Nie powinniśmy pytać, czy statki powietrzne zostaną wyposażone w defensywną broń laserową, ale kiedy to nastąpi. Jej zalety są bowiem niepodważalne. Laser, w przeciwieństwie do najpowszechniejszych dziś systemów obronnych samolotów, czyli urządzeń zakłócających naprowadzanie pocisków, po prostu niszczy wrogi pocisk zanim ten osiągnie swój cel. Obawiam się jednak, że do takiej laserowej rewolucji szybko nie dojdzie. Droga bowiem od prototypowych rozwiązań, którymi dziś chwalą się naukowcy, do tych, które spełnią wyśrubowane normy wojskowe, jest długa i wyboista.
Na początku maja amerykańskie siły powietrze – US Air Force – poinformowały, że podległy im ośrodek badawczo-rozwojowy AFRL (Air Force Research Laboratory) przeprowadził udane testy prototypowego działka laserowego SHiELD (Self-protect High Energy Laser Demonstrator). Testy zostały przeprowadzone 23 kwietnia na poligonie rakietowym White Sands w Nowym Meksyku. W ogromnym skrócie polegały one na tym, że zainstalowany na ziemi system uzbrojenia zestrzelił przy użyciu światła kilka pocisków rakietowych, które zostały wystrzelone w kierunku samolotu.
Amerykanie, zasłaniając się względami bezpieczeństwa, nie ujawnili, jakiego typu były to pociski przeciwlotnicze: czy ziemia–powietrze, czy powietrze–powietrze (co zdradziłoby np. rodzaj symulowanej walki powietrznej i typ użytego pocisku). Nie podali również, czy za pomocą lasera udało się unieszkodliwić wszystkie wystrzelone rakiety. Jednak informacja o udanym teście (bojowym) nowej amerykańskiej broni odbiła się szerokim echem w mediach. Nie ma się co dziwić, gdyż wyposażenie samolotów w broń laserową to technologiczna rewolucja pola walki.
Dlaczego? Ponieważ dzięki takiej broni statki powietrzne zniwelują najważniejszą przewagę, jaką obecnie mają nad nimi pociski przeciwlotnicze – prędkość. Dziś samolot w starciu z rakietowymi zestawami krótkiego zasięgu jest na straconej pozycji. Pocisk przeciwlotniczy AIM-120 AMRAAM, który znajduje się w wyposażeniu naszych myśliwców F-16, osiąga prędkość maksymalną 4 machów. A wspomniany F-16 – dwa machy. Jak więc może przed nimi uciec? Dziś jedyną drogą do obrony przed AMRAAM-ami oraz innymi rakietami przeciwlotniczymi są różnego typu systemy zakłócające pracę głowic pocisków naprowadzających, a także wypracowane procedury, np. wykonywanie przez samolot określonych manewrów obronnych.
Jestem przekonany, że defensywna broń laserowa to przyszłość lotnictwa, ale nie uważam, abyśmy szybko byli świadkami technologicznej rewolucji w tej dziedzinie. Zapewne poczekamy na nią jeszcze kilka, może nawet kilkanaście lat. Najważniejszym problemem do rozwiązania są kwestie związane z zasilaniem. Otóż, aby spalić układy elektryczne w danym obiekcie: rakiecie, niewielkim dronie czy samolocie, trzeba użyć lasera o mocy powyżej 25 kW. Przebicie metalowego pancerza wymaga broni o mocy nieco większej, około 50 kW. Jednak lasery o takiej mocy potrzebują dużo prądu. Żeby uzmysłowić sobie ile, wystarczy przyjąć, iż jeszcze pięć lat temu, aby zasilić laser o mocy 200 kW potrzeba było „agregatu” wielkości boiska piłkarskiego.
Owszem, w ostatnich latach inżynierowie osiągnęli niesamowite wręcz postępy w dziedzinie systemów zasilania broni laserowej, szczególnie ich miniaturyzacji i zwiększenia osiągów (na tyle, że pierwsze działko laserowe trafiło do wyposażenia jednego z okrętów wojennych US Navy i jest obecnie testowane). Jednak w mojej ocenie trzeba będzie jeszcze poczekać kilka lat, aż demonstratory technologii przybiorą formę spełniającą wysokie wojskowe wymagania.
autor zdjęć: Lockheed Martin
komentarze