Kpr. Rübstück, Francuz z Alzacji przymusowo wcielony do Heimatschutzu, który podczas walk o dworzec kolejowy w Chodzieży przeszedł na stronę powstańców; Afrykanin Sam Sandi, żołnierz eskadry powstańczej oraz Chińczyk Chen Defu, który walczył w składzie kompanii barcińskiej – te postacie symbolizują udział ochotników innych narodowości w wielkopolskim zrywie.
„Oddziały niemieckie narodowości polskiej”
Służba Straży i Bezpieczeństwa (Wach- und Sicherheitsdienst) była formacją powołaną w listopadzie 1918 roku w Wielkim Księstwie Poznańskim. Jej zadaniem było utrzymywanie bezpieczeństwa i porządku publicznego. W założeniu miała składać się w połowie z Niemców, a w połowie z Polaków. W praktyce, żołnierze narodowości polskiej, odpowiedzialni za rekrutację ochotników, do „części polskiej” zapisywali Polaków z polskimi nazwiskami, a do „części niemieckiej” zapisywali… również Polaków, tyle że tych, którzy mieli niemieckobrzmiące nazwiska. W raportach wysyłanych do Rad Żołnierskich różnych szczebli wszystko było „in ordnung”. Formacja otrzymała mundury armii niemieckiej i była wyposażona w niemiecką broń wydzieloną przez niemieckie okręgi wojskowe zgodnie z zapotrzebowaniem przesłanym do organów kwatermistrzowskich. Gdy wybuchło powstanie do walk włączyli się Polacy służący w tej formacji. To sprawiło, że Niemcy mieli problem ze zdefiniowaniem przeciwnika. Przez pierwsze dni powstania w ich meldunkach i raportach przewijała się fraza, że „atakują nas niemieckie oddziały narodowości polskiej”. Sprawa, pod względem narodowościowym, była jednak bardziej skomplikowana, niż się Niemcom wydawało. Wśród kilkunastu tysięcy powstańców, którzy w pierwszej fazie powstania chwycili za broń, było ok. 300 osób nie mających narodowości polskiej. W olbrzymiej większości byli to niedawni jeńcy wielkiej wojny.
Rysunek Leona Prauzińskiego
Każdy polski zryw miał swojego ilustratora. Dla powstańców styczniowych był nim Artur Grottger. Sylwetki polskich legionistów podczas wielkiej wojny utrwalił Leopold Gottlieb. Serię szkiców i obrazów o powstaniu wielkopolskim i powstańcach wykonał z kolei Leon Prauziński. W książce „W marszu i w bitwie” na jednym z rysunków, będącym raczej karykaturą, przedstawił trzech egzotycznych uczestników powstania. Patrząc od lewej byli to: kpr. Rübstück, Francuz z Alzacji; Kameruńczyk Sam Sandi oraz Chińczyk Chen Defu, który walczył w składzie kompanii barcińskiej.
Sam Sandi w 12 Eskadrze Wywiadowczej
Zdjęcie z albumu por. pil. Antoniego Katarzyńskiego (poległ 21.09.1920 r.), przedstawia sześciu żołnierzy (w tym trzech pilotów) 12 Eskadry Wywiadowczej. Drugi od lewej w górnym rzędzie siedzi z laseczką sierż. pchor. pil. Katarzyński. Pierwszy z prawej w dolnym rzędzie siedzi czarnoskóry żołnierz, ze ściereczką przerzuconą przez ramię, nalewający do szklanki płyn z oplecionej wikliną karafki. Lekko uśmiechnięte twarze żołnierzy pozwalają przyjąć z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że płyn w karafce wodą nie jest.
Podczas wielkiej wojny w szeregach Armii Republiki Francuskiej było ok. 160 tys. żołnierzy pochodzących z Afryki. Służyli oni w batalionach strzelców senegalskich. Wielu z nich dostało się do niemieckiej niewoli i było wykorzystywanych do różnego rodzaju prac na rzecz niemieckiej gospodarki. Po zakończeniu wojny powrócili do Francji. Kilku, z różnych względów, pozostało na terenie byłego Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Jeden z nich, Kameruńczyk Sam Sandi, został żołnierzem formującej się 1 Wielkopolskiej Eskadry Polnej, która w 1920 roku została przemianowana na 12 Eskadrę Wywiadowczą. Przeszedł z eskadrą jej cały szlak bojowy podczas powstania wielkopolskiego, wojny polsko-ukraińskiej i wojny polsko-bolszewickiej. Po zakończeniu służby pozostał w Polsce i założył rodzinę. Przeszedł na katolicyzm i na chrzcie otrzymał imię Józef. Utrzymywał się z uczestnictwa w walkach zapaśniczych. Zmarł nagle w 1937 roku. Jego potomkowie żyją w Polsce.
