie jak na Sri Lance – z doświadczonych cudzoziemskich bojowników przybyłych na archipelag, aby szerzyć dżihad. To właśnie te struktury odpowiadają zapewne za samobójczy zamach terrorystyczny na katedrę katolicką w mieście Jolo, przeprowadzony w styczniu 2019 roku. Podobnie teren Indonezji jest areną działania kilku ugrupowań islamskiego dżihadu, powstałych nierzadko wiele dekad temu. Należy do nich przede wszystkim, ciesząca się złą sławą Dżama’a Islami’ja (Grupa Islamska – GI), organizacja do dzisiaj będąca formalnie ekspozyturą Al-Kaidy na całą Azję Wschodnią, odpowiedzialna za wiele krwawych zamachów (m.in. na Bali w 2002 roku).
Inną aktywną indonezyjską grupą islamistyczną jest organizacja Mudżahedini Wschodniej Indonezji (znana też jako Mudżahedini Indonezyjskiego Timuru – MIT), wprost określająca się jako indonezyjska prowincja kalifatu. Będąc częścią Państwa Islamskiego, MIT pozostaje w opozycji wobec GI, a starcia między nimi nie należą do rzadkości. Warto też odnotować, że struktury GI operujące na Filipinach są w podobnym konflikcie z grupami dżihadystycznymi tworzącymi tamtejszą filipińską prowincję kalifatu. Ideologia dżihadystyczna szerzy się również w Bangladeszu, gdzie w ostatnich latach znalazło schronienie niemal milion muzułmańskich uchodźców z sąsiedniej Mjanmy (Birmy), należących do grupy etnicznej Rohinga. Ich obecność narusza delikatną równowagę społeczno-polityczną i etniczno-wyznaniową Bangladeszu, co już wykorzystują radykałowie z Dżamaat-ul-Mudżaheddin Bangladesh (Stowarzyszenie Bożych Bojowników Bangladeszu), powiązani z IS.
Równie duży niepokój ekspertów budzi sytuacja na niewielkich Malediwach – wyspiarskim państewku na Oceanie Indyjskim, niemal w całości zamieszkanym przez muzułmanów, którzy zaskakująco szybko ulegają radykalizacji. Na archipelagu rosną wpływy IS – po 2014 roku szeregi kalifatu w Lewancie zasiliło aż 200 obywateli liczącego około 400 tys. mieszkańców kraju. Ten opływający w dostatki raj dla zachodnich turystów jest powszechnie typowany jako kolejne po Sri Lance potencjalne miejsce zamachów w wykonaniu islamistów spod sztandarów kalifa.
Koniec, którego nie było
Udana operacja terrorystyczna IS na Sri Lance została przeprowadzona niedługo po tym, jak padł ostatni bastion Państwa Islamskiego w Syrii. Terytorialna klęska kalifatu w Lewancie skłoniła wielu zachodnich polityków i dyplomatów do wygłaszania optymistycznych ocen i komentarzy dotyczących stanu wojny z kalifatem. Wielkanocny dramat dobitnie pokazał jednak, że Państwo Islamskie nie potrzebuje – podobnie jak Al-Kaida – własnego terytorium, aby móc skutecznie działać i realizować swe zbrodnicze cele. Już kilka lat temu stało się bowiem oczywiste, że kalifat IS to coś znacznie więcej niż tylko określone terytorium w samym sercu Bliskiego Wschodu. Dzisiaj to przede wszystkim budząca żywy odzew muzułmańskich mas ideologia oraz bezkompromisowo realizowana strategia na rzecz wprowadzenia na świecie islamskiej wersji królestwa bożego. To także rozbudowana globalna sieć organizacji i grup islamistycznych, jednoznacznie uznających wiodącą rolę kalifa Ibrahima w walce o dominację islamu na świecie.
Upadek centrali kalifatu na Bliskim Wschodzie może paradoksalnie uczynić IS organizacją jeszcze groźniejszą, niż była dotychczas. Pokonana w Lewancie, upokorzona i pozbawiona źródeł swej finansowej potęgi, a także zmuszona do decentralizacji (czego dotychczas starała się uniknąć w odróżnieniu od sieciowej Al-Kaidy) – staje się mniej przewidywalna i jeszcze bardziej radykalna. Dzieje się tak również ze względu na rosnącą presję ze strony islamistycznej konkurencji, która po kilku latach regresu zaczyna odzyskiwać wigor. Wiele wskazuje na to, że zwłaszcza region Azji Południowo-Wschodniej może stać się w najbliższej przyszłości jednym z głównych (obok kontynentu afrykańskiego) miejsc żywiołowej eskalacji aktywności dżihadystycznej, prowadzonej pod sztandarami zarówno Al-Kaidy, jak i kalifatu. To zaś może oznaczać, że dramatów takich jak ten na Sri Lance będzie coraz więcej.
autor zdjęć: XINHAU / East News
komentarze