Chińczyk katolik Józef Zdzisław Czendefu w kompanii barcińskiej
Chińczyk Chen Defu urodził się w 1885 roku w Mandżurii w mieście Dalian. Gdy miał 7 lat umarli jego rodzice. By przeżyć, musiał żebrać. Chłopcem zaopiekował się kpt. Kazimierz Skorotkiewicz, Polak w służbie carskiej. Zabrał Chińczyka do bazy w Port Artur. Podczas wojny rosyjsko-japońskiej Chen Defu był tłumaczem, gońcem i ordynansem kapitana. Na wojnie, jak na wojnie – kpt. Skorotkiewicz dostał się do niewoli japońskiej. Po uwolnieniu powrócił do Priwiślańskiego Kraju zabierając ze sobą Chińczyka. W Warszawie Chen Defu nauczył się stolarstwa i zaczął pracę w fabryce mebli Chojnackiego. Fabrykant wysłał go do swojej rodziny w Barcinie na terenie Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Tam Chen Defu zafascynował się polską kulturą i spolszczył się (Rosjanie powiedzieliby, że „opolaczyłsia”). W 1907 roku przeszedł na katolicyzm. Na chrzcie przyjął imiona Józef Zdzisław. Został członkiem Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Jeszcze przed wybuchem wielkiej wojny został naczelnikiem oddziału „Sokoła” w Barcinie. Cały czas posiadał obywatelstwo chińskie, dlatego Niemcy nie mogli zmobilizować go do swojego wojska. Przez pewien czas, w obawie przed internowaniem, musiał się ukrywać. 4 stycznia 1919 roku, gdy w Barcinie wybuchło powstanie, wstąpił na ochotnika do formującej się kompanii barcińskiej, w składzie której walczył o wyzwolenie powiatów jarocińskiego i pleszewskiego. Po przeformowaniu powstańczych oddziałów w regularne wojsko, służył w 4 kompanii 4 Pułku Strzelców Wielkopolskich. W 1920 roku wstąpił do jednego z pułków Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera. Walczył podczas wojny polsko-bolszewickiej. Po zakończeniu wojny powrócił do Barcina, gdzie zajął się stolarstwem. W 1924 roku rozpoczął starania o nadanie polskiego obywatelstwa, które uzyskał w 1933 roku. „Pan Czendefu uważa się za Polaka, ma przekonania narodowe i nie zamierza wcale powracać do swojej ziemi ojczystej, odległej Mandżurii. Z Chinami – jak mówi – nic go teraz nie łączy – opuścił je przed 30 laty – z Polską – wszystko” jak donosił w 1935 roku „Kurier Poznański”.
Wojenny zapas żołnierskiego szczęścia Alzatczyka Rübstücka
Alzatczyk Rübstück miał dosyć wojny. W wyniku odniesionej na froncie rany został uznany za inwalidę, jednak pomimo zakończenia działań wojennych nie został zwolniony z niemieckiego wojska. Zdezerterował z zamiarem powrotu w rodzinne strony, jednak 8 stycznia 1919 roku został aresztowany przez niemieckich żołnierzy na dworcu kolejowym w Chodzieży. Niemcy nie patyczkowali się z dezerterami. Uznali, że zasłużył na karę śmierci. Wyrok miał zostać wykonany za pomocą granatu trzonkowego przywiązanego dezerterowi do worka mosznowego. Granat został odbezpieczony, a żołnierze odsunęli się na kilkanaście metrów od skazańca. Jednak w tym momencie rozpoczęła się strzelanina i atak powstańców na dworzec w Chodzieży. Zaskoczeni żołnierze natychmiast zajęli stanowiska strzeleckie wzdłuż toru kolejowego i rozpoczęła się walka o dworzec. Dezerter wiedział, że zostało mu 7 sekund życia – tyle czasu pracował zapalnik. Zaczął żegnać się z życiem. Ale eksplozja nie nastąpiła. Skazaniec policzył do 100 i zrozumiał, że granat okazał się niewybuchem. Ostrożnie go odwiązał, podciągnął i zapiął spodnie, podbiegł do najbliższego karabinu maszynowego i trzema uderzeniami „swoim” granatem rozbił głowy obsłudze, wyrównując bieżące rachunki. Następnie obrócił broń i ogniem skrzydłowym rozpoczął ostrzeliwanie niemieckich pozycji. To zakończyło walkę. Dworzec został zdobyty, a do powstania dołączył następny ochotnik. Został wyznaczony na dowódcę sekcji wywiadowczej w batalionie 4 Pułku Strzelców Wielkopolskich, w którym pozostał aż do zakończenia wojny polsko-bolszewickiej. Gdyby ta nieprawdopodobna scena przejścia kpr. Rübstücka na stronę powstańców znalazła się w filmie fabularnym o powstaniu wielkopolskim, widzowie uznaliby, że scenarzystę poniosła fantazja.
Przytoczone wyżej przypadki mogą świadczyć o tym, że polskość była dla tych kilkuset cudzoziemskich ochotników na tyle atrakcyjna i pociągająca, że zdecydowali się narazić dla niej życie.
komentarze